poniedziałek, 25 maja 2015

16

- Nie pal dziecinko - szepcze mi do ucha znajomy głos. Przestaje się rzucać jak pojebana, chłopak mnie więc puścił dzięki czemu mogłam się odwrócić do niego twarzą. Za nim się odzywam zaciągam się fajkiem, aż dziwne że mi nie upadł przy tej szarpaninie, on nie będzie mi mówił co mam robić, zwłaszcza że on też pali. Chłopak się krzywi.
- Co ty tu robisz Niall? - pytam. Nie komentuje już faktu, że właśnie wkradł się do mojego domu  i o mało nie sprawił, że dostałam zawału. Co on sobie wyobraża?
- Czekam na ciebie - odpowiada spokojnie. Gryzę się w policzek.
- Nie możesz tak po prostu wchodzić do mojego domu i mnie straszyć co cię napadło? - drę się na niego. Przygląda mi się z niewzruszoną miną. No jasne, przecież nic się nie stało. Zaciskam palce u nasady nosa i biorę głęboki wdech. Serce nadal bije mi jak szalone. - Co ty tu robisz? - pytam ponownie, to że na mnie czekał mogłam się domyślić.
- Nie odpisywałaś mi na sms - mówi. Śmieję się zgorzkniale. Nie odpisałam na sms? On jest nienormalny!
Sięgam do torebki i wyjmuje z niej telefon, włączam go i czekam, aż się załaduje. Wcześniej gdy z nim pisałam, miałam już dość stresowania się, więc wyłączyłam go i zrelaksowałam się w gorącej wodzie.
Wyskakuje mi 6 nieodebranych połączeń i trzy sms:
"Przyjadę po ciebie jutro, pasuje ci o 18?"
" Wszystko w porządku, odpisz"
" Odbierz ten zasrany telefon!"
- Tyle zamieszania bo nie odpisałam ci na sms. Idź się lecz człowieku - drwię z niego. - Nie powinieneś tu przychodzić - mówię zimnym tonem.
Przecież ja ciągle jestem w bieliźnie, nie mogę tak przed nim paradować.
 - Martwiłem się - odpowiada zaskoczony. Sama nie wiem czy jest zaskoczony moim zachowaniem czy tym, że się martwił o kogoś. Zgarniam z szafki spodenki i koszulę, przy okazji zdejmuje kolczyki i rozpuszczam włosy.
- Nie potrzebnie. - Wchodzę do łazienki, on oczywiście idzie za mną. Zmywam makijaż.
- Co się stało? - pyta zmartwiony. Staje dwa kroki za mną. Opieram się dłońmi o umywalkę.
- Powinieneś iść, moi rodzice niedługo wrócą, jeśli cię tu zobaczą rozpętają piekło - mówię drżącym głosem.
- Rose powiedz o co chodzi - naciska na mnie. Dlaczego tak łatwo wyczytał ze mnie, że coś się dzieje? To totalnie nie fair. Spoglądam na niego przez ramię.
- Niech cię szlag Niall, daj mi spokój, mam dość rozumiesz? Dość! Nie mam ochoty na użeranie się jeszcze z tobą - krzyczę. Zamykam oczy i staram się nie rozpłakać. Czuje, że broda mi już drga, a oczy są pełne łez. Szlocham. Nie mam w sobie za grosz siły psychicznej, moi rodzice mi ją po prostu niszczą. Odkąd nie ma mojego brata, to wszystko jest takie bolesne. On wiedział by co zrobić, wdział by jak mi pomóc. Tylko w nim miałam oparcie, a teraz? jestem totalnie sama. Patrzę z powrotem w lustro i widzę za sobą zszokowanego Blondyna, powoli dochodzi do siebie, ale chyba sam nie wie co ma mi powiedzieć. Przez to wszystko zapomniałam o papierosie, wypalił się bez mojej pomocy, więc wrzucam końcówkę do umywalki. A niech sobie tu leży. Zamykam oczy. Mija kilka sekund i czuje jak chłopak kładzie swoje dłonie na moich barkach.
- Spokojnie dziecinko - mówi. Obejmuje mnie ramionami i przyciąga do swojego ciała. Nie mam dużego wyboru więc się w niego wtulam. Szlocham w jego pierś i moczę mu koszulkę, trudno jakoś to przeżyje.
Jego spokojny i równy oddech, uspokaja mnie i sama zaczynam oddychać w jego rytm, dzięki czemu płacz zaraz  ustępuje.  Tak przy okazji to bardzo ładnie pachnie. Męskimi perfumami, ale z leciutką domieszką z dymu papierosowego, musiał wcześniej palić, a mnie się czepia.
Straciłam rachubę czasu i nawet nie wiem czy stoimy tak 5 minut czy 30. Strasznie mi tak wygodnie.
Niall kładzie swoje dłonie na moje policzki i unosi moją twarz w górę bym mogła spojrzeć mu w oczy.
- Lepiej? - pyta z lekkim uśmiechem. Lekko kiwam głową. - Powiesz mi co się stało? - Znowu kiwam głową. Poprowadził mnie za rękę do łóżka i podleciał zamknąć jeszcze drzwi na klucz. Bardzo dobrze moja matka w każdej chwili może wpaść z awanturą.
 - No co jest dziecinko? - pyta i kładzie się obok mnie. Nie stara się mnie dotknąć i sama nie wiem czy dobrze mi z tym czy źle.
- Sama nie wiem, już się gubię w tym wszystkim - odpowiadam i kładę ręce pod głowę i spoglądam w sufit. - Choćby nie wiem co nie mogę dogadać się z rodzicami, mam ich totalnie dość, zachowują się jakbym była jakąś krową na sprzedaż - wyjaśniam.
- Krową na sprzedaż - dopytuje nie bardzo rozumiejąc o co mi chodzi.
- Zależy im tylko na kasie i pozycji, wszystko inne mają już gdzieś. Za wszelką cenę chcą połączyć naszą rodzinę z kimś kto jest jeszcze bogatszy, czyli z rodziną Ashtona. - Przekręcam twarz i patrze na jego reakcje. Marszczy brwi i nie wygląda na zbyt zadowolonego. Leży na plecach i jak ja przed chwilą spogląda w sufit.
- I tą ceną masz być ty? - pyta wkurzony. Uśmiecham się do niego smutno. - Przecież nie mogą cię zmusić do związku z nim - mówi. Prycham.
- Niall moja matka zrobi wszystko by mnie zmusić. Znajdzie każdą moją słabość i wykorzysta ją. -
- To chore - komentuje. Mi to mówi? Ja tak właśnie żyje, w moim świecie nic nie jest normalne. 
Zmienia pozycje i kładzie się na boku, głowę oparł o dłoń i teraz patrzy na mnie z góry.
- Ucieknij stąd, w końcu jesteś już pełnoletnia - proponuje.
- To nie jest takie proste - mówię.
- Owszem jest - kłoci się.
- Mam zostawić to wszystko? co tak dobrze znam? Całą rodzinę? Mam jeszcze szkołę, jakbym miała sobie poradzić? - pytam go. Patrzy mi w oczy.
- Jesteś inteligentna poradziłabyś sobie - komplementuje mnie. Czuje jak trochę krwi napłynęło mi do policzków. Oho, zawstydzona Rose.
- Nie mogę uciec - kończę ten temat. Przez chwilę mi się przygląda, ale na szczęście już nic o tym nie wspomina.
- Co zamierzasz robić po szkole? - pyta. Prowadzimy rozmowę o ucieczce z domu, a on nagle wyciąga taki temat z dupy.
- Hmm... Pójdę pewnie na studia - odpowiadam.
- Jakie? -
- Na Prawo - mówię. Chłopak marszczy brwi.
