środa, 11 lutego 2015

Rozdział 5

Najgorsze jest to, że przez chwilę poczułam się naprawdę podniecona i  właśnie to mnie tak przeraziło, gdy położył swoje palce moje usta, poczułam coś jakby wyładowanie elektryczne, do tego doszło to jego intensywne spojrzenie, jego wzrok obiecywał naprawdę wiele i przez te kilka sekund pragnęłam, żeby te jego obietnicę się spełniły. Mam nadzieje, że niczego nie zauważył, chyba w jego oczach już wystarczająco się skompromitowałam.
- Nie masz prawa mnie przetrzymywać - warknęłam.
- Chcesz się założyć? - spytał, unosząc jedną brew do góry. Mogę się założyć, że własnie w tym momencie ze złości leci mi dym z uszu.
- Masz jakieś problemy psychiczne, czy co? - Nie odpowiedział tylko puścił mi oczko.
Znam go od kilkunastu minut i szczerze mam go ochotę ukatrupić. Przestałam się odzywać i naburmuszona siedziałam wpatrując się w swój kubek z herbatą. W myślach wymyśliłam bardzo długą formułkę chamskich przezwisk na chłopaka. Boże jaki on denerwujący, muszę się stąd wyrwać.
- Rozgość się kotku, zaraz wrócę – powiedział i wyszedł z kuchni.
- Dupek – syknęłam przez zaciśnięte zęby.  Zrozpaczona westchnęłam i co ja mam do  cholery teraz zrobić. Sięgnęłam po torebkę, którą wcześniej rzuciłam na krzesło i zaczęłam grzebać w poszukiwaniu telefonu. Ha, idiota, nawet mi go nie zabrał. No jasne, mogłam się spodziewać, że będę miała milion nieodebranym połączeń oraz sms, wszystkie są od Clary, więc przynajmniej mogę cieszyć się z faktu, że moja mama o niczym nie wie.  Wybrałam numer i zadzwoniłam, dziewczyna odebrała już po pierwszym sygnale.
- Halo? Rose? Gdzie ty jesteś do cholery? – Krzyknęła.
- Spokojnie, nic mi nie jest – odpowiedziałam szybko.
- Mam przez ciebie zawał, kobieto – powiedziała. Przewróciłam oczami. - Gdzie jesteś? - Miałam już odpowiadać ale ktoś wyrwał mi telefon. Szybko odkręciłam się w stronę Nialla, który przykładał go do swojego ucha.
- Wybacz, ale Rose nie może w tej chwili rozmawiać - wyjaśnił i się rozłączył. Przyglądam mu się z otwartymi ustami, zamykam je dopiero po chwili.
- Czy ty jesteś nienormalny, oddawaj mi telefon – krzyknęłam i wyciągnęłam dłoń w jego stronę. Jedyne co zrobił to się zaśmiał. Spróbowałam mu go wyrwać, ale uniósł go wysoko do góry, a że jest ode mnie wyższy o jakieś 10 cm, nie mam nawet co próbować go dosięgnąć.
- Oh, wolę nie ryzykować  - powiedział.
- Psychol – warknęłam i dmuchnęłam na kosmyk włosów, który spadł mi na oczy.
- Dziękuje – powiedział z uśmiechem. Zacisnęłam szczękę. Boże co za człek.
- Nie możesz mnie tu przetrzymywać, chcę wyjść – krzyknęłam. Chcę mi się płakać, jestem totalnie przestraszona i zdenerwowana. Jestem przetrzymywana przez jakiegoś psychopatę, który nie wiadomo co mi zrobi. Mój oddech  przyśpieszył.
- Ależ mogę słońce – powiedział. - Wiesz? Nadal mi ładnie nie podziękowałaś – powiedział i uniósł  brwi do góry, wskazał także na swoje bokserki. 
- Jesteś obrzydliwy – wyplułam. 
- Seksowny – poprawił. Czy on naprawdę nigdy nie traci dobrego humoru. 
Spokojnie Rose, spokojnie. Nie denerwuj się. Najwidoczniej trochę tu posiedzę. Może przynajmniej pozwoli wziąć mi prysznic, czuje się już na prawdę nie świeżo.
- Mogę wziąć prysznic? - spytałam, nawet mój głos brzmi jak jeden wielki kłębek nerwów. Kiwnął głową z wielkim bananem na twarzy.
- Towarzyszyć ci? - Szybko pokręciłam głowa, co chyba wydało mu się niezwykle zabawne. 
- Nie, dzięki poradzę sobie - pisnęłam.
- Łazienka, jest w sypialni - poinformował mnie, a jak najszybciej zniknęłam z kuchni, jak najdalej od tych jego świdrujących oczu.
Podeszłam do komody i wyjęłam jego czyste bokserki.. no mam nadzieje, że są czyste.
Weszłam do łazienki i wzięłam długi uspakajający prysznic. Uspokoiłam się na tyle, że nawet zaczęłam nucić swoją ulubioną piosenkę, szczyt głupoty, jestem przetrzymywana, ale sobie śpiewam, a co mi tam.
 Niall posiada tylko męski żel pod prysznic i szampon, no ale w sumie ładnie pachną, więc jakoś to przeżyje. Gdy już cała dokładnie się wymyłam, nie odsłaniając zasłonki sięgnęłam po ręcznik. Owinęłam się nim, przy okazji to jest zajebiście puchowy ręcznik i odsłoniłam zasłonkę. To co zobaczyłam o mało nie zwaliło mnie z nóg.
- Niall!! - krzyknęłam i dla pewności poprawiłam ręcznik. Chłopak dokładnie oglądał każdą moją odkrytą część ciała. - Wyjdź stąd! -
- Nawet nie wiesz jakie masz zajebiste nogi – skomentował. Posłałam mu miażdżące spojrzenie. - Szkoda, że  kupiłem te zasłonki – westchnął. Cholera jak dobrze, że nie przyszło mu na myśl, żeby je odsunąć.
- Wyjdź – powtórzyłam. Posłusznie podniósł się z kibla pokazując mi tym samym ogromny namiot w bokserkach. Odwróciłam szybko wzrok, a on ze śmiechem wyszedł z łazienki. Szybko zamknęłam drzwi na klucz  i odetchnęłam.
- Boże co to było? - spytałam cicho. Westchnęłam i  podeszłam do lusterka, które ukazało moją czerwoną twarz. No pięknie, ale ze mnie burak. Uczesałam włosy i założyłam na siebie ciuchy Nialla. Nie wiem co jest z moją sukienką a naga nie będę chodzić. Umyłam też zęby jego szczoteczką, mam nadzieje że nie nosi jakiejś zarazy czy czegoś. Gdy skończyłam koniec końców wróciłam do salonu, co innego miałam robić?
Niall jak gdyby nigdy nic ogląda sobie telewizor.
- Co tam dziecinko? - pyta, ze śmiechem.
- Pacan - mruknęłam.
- Nie radzę, jesteś w końcu na mojej łasce - ostrzegł. Przełknęłam ślinę i usiadłam na krześle.
Za dużo tego wszystkiego, za dużo, Wdech, wydech, wdech, wydech. Jednak to nic nie dało i z moich oczu zaczęły płynąć łzy, załkałam. Nie wytrzymam już dłużej. Wczoraj mnie pobito i o mało nie zgwałcono, dziś jaki psychopata sobie ze mnie drwi i przetrzymuje mnie.
Ja chcę do domu. Wszelkie emocje, które trzymam w sobie od wczoraj, uwolniły się z ogromną mocą, dopiero teraz zaczęłam bardzo ostro panikować i tak wytrzymałam już bardzo długo. Płakałam tak chwilę a pan "wielki" i "wspaniały" dalej siedział na kanapie i przyglądał mi się. Trochę go najwidoczniej przestraszyłam, ale nie jest zdecydowany co ma zrobić, podejść czy siedzieć i przeczekać. Jednak zdecydował się wstać z kanapy.
Chłopak podszedł do mnie z bardzo niezręczną, najwidoczniej, a ni trochę nie wie jak obchodzić się z  zapłakaną dziewczyną. Bardzo dobrze mu tak. Przykucnął przede mną, a dłonie położył na moich kolanach.