- To jest właśnie to co pragniesz robić w życiu? - pyta zaskoczony. Przyglądam mu się nie pewnie.
- Nie - odpowiadam cicho.
- Więc dlaczego? -
- Bo.... Moja matka tak sobie życzy. - Niall przeciera dłonią twarz i wzdycha.
- A na co chciałabyś iść? - 
- Na studia artystyczne - odpowiadam. Chyba on jako pierwszy pyta mnie na co naprawdę chciałabym pójść.
- Co dokładnie? -
- Sztuka lubię malować. Ale nie rysowałam niczego już od trzech lat.
- Dlaczego?
- Ja.. nie wiem... Chyba rodzice nie chcieli, żeby to robiła. - Niall przewraca oczami.
- Masz jakieś swoje rysunku? - Kiwam lekko głową. Zaczynam podwijać do góry koszulkę, a chłopak przygląda mi zdziwiony. Kładę się na boku i podnoszę do góry rękę. Koło mojej lewej piersi na żebrach widać niewielki tatuaż.
- Sama go naszkicowałam, tatuażysta go tylko przeniósł na skórę - odpowiadam dumna.
- Wow, to jest śliczne. To jaskółka? -pyta.
- Tak, zrobiłam ją na cześć brata. Nie wiem czemu ale lubił jaskółki. - Uśmiecham się nieprzytomnie jak tylko wspominam o bracie.
- Nawet nie widziałem, że masz tatuaż. Tylko ten jeden? - dopytuje i leciutko przejeżdża po nim palcem. Przechodzi mnie dreszcz więc opuszczam koszulkę. Tym razem pokazuje mu tatuaż, który mam na podbrzuszu, muszę opuścić lekko w dół majtki, by mógł zobaczyć.
- Never give up - czyta. ( nigdy się nie poddawaj )
- Takie przypomnienie, żebym zawsze dążyła do swoich celów, oraz żebym pamiętała kim jestem - wyjaśniam. Z powrotem zasłaniam go pod majtkami. Spoglądam Niallowi w oczy i lekko się uśmiecham. Fajnie mi się z nim rozmawia, tak lekko. Mogłabym mu o wszystkim powiedzieć.  Wyciąga rękę i głaszcze mnie po policzku. W ciszy się sobie przyglądamy, niby takie nic a ile radości sprawia. Pochyla się nade mną i lekko całuje w usta.
ŁUUP
Szybkim ruchem się od niego odsuwam i spoglądam na drzwi. A niech to szlag, moja matka już wróciła. Przerażona zeskakuje z łóżka.
- Musisz się schować - mówię cicho do Nialla.
- Nie będę... - nie pozwalam mu skończyć, łapię go za dłoń i ciągnę w stronę łazienki, co za szczęście że się mi nie opiera. Wpycham go do środka i posyłam błagalny wzrok.
- Proszę zostań tutaj - błagam go. Daje mu szybkiego całusa i zamykam go w środku.
Otwieram matce drzwi, a ta od razu włazi do mojego pokoju.
- Jak mogłaś? Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Tak nas potraktować? Taki wstyd, taki wstyd. Wiesz jak długo przepraszaliśmy państwa Moon, jak ludzie będą teraz na nas patrzeć. Prosiłam cię byś zachowywała się przyzwoicie! A zrobiłaś coś takiego. Obiecuje ci że przez resztę wakacji nie wyjdziesz z domu, nie spotkasz się z nikim dopóki nie przeprosisz Ashtona i jego rodziców. Jesteś po prostu okropna, że tak po prostu odtrącasz życiową szansę. - Krzyczy tak głośno, że aż pękają mi bębenki w uszach. Na jej twarzy aż ze złości pojawiły się naprężone żyły. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam jej tak wściekłej.
- A wy? Jak mogliście chcieć oddać jedyną córkę za pieniądze? Chcieliście mnie po prostu sprzedać - krzyczę przez łzy.
- Zaraz sprzedać! My po prostu chcemy twojego szczęścia dziecko - warczy na mnie.
- Szczęścia? Nienawidzę Ashtona, jakbym miała być z nim szczęśliwa? Pieniądze mi tego nie zapewnią. Nie mam zamiaru przepraszać tej szumowiny, za to że usłyszał kilka słów prawy... - przerywam w pół zdania, gdy z ogromną siłą matka uderza mnie z otwartej dłoni w policzek. Zaskoczona łapie się za niego i spoglądam na matkę. Uderzyła mnie. Ona wygląda na tak samo zaskoczoną jak ja, jednak stara się tego nie pokazywać.
- Przeprosisz go i jego rodziców, oraz dasz Ashtonowi jeszcze jedną szanse, rozumiesz - pyta cichym i łamiącym się głosem.
- Tak - tylko tyle udaje mi się wyjąkać. Moja matka wychodzi z pokoju, zostawiając mnie samą. Za łzami w oczach, wpatruje się w podłogę i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Całkiem zapomniałam o chłopaku w łazience. wyszedł i stanął tuż przede mną.
- Rose? - pyta zaniepokojony. Zakrywam twarz włosami, by nie zobaczył moich łez oraz zaczerwienionego  policzka.
- Wszystko okej - mówię szeptem. Jednak on nie jest głupi i podnosi moją twarz do góry. Gdy tylko lepiej przygląda się mojej twarzy w jego oczach widzę błyski wściekłości.
- Uderzyła cię? - pyta tonem mrożącym krew w żyłach. Nie odpowiadam, z resztą dobrze zna odpowiedź.  - Często to robi? - pyta głosem pełnym napięcia. Doskonale po nim widzę, że stara się opanować emocje.
- Nie to pierwszy raz - odpowiadam szybko. - Nic się nie stało, poniosło ją - staram się ją usprawiedliwić. Chłopak bierze kilka głębszych oddechów. Jest naprawdę wkurzony, aż sama zaczynam się bać.
- Jeszcze ją bronisz? - pyta z wyrzutem.
- To nie tak, po prostu ma rację, przesadziłam... - przerywa mi.
- Przesadziłaś? Kurde Rose czy ty się w ogóle słyszysz? - pyta z niedowierzaniem.
- Możemy to zostawić, proszę? - błagam go był dał już sobie spokój. Moje nerwy są zszargane, a on wcale mi nie pomaga.
- Musimy porozmawiać... - zaczyna.
- Proszę - naciskam na niego. Przez chwilę patrzy mi w oczy, ale w końcu daje za wygraną. - Lepiej będzie jeśli już sobie pójdziesz - mówię.
- Naprawdę tego chcesz? - pyta zraniony. Powoli kiwam głową. A ten zakrywa swoje emocje, maską obojętności,  - dobrze - mówi. Odsuwa się ode mnie, odwraca się i podchodzi do drzwi.
Hola, hola nie tak szybko.
- Niall? - szybko odwraca się w moją stronę. - Jutro o 18 mi pasuje - mówię z uśmiechem. Szybkim krokiem do mnie poschodzi i wpija się w moje usta z ogromną natarczywością.
- To wkurzające jak na mnie działasz - komentuje, gdy już się odlepia od moich ust. - Do zobaczenia - mówi i znika z mojego pokoju. Ciekawe jak przejdzie koło moich rodziców niezauważony. Chociaż, jak on wszedł tu wcześniej, że nie uruchomił alarmu. Przechodzi mnie dreszcz. Ten dom wcale nie jest taki bezpieczny jak mi się zdaje. Zapytam go jak to zrobił następnym razem.
Kładę się na łóżko, jestem wyczerpana, na wszystkie możliwe sposoby.