- Hej dziecinko nie płacz, ja tylko żartowałem, słyszysz, zaraz odwiozę cię do domu - powiedział, spoglądając na mnie błagalnymi oczami. Najwidoczniej bardzo chce, żebym przestała płakać.
- Csii, maleńka - ucisza mnie. Położył obie dłonie na moich policzkach i podniósł ją trochę w górę, żebym przestała patrzeć na swoje kolana i spojrzała mu w oczu. - Nie płacz już - mruknął i kciukami starł mi łzy z policzków. Uspokoiłam się trochę i kiwnęłam leciutko głową, po czym bardzo nieelegancko pociągnęłam nosem.
- Zaczekaj, przyniosę ci chusteczki - powiedział i na chwilę zniknął z moich oczu. Przez ten czas wytarłam sobie resztę łez z policzków. Chłopak przyniósł mi całe opakowanie, za co mu cichutko podziękowałam. Wzięłam jedną chusteczkę i wysmarkałam. O matko, jestem obrzydliwa.
- Lepiej już? - spytał. Przytaknęłam. - No to dobrze, przyniosę ci twoja sukienkę i cię odwiozę - powiedział.
Hmm, płakanie poskutkowało, powinnam od razu to zrobić już dawno siedziałabym u Clary. Teraz to chyba on bardziej chcę się mnie stąd pozbyć niż ja z stąd zniknąć. Wrócił z moją sukienką i skierował się w stronę wyjścia, ja po drodze zgarnęłam torebkę oraz buty i ruszyłam za nim, wyszliśmy z klatki schodowej. Mieszka na drugim pietrze, dobrze że jednak nie skorzystałam z okna i nie wyskoczyłam z niego. Chłopak otworzył mi drzwi do samochodu stojącego prawie przed samym wejściem.
- Wiesz, chyba wolę iść... - zaczęłam, ale przerwał mi ostrym warknięciem.
- Wsiadaj - Przeszedł mnie dreszcz, ale posłusznie wsiadłam do auta. Dlaczego tak naglę zrobił się wściekły?
Usiadł na miejscu obok. To będzie naprawdę długa podróż.  Jechaliśmy w ciszy, pomijając to, że powiedziałam mu gdzie ma jechać. Nie zwracałam na niego w ogóle uwagi tylko uparcie wpatrywałam się za widok przed nami, on także mnie ignorował  co bardzo mi odpowiada.
Zatrzymał się przed domem Clary, o mało nie rozpłakałam się ze szczęścia. Zgarnęłam swoje rzeczy z tylnego siedzenia i otworzyłam drzwi, ale za nim zdążyłam wysiąść złapał mnie za rękę i pociągnął z powrotem na siedzenie. Przeniosłam zaciekawione spojrzenie na niego, a ten podał mi telefon.
- Widzimy się jutro, maleńka - powiedział i pocałował mnie w policzek. Jak oparzona wyskoczyłam z auta, a on wielce z siebie zadowolony odjechał.
Jak to jutro? Jęknęłam.
No pięknie, wpadłam w gówno po samą szyje.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 4

Za nim zacznę: Zapraszam na zajebiste Imaginy - http://malikowa1992.blogspot.com/ , a teraz miłego czytania :)

Nie za bardzo go kumam, ale nie wygląda jakby miał mnie zabić, no mam przy najmniej taką nadzieje. Jego nazwisko mi się kojarzy może to jakiś morderca, cholera umrę jeśli się nie dowiem skąd go kojarzę. Jak tak nad tym pomyśleć, chyba nie ma różnicy, jeśli umrę z ciekawości czy z jego rąk, prawda? Ruszyłam więc za nim.
Gdy znalazłam się w kuchni oparłam się o futrynę, wolę przebywać bliżej wyjścia mimo, ze i tak drzwi są zamknięte, taka schiza. Chłopak stanął obok lodówki przodem do brązowego blatu. Wyjął jakieś produkty z lodówki oraz z szafki i (chyba) zaczął robić kanapki. Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Usłyszał to i wyjrzał przez ramię by na mnie spojrzeć.
- Weź sobie tabletkę - powiedział i wskazał nożem, który miał w ręku na stół. Spojrzałam tam i zobaczyłam dwie podłużne tabletki i sok pomarańczowy. Przełknęłam ślinę widząc to, głowa mi pęka, nos mnie boli, a w gardle mam saharę. Sok wygląda naprawdę świetnie i czuje jakby wręcz do mnie śpiewał. Uwielbiam pomarańczę. A proszki choć troszkę złagodziły by ból, jednak co jeśli to jakieś proszki odurzające? Niespokojnie się im przyglądam.
Brać czy nie brać?
- Nie bój się to zwykły apap - mruknął. Nadal jestem niepewna, ale zaraz pęknie mi głowa. Koniec końców połknęłam je. Chwilę później czułam już lekką ulgę. Przez cały czas przyglądałam się Niallowi, jeden jego ruch i wyskoczę przez okno, obiecuje. Nie no, nie odważę się.
- Dlaczego nie zawiozłeś mnie do szpitala, mogę mieć złamany nos - odezwałam się nie spodziewanie. Spojrzał na mnie kątem oka, nie przestając kroić pomidora.
- Nie jest złamany - wyjaśnił.  Prychnęłam. Mówi to tak jakby wiedział wszystko, wkurza mnie to, że jest taki prze mądrzały.
- Skąd pewność - dopytuje.
- Po prostu wiem - westchnął.
- Ale....
- Zamiast mi dziękować i cieszyć się, że żyjesz, cholernie mnie irytujesz - warknął. Serce zabiło mi szybciej, natychmiast zamknęłam usta. Jeśli myślałam, że bałam się wcześniej, to sama już nie wiem co teraz czuje gdy patrze w jego wściekłe spojrzenie i strasznie napiętą szczękę. Rzucił mi ostatnie mordercze spojrzenie i wrócił do robienia kanapek.
Skuliłam się i objęłam ramionami, szczerze? To zrobiło mi się głupio oraz przykro, chyba nikt nie lubi gdy się go za coś karci, nawet jeśli jest się w takiej sytuacji.
Zapadła niezręczna cisza, słychać tylko dźwięk czajnika, który po chwili cichnie. A może tylko ja czuje się nie zręcznie...
Stoję pod tą ścianą jak głupia i zupełnie nie wiem co ze sobą zrobić. Mam do niego tyle pytań, ale po jego wcześniejszym wybuchu boje się głośniej odetchnąć, a co dopiero mówić. Z resztą nie znam go, może mi przecież zrobić dużo więcej niż tylko skrzyczeć.
Chociaż jego nazwisko nadal mi się kojarzy...
Horan... Horan.... Horan...kim jesteś?...
Nagle nad głową zaświeciła mi się żarówka, wiem skąd go kojarzę. Z wyścigów. Jak mogłam od razu tego nie ogarnąć. To on przegrał ostatnio wyścig, bo jakaś głupia laska wyskoczyła mu na drogę, podobno była wściekła bo ją rzucił. Tymczasem mogę się założyć, że wskoczyła mu do łóżka po pięciu minutach znajomości i myślała, że to jakaś wielka miłość. Głupiutka laska. Gdyby nie ona to by pewnie wygrał, z tego co wiem zwycięzca brał motor przegranego. Musiał się nieźle wpienić. Jednakże to powinno mnie najmniej interesować. Wiem o nim tyle ile usłyszałam od tych wszystkich dziwek na wyścigach, a że tylko jedno im w głowie, to wiem tyle, że jest mega przystojny, ma wielkiego, jest zajebistym ogierem w łóżku, codziennie ma inną laskę.... Jednak to żadne informacje..... O matko, Clary by wiedziała na jego temat wszystko, ona interesuje się wszystkimi plotkami na temat niebezpiecznych chłopców.  Myśl, Rose myśl. Skoro się ściga, bawi się w narkotyki jak reszta tych chłopaków. Rzadko się zdarza, żeby któryś z nich nie był czysty pod tym względem. Po jego wybuchowej aurze mogę się założyć, że często uczestniczy w bójkach. Ale poza tym  nigdy nie słyszałam by miał jakieś większe konflikty z prawem, no przy najmniej nigdy nie słyszałam by Horan kogoś zabij czy coś w tym stylu, a na bank było by o tym głośno.