***
Budzę się dopiero po południu. Jakim cudem tak długo spałam? Z resztą nie to teraz jest ważne. Już niedługo mam spotkanie z Niallem, a nawet nie wiem w jakim stylu mam się wyszykować.Szybko podrywam się z łózka. Jest jeszcze jedna ważna kwestia, jak mam wyjść z domu skoro matka mi zabroniła. Dobra tym zajmę się później. Wchodzę do łazienki. Lepiej prysznic czy kąpiel? A tam prysznic jest szybszy. Biorę prysznic i nakładam na ciało swój ulubiony balsam kokosowy. Świetne jest w nim to, że zapach kokosu utrzymuje się naprawdę długo.
Dostaje sms od Nialla.
" Ubierz się elegancko, zabieram cię na kolacje ;) "
Kolacja? To takie nie w jego stylu, ale podoba mi się. Jestem strasznie podekscytowana. W szlafroku schodzę na dół i wchodzę do kuchni.
- Witaj Buniu - witam się z naszą gosposią. Odwraca się od garów by na mnie spojrzeć. Jak zwykle ciepło się uśmiecha.
- Witaj dziecko - mówi. - Przespałaś śniadanie - dodaje.
- Wiem, zapomniałam ustawić budzika - tłumaczę jej.
- Oh tak, twój brat był dokładnie taki sam - wzdycha. Marszczę brwi.
- Nie przypominam sobie, by Alex spał kiedyś dłużej ode mnie. - Gosposia uśmiecha się do mnie ciepło.
- Zawsze starał się wstać przed tobą, byś nigdy nie musiała na niego czekać - wyjaśnia. Czuje jak do oczu napływają mi łzy. Odwracam wzrok by kobieta niczego nie zauważyła.  Siadam przy stole, a po chwili tuż przede mną pojawia się kilka kanapek. Nie zjem tyle, ale lepiej nic nie będę mówić.
- Widziałaś moją mamę? - pytam gdy już uporałam się ze wzruszeniem.
- Wyszła. -
- Mówiła coś? - Gosposia marszczy brwi.
- Powiedziała, że będzie późno - mówi. Dobrze czyli jeden problem z głowy.
- Jeśli się jeszcze dziś z nią zobaczysz, powiedz że nie wrócę na noc - proszę ją. Krzywi się.
- Nie wypada by dziewczyna w twoim wieku chodziła po nocy - mówi, a ja z ledwością powstrzymuje się od przewrócenia oczyma.
- Będę u koleżanki - kłamię.
- Mam nadzieje, jesteś za młoda na chłopców - mówi. Uśmiecham się do niej. Ah te jej religijne poglądy. Czystość, aż do ślubu i takie sprawy. Gdyby tylko wiedziała coś o moim życiu seksualnym, zwyzywałaby mnie od szatanów. Czasem naprawdę przesadza. Szybko zjadam to co mi podała i biegnę do swojego pokoju. Jest już 16. Ale ten czas leci. Dziwne, że nie bolą mnie kości od takiej ilości spania. Zazwyczaj byłabym cholernie zdrętwiała i obolałą. Ale przecież nie będę się na to skarżyć.
Wchodzę do garderoby, by wyszukać coś, co będzie pasowało na dzisiejszy wieczór. Tylko co w mniemaniu Horana jest eleganckie? Kurcze mam nadzieje, że to nie będzie jakieś KFC. Czułabym się dziwnie. Wyciągam jakąś czarą sukienkę, z ażurową górą. Będzie git. Do tego wybieram czarne botki. Idę jeszcze do łazienki by zrobić makijaż. Stawiam na naturalność. Nie chcę wyglądać jak jakieś malowidło.
Zakładam sukienkę i jestem gotowa. świetnie mam jeszcze 40 minut do 18. Co tu robić?
Mija 20  minut, i przez ten czas zdążyłam przejść pokój z milion raz, w tą i z powrotem. Jest za 20. Więc mam jeszcze 20 minut czekania, a znając facetów, jeszcze z 15 się spóźni. Masakra jakaś.
Mija kolejne dziesięć minut i jak szalona zrywam się z łóżka gdy słyszę, ze przyszedł sms. Szybko go odczytuje.

Od: seksi Niall
Czekam.

O kurczę to już. Nie wiem czym ja się tak denerwuje, przecież widujemy się naprawdę często. Niby znamy się tak krótko, a zdążyłam z nim przeżyć więcej emocji niż w tak długim związku z Ashtonem.
Przeglądam się w lusterku, robię ostatnie poprawki i zbiegam na dół. Nie mogę się doczekać.
Wychodzę z podwórka i zamykam za sobą bramkę. Gdy się odwracam o mało się nie potykam o własne nogi na widok chłopaka. Wygląda świetnie, nie to mało powiedziane, wygląda bosko. Założył białą koszulę, która przylega do jego ciała, rękawy ma podwinięte do łokci. Założył też krawat, czym mnie strasznie zaskoczył, nie spodziewałam się zobaczyć go w czymś takim.Jego fryzura jest w całkowitym nieładzie, co dodaje mu uroku. Boże tylko on  z taką fryzurą nie wygląda niechlujnie. Serce bije mi jak szalone.
- Podnieś szczękę z chodnika dziecinko - mówi z łobuzerskim uśmiechem. Nawet nie zauważyłam, że rozchyliłam usta.
- Ekhm - odchrząkam. Zaschło mi w gardle, o ustach już nie wspomnę. - Cześć - witam się kulawo.
- Cześć. - Uśmiecha się. - Zapraszam - mówi i otwiera mi drzwi od strony pasażera. Jak ktoś taki idealny może być tak porąbany? Ależ on jest szelmowski. Nie wiedziałam, że z niego taki dżentelmen. Wsiadam do samochodu i zapinam pasy. Niall szybko wskakuje na swoje miejsce i ruszamy.
Czuje, że to będzie wieczór pełen emocji.
_________________________________________________________________________

piątek, 15 maja 2015

15

Oczami Nialla.
Wchodzę do sypialni. Rose już śpi i wygląda naprawdę słodko. Zasnęła jak tylko położyła się łóżku. A szkoda bo miałem fajne plany na tę noc. Jednak nie mam serca już jej budzić. Ja i serce, dobre sobie. Kładę się leciutko obok niej, żeby jej tylko nie obudzić. Kładę rękę pod głowę i się troszkę opieram, by mieć na nią lepszy widok. Usta ma leciutko rozchylone i wręcz słyszę jak wypuszcza przez nie powietrze. No kurde jak by ktoś kiedy powiedział, że będę się patrzył jak jakaś laska śpi to bym go wyśmiał. A Rose normalnie zmienia moje poglądy na życie, teraz mógłbym tak co noc na nią patrzeć.
Denerwuje mnie to, że ona ma opory. Nie wiem czy się mnie boi czy co, ale utrzymuje dystans i w ogóle się przy mnie denerwuje. Chcę żeby była przy mnie szczęśliwa i rozluźniona i żeby była całkowicie sobą. Delikatnie głaszczę kostkami jej policzek. Ma taką delikatną skórę,a faktura jej ust już w ogóle działa na mnie jak głupia. Wzdycham i układam się inaczej. Powinienem iść spać, a nie przyglądać się jak jakiś stalker. Robię się żałosny. Zasypiam szybko, przy niej jakoś dobrze mi śpi. Zero koszmarów.
O kurde jak gorąco, jestem cały mokry. Uchylam powieki i oczywiście razi mnie słońce. Przynajmniej już wiem, dlaczego się tak spociłem. Do mojego boku jest przytulony pewny rudzielec, nie ona prawie na mnie leży i przytula się jak do jakiegoś miśka. Budzić ją czy nie? Zaraz przegryzę sobie wargę, nie mogę jej obudzić to by był grzech z mojej strony. Niech się wyśpi, nic mi się niestanie jak trochę poumieram w tych męczarniach. Mija piętnaście minut. No ile można tak spać? Nie wytrzymam jest tak cholernie gorąco, pragnę zimnego prysznicu. Do tego wszystkiego jeszcze ściska mnie w bokserkach. Mój kutas potrzebuje powietrza, normalnie śpię bez bokserek, mogła się inaczej położyć, jeszcze zaraz ją nim obudzę. Raczej nie fajna pobudka, być podźganym przez fiuta. Dobra koniec tego. Postaram się ją jakoś zsunąć.
Lekko ją z siebie zsuwam. Zaczyna się poruszać i zsuwa się ze mnie, na szczęście dalej śpi.
- Dzięki bogu - mamroczę. Jestem w pełnej gotowości do boju. Nie lubię poranków. Wchodzę do łazienki i biorę prysznic, zimny. Krew odpływa mi z dolnych części ciała. Może się trochę ogolę? Drapie, a nie wiem czy Rose to lubi, zapytam kiedyś. Golę się i wychodzę z łazienki. O mało nie zwala z nóg na widok pustego łózka. Wyszła? Nie mogła! Szybkim krokiem wychodzę z sypialni i na całe jebane szczęście widzę ją w kuchni. Jest tylko w mojej koszulce. I po co był mi ten prysznic? Potrzebuje kolejnego. Odwraca się do mnie i uśmiecha.
- Hej, głodny? - pyta. Kiwam głową i podchodzę do niej, by cmoknąć ją w usta. - Zrobiłam naleśniki, ale nie jestem w tym zbyt dobra więc powodzenia - mówi i nakłada mi na talerz kilka naleśników.
- Nie mogą być takie złe - mówię. Robi dziwną minę i kręci głową.
- Wątpię, ja nigdy nie gotuje - wyjawia. Marszczę brwi. - Robi to moja gosposia - wyjaśnia. No tak jest bogata, jasne że ma służących. Siadamy przy stole.
- Wierzę w ciebie - mówię i biorę gryza naleśnika. Ja pierdole, jaki słony. Uśmiecham się nie przekonywająco. - Dobry - kłamię.
- Naprawdę? - nie dowierza. Kiwam głową i staram się nie udławić tym kawałkiem. Posyła mi uśmiech i bierze się za swojego naleśnika. Tak szybko jak go ugryzła wypluła jeszcze szybciej na talerzyk.
- To jest okropne - krzywi się. Zaczynam się śmiać, a ona mi wtóruje. - A ty zjadłeś aż pół naleśnika - śmieje się. Wzruszam ramionami i zabieram oba talerze.
- To nadaje się tylko do kosza - mówię i wyrzucam naleśniki. - Patrz jak robi to mistrz. -
Mija pół godziny a my zajadamy się już dobrym jedzeniem, takim które da się jeść.
- Świetne - komentuje. Zauważyłem zjadła już z 6 naleśników. Potrafi zjeść, a wcale po niej tego nie widać, jest chudziutka. No ale ja też lubię pojeść, a ciałko mam zajebiste.
- Muszę się zaraz zbierać - informuje mnie. Co? Już? Tak wcześnie? Nie chcę żeby szła.
- Zostań - proszę ją. Pochyla się nad stołem i cmoka mnie w usta.
- Chciałabym, ale jestem już na dziś umówiona - wyjaśnia. Że kurwa jak to umówiona? Ciemnieje mi przed oczyma. Z kim? Zabije! - Nie denerwuj się, to rodzinna kolacja - uspokaja mnie. Co za ulga. Już zacząłem się wkurwiać. Teraz jest już tylko moja. Zabije każdego faceta, który choćby na nią spojrzy.
- Odwiozę cię - proponuje jej.
- Super, pójdę się przebrać - powiedziała i zniknęła w sypialni. Wraca ubrana w czarne, bardzo obcisłe leginsy, skąd ona je tu w ogóle wytrzasnęła? nadal ma na sobie moją koszulkę. Wygląda świetnie, te spodnie aż za bardzo podkreślają jej pośladki, a doskonale je widzę, bo koszulka która normalnie powinna zasłaniać wszystko, jest zawiązana zboku jej brzucha w supełek. Widzę nawet kawałek jej gołego ciała. Boże przecież jak ją ktoś tak zobaczy, jeszcze się komuś spodoba.
- Opuść koszulkę - proszę ją. Posyła mi zdziwiony wzrok.
- Tak mi wygodnie - wyjaśnia. Gówno mnie to obchodzi.
- Proszę, nie chcę żeby jakiś typ cię tak oglądał. -
- A co wyglądam źle? - Przygląda się swojemu strojowi.
- Wręcz przeciwnie - tłumaczę. W jej oczach pojawia się błysk zrozumienia.
- Zazdrosny? - pyta rozbawiona. Przewracam oczami.
- Nie - kłamię. Cholernie zazdrosny. Chichocze i opuszcza bluzkę.
- Zadowolony? - Kiwam głową. Teraz i mi zasłoniła widok, ale ja odrobię sobie to później czymś lepszym. - To co jedziemy? - pyta z uśmiechem i zakłada nie duża torebkę na ramię. Wstaje i oboje ruszamy do wyjścia.
- Powinienem cię zabrać na wyścigi, popatrzyłabyś jak wygrywam - mówię. Jesteśmy już w połowie drogi do niej do domu.
- Jak byłam ostatnim razem to przegrałeś - śmieje się. Krzywię się. Tylko raz mi się zdarzyło przegrać, no może dwa ale to był po prostu pech.
- Obserwowałaś mnie? - łapie ją na tym, że widziała mnie już wcześniej.
- Nie ciebie, patrzyłam na tego co jechał metr przed tobą. Niezła dupa to była - wyjaśnia. Mało brakowało a zachłysnął bym się powietrzem. Zaciskam palce na kierownicy. Dziewczyna zaczyna się śmiać, więc mam nadzieje że po prostu żartowała. Jak w ogóle wyglądał wtedy ten koleś. Ah nie mogę sobie przypomnieć. Dawno się nie ścigałem, w końcu trzeba się przejechać, zwłaszcza że kończą mi się pieniądze.
 Zatrzymuje się pod jej domem.
- Dziękuje - mówi i mocno mnie całuje.
- Zadzwonię dziecinko - obiecuje i tym razem ja składam pocałunek na jej ustach. Wychodzi z auta, jednak odwraca się jeszcze na chwilę w moją stronę i posyła całusa.
- Już tęsknie - mówi i zamyka drzwi. Zaskoczyła mnie. Będzie tęskniła? Nie wiedziałem, że ktoś jest w stanie za mną tęsknić. Jestem taki popierdolony, że sam nie daję sobie ze sobą rady a co dopiero inni. Też już za nią tęsknie, przy niej czuje się tak lekko. Mam nadzieje, że tego nie zepsuję.

Oczami Rose.
Nie czekałam na jego odpowiedz, nie wiadomo jak by zareagował a chyba wolę nie wiedzieć, nie chcę żeby mnie wyśmiał. Naprawdę lubię spędzać z nim czas i szczerze powiedziałam, że będę tęsknić. A myślę, że byłby zdolny do tego, żeby nie wziąć tego na poważnie i stwierdzić, że nie interesuje go coś na dłużej. Wchodzę do domu i kogo napotykam przy samych drzwiach.
- Cześć mamo - witam się z nią. Jest wkurzona widać to. Ręce ma skrzyżowane na piersi, a jej mina nie wróży nic dobrego.
- Gdzie ty się podziewałaś całą noc i co ty w ogóle masz na sobie? - pyta. Zaraz jej żyłka pęknie na czole. Mijam ją, jakoś nie mam ochoty z nią dyskutować. - Rose! - krzyczy, więc się zatrzymuje. Przewracam oczami i odwracam się w jej stronę. Zaraz się zacznie wykład. - Pytałam o coś - przypomina mi.