Dziwne, że nie domyśliłam się od razu z kim mam do czynienia, często chodzimy na te wyścigi ze znajomymi, bo po nich zawsze są świetne imprezy i można dobrze się zabawić, nigdy nie interesowało nas to kto się ściga i kto ten wyścig wygra, po prostu przy tym zawsze są ekstra emocje no i przystojniacy.
- Częstuj się - Powiedział Niall wybudzając mnie tym samym z myśli, zresztą i tak zabłądziłam już nimi za daleko. Nie powinnam się wyłączać, jakim cudem czuje się przy nim na tyle swobodnie by zatonąć w odmętach własnego umysłu. Usiadłam na przeciwko chłopaka, który zdążył zasiąść przy stoliku. Sięgnęłam po apetycznie wyglądającą kanapkę i przez kilka następnych minut jedliśmy w ciszy.
- Dziękuje - wymamrotałam dochodząc w końcu do wniosku, że nie ważne jak mnie przeraża i że mnie przetrzymuje wbrew mojej woli, uratował mi życie, gdyby nie on prawdopodobnie leżałabym teraz w jakimś rowie. Uniósł głowę do góry, czekając aż dokładnie sprecyzuje swoją wypowiedź. Dupek!
- Dziękuje za uratowanie mi życia - mruknęłam.
- Nie ma za co - powiedział i puścił mi oczko.
Przestań. Się. Do. Cholery. Tak. Wkurzająca. Uśmiechać!
- Masz zamiar zgłosić to na policji? - pyta. Przed oczami pojawił mi się obraz mojej matki, która stawia na nogach cały świat aby sprawiedliwości było zadość. Kazała by Marka zakatować na śmierć. Mogę się założyć, że opublikowała by to w telewizji, córka pani adwokat napadnięta, jej niedoszły gwałciciel zakatowany. Wolałabym tego uniknąć. Moja matka jest stuknięta, jeśli chodzi o prawo.
- Nie - stwierdziłam. Rzucił mi zdziwione spojrzenie.
- Ten gościu o mało cię nie zgwałcił, chcesz, żeby uszło mu to płazem? - W jego głosie usłyszałam odrazę gdy mówił o Marku. Muszę przyznać, że bardzo zaimponowało mi to, że uważa ranienie kobiety za coś okropnego. No przy najmniej mam nadzieje, że dobrze go zrozumiałam.
- Ale do niczego nie doszło prawda? Z resztą obiłeś mu twarz, żadna laska już na niego nie poleci - wyjaśniłam. Przyglądał mi się z niezrozumiałą dla mnie miną i totalnie denerwowało mnie to jego intensywne spojrzenie, jakby mógł zajrzeć wgłąb mojego umysłu. Przez ułamek sekundy wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował z tego i wrócił do jedzenia.
- Czy teraz mnie wypuścisz? - spytałam. Skoro mu podziękowałam tak jak o to prosił, to chyba zwróci mi wolność. Pokręcił głową wywołując moje osłupienie. Mam ochotę zedrzeć mu ten zasrany uśmieszek pięścią, ale mogłabym tego cholernie pożałować.
- Zaczekam, aż podziękujesz mi troszeczkę ładniej - powiedział, a palcami dotknął moich ust. - Masz naprawdę cudowne usteczka - wyjaśnił, dokładnie akcentując każde słowo.
Cholera!
Zrobiło mi się cholernie gorąco.
- Zapomnij - warknęłam i odciągnęłam jego rękę od swojej twarzy. Zaśmiał się.
- Nigdy kiciu - powiedział szczerząc się jak idiota.
Najgorsze, że przez chwilę poczułam się naprawdę podniecona. Właśnie to mnie tak cholernie przeraziło.

________________________________________________________________________
Nie jest za długi, ale chyba wyszło fajnie :) Wierze że zostawicie jakieś miłe słówko po sobie...