- Mamo jestem dorosła - informuję ją po raz setny? Tysięczny?
- Ale też strasznie głupia, musisz zachowywać się odpowiedzialnie, a nie wracać nie wiadomo kiedy i to w męskim ubraniu. - Pocieram ręką czoło, nie mam siły do tej kobiety.
- Mamo w tym wieku dziewczyny mają chłopaków - tłumaczę jak do głupiego.
- Dobrze, ale nie wiem z kim się tam pałętasz, pewnie jakiś gówniarz, powinnaś się zając kimś kto ma perspektywy na życie - dyktuje. Jeśli  wspomni o nim, nie wiem co zrobię. - Dzwonił Ashton, dlaczego nie chcesz z nim porozmawiać? - pyta.
- Mamo, tyle razy ci mówiłam dlaczego nie chcę z nim rozmawiać, zdradzał mnie. - Ze świstem wypuszczam powietrze z ust. Ta kobieta mnie kiedyś zabije tym swoim gadaniem.
- Oh już nie udawaj takiej sierotki Marysi, sama nie byłaś niewinna, z resztą to młody chłopak musi się wyszaleć - mówi. Mrozi mnie. Co ona bredzi?
- A ja mam czekać z boku, aż mu się znudzą inne? - drę się. Moja cierpliwość się kończy.  - Nie jestem zabawką, chcę być z kimś komu zależy - krzyczę. Gryzę wnętrze policzka. Po ca ja marnuje gardło i tak nic do niej nie dojdzie.
- A myślisz, że właścicielowi tej koszulki zależy? - pyta z błyskiem w oczach.
- Jeszcze w żaden sposób mnie nie zranił - informuję ją. Zaczyna się drwiąco śmiać.
- Mężczyźni są wszyscy tacy sami, a z Ashtonem żyło by ci się jak w królestwie, czasem trzeba się trochę poświęcić. - Prycham. Jest niemożliwa.
- Nie znasz go - warczę.
- A ty? Znasz go? - pyta waląc w mój słaby punkt.
- Cały czas się go czepiasz, nie odzywał się bo go nawet na oczy nie widziałaś! Ashton jest zwykłą łajzą i nigdy z nim nie będę. - Staram się by do niej to dotarło, ale wszystko odbija się jak od ściany.
- Jeszcze zmienisz zdanie dziecko, zobaczysz że są gorszę rzeczy na świecie niż zdrada, mamy XXIw czego ty oczekujesz? Będziesz się przed nim płaszczyć, bo nic lepszego w życiu cie nie spotka. Masz z nim porozmawiać, a najlepiej dzisiaj na kolacji, ty też idziesz. - Wpatruje się w nią szeroko otwartymi oczami.
- Czy ty w ogóle interesujesz się tym co ja myślę? - Uciekam na górę za nim zdążę się rozpłakać. Trzaskam drzwiami od pokoju i się o nie opieram, staram się powstrzymać łzy, ale jakoś mi to nie wychodzi. Pociągam nosem i ocieram policzki. Spoglądam na zdjęcia brata.
- Dlaczego cię tu nie ma? Potrzebuje cię, wiedziałbyś co robić - chlipię.
Jest godzina prawie 12, na kolację pewnie wyjedziemy o wpół do 18, żeby być na równa 6 tam. Co byśmy sobą zaprezentowali, gdybyśmy się spóźnili, tak w ogóle nie wypada. Nienawidzę tych kolacji, wszędzie pełno snobów, jedynie o czym potrafią rozmawiać to pieniądze, praca i polityka. Każdy z nich uważa się za Boga, a biednych ludzi wręcz obgadują, że nie potrafią zadbać o rodzinę, są taty sztuczni w tej swojej perfekcyjności. Siedzą przy tym stole jakby mieli kije w dupie, w najlepszych ciuchach i pokazują jacy są świetni i bogaci. Z resztą co ja gadam, nie jestem lepsza. Siedzę tak razem z nimi, w eleganckiej sukience i udaje, że jestem perfekcyjna jak oni. Udaję, że ich słucham ale jak najbardziej staram się wyłączać, chyba uszy by mi zwiędły gdybym miała ich słuchać przez kilka godzin. Wolałabym ten czas spożytkować inaczej, z przyjaciółmi, będąc sobą, na głupim piwku zamiast najdroższego szampana w zwykłych ciuchach, w których mogłaby wskoczyć do jeziora, zamiast siedzieć w mega drogiej sukience i uważać, aby nic jej się nie stało.
Tylko bym narzekała, ale chyba każdy tak ma że chciałbym wszystkiego czego nie ma, a to co ma go nie interesuje. Ludzie to dziwni stworzenia.
Boże, ale się zdenerwowałam, matka kiedyś doprowadzi mnie do zawału. Jak ona mnie wkurza to straszne. Ashton to, Ashton tamto, niech za niego wyjdzie, a nie raczej za jego pieniądze.
Nawet jeśli byłby jakimś Bogiem nie byłabym z nim. Zakłamana świnia. Takiego to tylko na stryczek. Podchodzę do szafy i z samego końca wygrzebuje czarne pudełeczko. Otwieram i w środku widzę fajki. Właśnie tego mi trzeba tak mnie zdenerwowała. Zawsze coś mam na czarną godzinę. Biorę od razu trzech, pudełko chowam i idę do łazienki. Nalewam do wanny gorącej wody i płynu. Muszę się uspokoić bo nie wyrobie. Jeszcze się niedługo dowiem, że tak pragną tych pieniędzy, że mnie w końcu sprzedadzą, jak krowę, wcale się nie zdziwię.
Odpalam jednego fajka i się zaciągam. Dawno nie paliłam wiec muszę odkaszlnąć bo troszkę mnie dusi. Wanna jest już prawie pełna wiec się rozbieram. Wchodzę mimo ze woda jeszcze leci. O tak gorąca jak dobrze, relaksuje jak nie wiem. Fajek i kąpiel, ideolo.
 Słyszę dźwięk telefonu. O zesz kurwa, czego jeszcze. Ja stąd nie wychodzę jeśli jest gdzieś daleko. Na szczęście jest w spodniach tuz przy wannie. Mam SMS od Nialla o treści: "Ja też za tobą tęsknie."
O aż mi się serce kraje. Ten to wie kiedy ma mi humor poprawić. Dostaje jeszcze jednego: "Co w ogóle robisz śliczna?" . Odpisuje mu natychmiast: "Biorę kąpiel :*  relaksuje się..."
Wypalam papierosa i wyrzucam do popielniczki. Nie zwlekał z odpisaniem: "Może dołączę?" Uśmiecham się do telefonu jak głupia i odpisuje: "Wanna jest dość duża :)"
Chciałabym, żeby tu wpadł ale nie jest to możliwe, niby jak? Matka by go chyba z wiatrówki postrzeliła. Dostaje wiadomość: "Jaka szkoda, że jestem zajęty, bo bym cię zrelaksował jak należy ;)"
Mimo iż wiedziałam, że nie zdarzy się by tu wpadł, robi mi się smutno, no cóż nadzieja umiera ostatnia, ciekawe czym tak w ogóle jest zajęty? Chyba nie dilerką. Matko ta myśl, nigdy nie da mi spokoju, dlaczego ta możliwość jest tak bardzo realna. Odpalam kolejnego fajka. Muszę się naprawdę bardzo zrelaksować i uspokoić. W mojej głowie dalej panuje burza przez słowa mamy. Zamykam oczy i po samą brodę zanurzam się w wodzie, uważam oczywiście by nie zanurzyć szluga. Jebać to wszystko, mam dość.
Wieczór *
 Zakładam czarną wieczorową suknie i buty na szpilce. Włosy upięłam w koka, a do tego brylantowe kolczyki. No wygląda dobrze. Teraz tylko wystarczy przygotować się psychicznie na to kino. Nie wiem jak to wytrzymam. Liczę na szczęście.  Na dole spotykam tatę.
- Cześć tato - witam się z nim. Jakoś tak dawno go nie widziałam.
- Witaj słońce, gotowa? Musimy jechać - mówi i wychodzi. I to tyle z mojego spotkania  z ojcem, teraz zajmie się pokazywaniem się z najlepszej strony. Jest mi cholernie przykro, że mnie nie zauważa, ale cóż... Wymuszam sztuczny uśmiech, z resztą na tej kolacji wszystko jest sztuczne nikt nie zauważy. Wychodzimy i jedziemy na miejsce spotkania. Przez całą drogę panuje cisza, a ja ciągle wpatruje się w okno. Dojeżdżamy szybko na miejsce i jesteśmy jakieś 5 minut wcześniej. Na parkingu, wypatruje już z daleka rodzinę Aschtona, na widok jego uśmiechu przewracam oczami. sukinsyn.
- Bądź miła, bo jak nie to utrudnię ci spotkania z tych chłopcem jak tylko się da - syczy mi na ucho matka, gdy idziemy w ich stronę.
- Grozisz mi? - pytam równo cicho.
- Nie, ostrzegam, weź sobie te słowa do serca Rose - mówi i się odsuwa. Ojciec nie usłyszał ani słowa, z naszej wymiany zdań. Z resztą i tak nic by nie zrobił, mało go to interesuje.
Przystajemy na przeciwko rodziny Moon. Moi rodzice witają się z rodzicami tego dupka. Podanie rąk, całuski. Aż chcę się rzygać. Jak przystało na grzeczne dziecko też się przywitałam. Podszedł do mnie Ashton, no to pięknie. Spoglądam na matkę, przygląda mi się, więc muszę cmoknąć tego gnoja w policzek, naprawdę się zaraz porzygam. 
- Witaj piękności ty moja - mówi na powitanie. Nie jestem jego! Niech spojrzy mi w oczy i niech zobaczy, że go nienawidzę i że się nim brzydzę. Wyciąga ramię w moją stronę. O nie nigdy nie będę szła z nim za rękę. Jedno spojrzenie na matkę i szybko przyjmuje jego ramię. Nie zaryzykuje spotkań Nialla, bo się brzydzę. To zupełnie jak wtedy gdy byłam mała, tylko zamiast Nialla były cukierki, a zamiast Ashtona warzywa. Warto było się poświęcić dla cukierków. Spowalniamy kroku. Czyli, że zaraz zacznie się rozmowa.
- Świetnie w końcu mamy szansę porozmawiać - mówi.
- Nie będę z tobą rozmawiać - warczę i staram się przyśpieszyć, nie udaje mi się to, nawet wyrwać się nie mogę z pod jego ręki. - Czego ty chcesz? - wybucham wreszcie i zatrzymuje się całkowicie.
- Chcę ciebie. Nie możesz mnie do końca życia karać za małe błędy. -
-  Czy ty w ogóle siebie słyszysz - drwię i pukam się w głowę, na znak że jest głupi.
- Rose, dobrze oboje wiemy, że się kochamy i że jesteśmy sobie pisani, z kim będzie ci lepiej niż ze mną. - To ma być pytanie retoryczne.
- Z każdym mój drogi. - O tak skumaj ironię. Skąd pomysł, że go kocham, jest głupi jak but.
- Nie żartuj. Wybacz mi, żałuje tego. Kocham cię - wyznaje i unosi dłoń by musnąć palcami moją twarz. Odwracam twarz i to mu się nie udaje.
- Ale jak ciebie w ogóle - mówię i odchodzę bo zdążył mnie puścić podczas rozmowy. Co on sobie wyobraża, chyba postradał zmysły. Jest naprawdę głupi, jeśli myśli, że mu wybaczę, choćby mieli mnie spalić żywcem, nie wrócę do niego. Z resztą po co mu ja? Skoro ma tyle dziwek na zawołanie.
Wchodzę do restauracji i szukam wzrokiem stoliku, przy którym siedzą moi rodzice. O są, idę w ich stronę i przysiadam się na swoim miejscu.
- Wybaczcie za spóźnienie - mówię formalnym tonem.
- Nic nie szkodzi kochanie, wiem że musieliście z Ashtonkiem pogadać. - Uśmiecha się do mnie. Jak ja nienawidzę jak ona tak zdrabnia jego imię, to po prostu straszne.
- Na czym skończyliśmy? - pyta zimnym tonem pan Moon. Przez ten czas obok mnie siada ten dupek.
- Na negocjacjach - odpowiada mój ojciec. - Skończyło się na rozmowie o udziałach w firmie. -
- Tak oczywiście, pańska córka dostanie 15% udziałów po studiach i ślubie. - A co rodzice Ashtona i ich firma mają się do mojego ślubu? -
- To bardzo poprawi ich start w dorosłe życie, to świetnie że się spotkali, Ashton i Rose to idealna para - dodaje matka Ashtona. Chwila, chwila, jaka para?
- Przepraszam, o czym w rozmawiacie? - pytam. Wszyscy w ciszy przenoszą wzrok na mnie. No co wreszcie mnie zauważyli, bo wcześniej gadali jakby mnie nie było.
- Jak to co misiaczku, o twojej przyszłości z moim synem - odpowiada mi jego matka. Prycham z niedowierzania, brak mi słów. Wypijam chyłkiem dwa drinki. No padnę tu.
- Jakiej mojej przyszłości z pani synem, ja żadnej przyszłości z nim nie planuje i nie mam zamiaru być jego dziewczyną, ba ja nawet nie mogę patrzeć na jego facjatę, bo rzygać mi się chcę. To największy dupek jakiego znam, kłamliwa świnia i frajer. Mam gdzieś państwa i waszą firmę, a już zwłaszcza gdzieś to mam tego dupka. A teraz żegnam. - mówię opanowanym i zimnym głosem, żadne nawet nie piśnie by mi przerwać. Ale kino. Spoglądam na wściekłą twarz matki. Wysyłam jej wyzywające spojrzenie i odwracam się by jak najszybciej stąd odejść. Co za ludzie w ogóle, jebani frajerzy. Przyszłość z Ashtonem, ha! Nigdy! Prędzej spłonę żywcem. Zamawiam taksówkę. Mogłam przyjechać własnym autem, nie miałabym teraz problemu z dojazdem, mogłam się domyślić, że będę chciała wyjść wcześniej, nawet bez tej akcji, w końcu zanudzili by mnie na śmierć.
Na szczęście taksówka, już jest wsiadam do niej i wracam w końcu do domu, chcę iść spać. Jeszcze te drinki były tak mocne, że czuje jak teraz uderzają mi do głowy.
Nie mogę uwierzyć w to, że oni planowali moją przyszłość, za moimi plecami. Kiedy ja się niby miałam o tym dowiedzieć, jak już stanę przed księdzem? Nie wytrzymałam i wybuchłam, matka to mnie chyba skróci o głowę. Modlę się by nie wyrzuciła mnie z domu, gdzie ja pójdę spać.
Dojeżdżamy pod moją chatę. płacę taksówkarzowi i wchodzę do domu. Wszędzie jest ciemno jak w nie wiem, normalne aż się trochę boje. Zaczynam kląć przed te chore fantazje moich rodziców.
- Ha! Że niby ja i on? Razem? Nigdy! - mamroczę pod nosem i wchodzę do swojego pokoju. Nie zapalam światła, bo dostatecznie oświetla mi pokój latarnia, a zaraz i tak idę spać. - Niech cie szlag, Ashton. Pizda jedna - dalej mamroczę jakieś teksty. I znowu muszę zapalić. Wyciągam z szafki szluga i go podpalam. O tak uspokój się Rose. Sięgam do suwaka i ściągam sukienkę. Oczywiście zacięło się zapięcie.
- No żesz kurwa. Nie to że ten pedał mi psuje humor, to jeszcze ten suwak - jęczę. No i nawet z nerwów zaczynam gadać sama do siebie. Zapięcie ustępuje i sukienka zjeżdża mi z ciała. Wyjmuje fajka z ust. Nie lubię go trzymać ustami bo się duszę.
Przechodzi mnie wielki dreszcz. Co jest? Mam dziwne przeczucie. Serce zaczęło mi szybciej bić.  Czuje jak ktoś łapie mnie za biodro, a drugą ręką zasłania mi usta.
Zaczynam krzyczeć, ale ręka doskonale tłumi moje krzyki.
Złodzieje, tutaj?
_________________________________________________________________________
No czekam na komki! :D

piątek, 8 maja 2015

Rozdział 14

- Hej! Clary! - wydzieram się. Dziewczyna idzie kilka kroków przede mną i chyba  jest  we własnym świecie bo usłyszała mnie dopiero za trzecim razem. Odwraca się w moją stronę a ja szybko do niej podbiegam.
- Głucha jesteś? - pytam oraz cmokam ją w policzek. Wzrusza ramionami. Posyłam jej zaskoczony wzrok. A co to znowu ma być za zachowanie. Blondynka uśmiecha się.
- Halo! Ziemia do Clary! - wołam bo znowu zatopiła się w świat marzeń. - Co jest z tobą? - Szczerzy swoje ząbki.
- No więc zadzwonił - piszczy totalnie podniecona. Marszczę brwi. O co jej znowu.... A wiem!
- Temu co beknęłaś prosto w twarz? - dopytuje. Krzywi się i wystawia mi język. Nie potrafię powstrzymać chichotu.
- Weź nic nie mów - warczy i posyła mi morderczy wzrok. Chce wyglądać jak wściekły tygrys, ale bardziej przypomina małego koteczka. Czyż to nie urocze?
- No i jak poszło?
- Świetnie! Nie wspomniał o tym małym incydencie. - Powtarzam pod nosem słowo "małym" z ironią , a ta posyła mi kolejny wzrok mordercy. - Byliśmy na kolacji, ma doskonałe maniery i potrafi tańczyć. Jest po prostu idealny - opowiada. Ciekawe czy Niall potrafi tańczyć? Matko stop! Skąd w ogóle ta myśl? - Chyba się zakochałam - stwierdza rozmarzonym głosem.
- Po dwóch randkach? - prycham.
- A co nie wolno. - Oburzyła się. Wzruszam ramionami. Staram sobie przypomnieć jak to było ze mną i Ashtonem. Zauroczyłam się w nim po pierwszych dwóch minutach jak się poznaliśmy, ale nie potrafię sobie przypomnieć czy równie szybko było z miłością. Może zawsze to było tylko zauroczenie. Gdyby to była prawdziwa miłość nie otrząsnęłabym się tak szybko po zerwaniu, raczej miałabym depresje czy coś. Było i minęło, tyle.
- A jak tam z Niallem? - Wzdycham. No właśnie co z nim? Znam go naprawdę krótko, ale już na zawsze zapisał mi się w pamięci. Mimo tych wszystkich pojebanych rzeczy z jego strony polubiłam go. Raz przeraża mnie prawie na śmierć, a po chwili podnieca że mogłabym normalnie polecieć. To wszystko jest takie pogmatwane, nie wiem co robić, co myśleć. Jestem w kropce. Czy w ogóle powinnam traktować go poważnie? Wątpię żeby on tak traktował mnie, już nie raz powiedział że jestem dla niego jak inne puste i dziwkowate laski. Nie powiedział tego wprost, ale doskonale czytam między wierszami. Przed oczami ukazuje mi się  pocałunek z Samem z przed kilku dni. Może jednak zachowuje się dziwkowato? Całuje dwóch różnych facetów jednego dnia. Nie długo tak zabłądzę w tym labiryncie, że już nigdy nie znajdę wyjścia.
- Nie wiem - odpowiadam szczerze. - Nie mam do niego siły, jest zbyt skomplikowany, nie dam rady. W jednej chwili jest tak strasznie uroczy i myślę, że w kimś takim mogłabym się zakochać na zabój, ale potem zamienia się w nienormalnego i niebezpiecznego gościa. Raz mnie podnieca do czerwonej gorączki, a potem przeraża na śmierć - wyjaśniam.
- Uu to kiepsko - komentuje.
- Moja relacja z nim wygląda tak, że to on mówi mi co mam robić, jeśli idzie nie po jego myśli zachowuje się jak jakiś psychopata. Najlepiej to związał by mnie na smyczy. A najgorsze jest to, ze nie mam pojęcia jak z tego wybrnąć, a nawet nie wiem czy tego chcę. -
Dziewczyna patrzy na mnie łagodnym wzrokiem. Wiem, że chciała by mi pomóc ale pod tą łagodnością widzę, że nie ma pojęcia jak.
- Ale za to dobrze całuje? - stara się mnie wyrwać z macek ponurych myśli. Udaje jej się bo napływa do mnie potok wspomnień naszych pocałunków. Uśmiecham się i energicznie jej przytakuje.
- Nie dobrze. On całuje bosko - poprawiam ją. Zaczynam bawić się włosami. - Nawet mamy taki głupi zakład - mówię jakby to nie było nic ważnego. Oczy blondynki się rozszerzają. Wiedziałam że to mocno ją pobudzi.
- Jaki zakład?
- No.. kto pierwszy się złamię i poprosi o pocałunek. - Oczy dziewczyny się wręcz świecą. Ona uwielbia takie akcje.
- O mój boże jak na to wpadliście? - Wzruszam ramionami.
- Przyparł mnie do ściany i zaczął całować. Nie chciałam tego więc go odepchnęłam i krzyknęłam by więcej tego nie robił. Powiedział że jeszcze o to poproszę i z tego wyszedł zakład. - Marszczy brwi.
- Dlaczego nie chciałaś się z nim całować, skoro robi to tak bosko? - Przygryzam wargę. Mam jej powiedzieć? Chyba powinnam.
- Zadzwonił Sam, a on odebrał napomknął coś o tym, że więcej ma do mnie nie wydzwaniać. Wkurzyłam się i zaczęłam krzyczeć. Wkurwił się i przyparł mnie do ściany. Strasznie się bałam, jego oczy pociemniały, wyglądał jakby chciał mi coś zrobić. A po chwili już zaczął mnie całować. -
- Jeny wasz związek jest patologiczny. - Nie komentuje słowa związek. Ale ona ma racje czymkolwiek jest nasza relacja jest ona patologiczna. - Co masz zamiar zrobić? - pyta.
- Jak to co? Wygrać zakład - odpowiadam pełna wigoru. Uśmiecha się szeroko.
- I to jest to co lubię - komentuje. - W jaki sposób chcesz wygrać? -
- W taki jaki najlepiej nam wychodzi . - Oczy jej błyszczą z podniecenia, ale moje pewnie wyglądają tak samo. Obie doskonale wiemy, że czas świetnie się zabawić, żaden mężczyzna się temu nie oprze. Niech Niall się boi, mnie się nie wyzywa na pojedynek, bo nigdy nie przegrywam i tym razem też wygram. Oczyma wyobraźni już widzę jego minę. Umrze tej nocy z podniecenia.
- Dziś wieczorem? - Przytakuje jej kiwnięciem głowy.
- To do zobaczenia, lecę się przygotować - mówi i już znika za rogiem. To skarb mieć taką przyjaciółkę kocham ją jak siostrę. Powinnam jej wspomnieć o Samie, ale stchórzyłam, jakoś denerwuje ją fakt, że jest moim najlepszym przyjacielem w takim samym stopniu jak ona, zwłaszcza że kiedyś się jej podobał, wręcz była zakochana ale on jakoś nie bardzo za nią przepadał, na szczęście minęło jej to zauroczenie po kilku tygodniach , jeśli się dowie, że było między nami coś więcej niż tylko przyjacielskie uściski, zdenerwuje się, już i tak ukrywam za dużo rzeczy związku z Samem. Niedobrze, że mam przed nią tyle sekretów, wyjdzie nam to kiedyś na złe, ale cóż może nigdy się o niczym nie dowie. Z resztą przecież mogę mieć innych przyjaciół i mogę całować się z kim chcę, nie muszę się jej spowiadać. Czyli ustalone, ona o niczym się nie dowie.
Szybko wracam do domu i od razu zaglądam do szafy. Czas się przygotować do przedstawienia.
Znalazłam w szafie najbardziej seksowną sukienkę jaką można założyć. Oczywiście, że to panterka. Ma cieniutkie ramiączka, a na plecach wycięcia prawie do tyłka. Podkreśla cycki jak trzeba. Z ledwością zasłania mi tyłek, jak będę siadać będzie doskonale widać czerwone koronkowe majteczki. No cóż po prostu nie będę siadać. Włosy rozpuszczone, a do tego mocny makijaż. Wyglądam seksownie i drapieżnie. Chłopak nie da rady. Tylko jak tu ominąć rodziców. Na wszelki wypadek zakładam cieniutki płaszczyk do kolan. Schodzę na dół, ale szczęśliwe nie spotykam ich nigdzie na drodze. Oh  to po prostu mój szczęśliwy dzień. Wsiadam do taksówki i jadę pod dom Nialla. Z Clary spotkam się w klubie. O matko co za świetna zabawa.
Pukam do jego drzwi i przybieram seksowną pozę. Otwiera drzwi i staję w przejściu, ma na sobie tylko krótkie spodenki. Ale z niego dupcia!
- Cześć - wita się nie pewnie i skanuje mnie wzrokiem. - Co tu robisz? - pyta.
- Zabieram cię na imprezę - odpowiadam.
- Tak chcesz mnie przekonać, żebym cię pocałował? - Przewracam oczami.
- I co daje radę? - pytam. Przygryza wargę i znowu ogląda od góry do dołu i z powrotem. Jego wzrok pali mnie, coś czuje że i mi będzie ciężko się powstrzymać by się na niego rzucić.
- No nie wiem - mówi. Mrużę oczy. Kłamie!
- No weź, chcę się dziś dobrze zabawić - mówię.
- Właź, pójdę się przebrać. - Wchodzę za nim  do środka i spoglądam na jego tyłek, serce szybciej mi zadudniło, klepnęłabym w ten tyłeczek. Chyba jeszcze nigdy nie miałam takich głupich myśli. Czekam na niego tylko chwilę. Wychodzi z sypialni ubrany w czarne spodnie i koszulkę. Ludzie! Te ciasne spodnie jeszcze bardziej podkreślają jego tyłek. Ashton też miał seksi tyłeczek. Lol.. Wyłaź z mojej głowy Ashton!
Jest ubrany tak.. normalnie. Boże ale facetom dobrze, zajęło mu to pięć minut ja siedziałam przed lustrem 100 razy dłużej.
- Gotowy? - pytam. Kiwa głową.
Dojeżdżamy do klubu jego autem. Uśmiecham się niego po czym powoli oblizuje oczy. Chłopak przełyka ślinę i szybko wychodzi z auta. On to przegra. Ja także wychodzę i podchodzę do niego, ciągle się uśmiechając, łapie go za dłoń i ciągnę do środka.
Przed wejściem się zatrzymuje i witam ze starym przyjacielem.
- Cześć Jack - Krzyczę do ochroniarza.
- Rose! cześć dawno... cie nie widziałem - W drugiej połowie zdania jąka się, mój strój go onieśmielił.  -  Wyglądasz pięknie - komentuje, nie odrywając wzroku od moich piersi.
- Dziękuje -
- Co jest? - pyta Niall stając tuż obok mnie i obejmując mnie ramieniem.
- Niall to mój przyjaciel Jack, Jack to Niall - przedstawiam ich sobie.
- Cześć - mówi Jack mimochodem, ciągle wpatrując się we mnie.
- Koleś twarze mamy wyżej - warczy  Niall.
- Jasne - zignorował go. - dobrej zabawy Rose - mówi i wpuszcza nas do środka,
- Nie podoba mi się to - mruczy pod nosem blondyn.  Odpowiadam mu mrugnięciem oka i wchodzę w głąb klubu. Podchodzimy do baru.
- Oliver! - krzyczę na powitanie do barmana. Pochylam się nad blatem i cmokam go w policzek.
- Co podać? - pyta.
- To co zawsze - odpowiadam. - Co tam u ciebie? - Wzrusza ramionami.
- Małe problemy z Katriną ale ogólnie spoko - mówi. Chyba trochę ignoruje Nialla. Przenoszę na niego wzrok.
- Oliver poznaj Nialla, Niall to Oliver - przedstawiam ich sobie. Podają sobie dłonie. Chłopak nie wygląda na zadowolonego z kolejnego spotkania z kolegą. Czyżby był zazdrosny? Ma o co? Spoglądam na Olivera. Jest bardzo przystojny. Wygląda jak typowy surfer. Blond loczki i niebieskie oczy, umięśniona sylwetka. Dużo dziewczyn do niego wzdycha. Jest uroczy, słodki, romantyczny, wrażliwy i świetny po prostu facet idealny, tyle że ma narzeczoną w dodatku bardzo fajną, lubię ją. Pasują do siebie idealnie i za żadne skarby nie mogłabym im tego zepsuć. Słyszałam, że starają się o dziecko. Przecież ona będzie świetne jeśli odziedziczy zielone oczy po matce, a po Oliverze loczki. Starzeję się, jestem w klubie a myślę o dzieciach...
Rozglądam się w koło dopóki nie napotykam wzrokiem Clary. Ona też już mnie zauważyła.
- Idę zatańczyć - informuje Niala i zanim zdąża coś powiedzieć jestem w połowie drogi na parkiet.

Oczami Nialla.
Rose się oddaliła i na razie nie mam zamiaru jej ganiać, chyba że jakiś koleś ją dotknie, wtedy nie ręczę za siebie. Zamawiam drinka u tego Olivera. Dlaczego ona ma tylu znajomych płci męskiej. Nie może być jakimś odludkiem? Wtedy miałbym ją tylko dla siebie. Spoglądam na nią i od razu mój kutas drży. Jakim cudem ona jest taka seksowna.
- Uważaj na nią potrafi kusić, ale ciężko dopasować się w jej życie, ostrzegam cię - odzywa się do mnie loczek. Rzucam mu spojrzenie kątem oka, spierdalaj gościu i z powrotem wracam do Rose. Właśnie tańczy z jakąś dziewczyną, nie one nie tańczą tylko jawnie się obmacują. Spoglądam na swój rozporek. No oczywiście jak mogę bez reakcji patrzeć jak jej usta muskają szyję tej laski? O rzesz kurwa podoba mi się laska o lesbijskich zapędach. Chyba, ze ona robi to specjalnie? Chce wygrać zakład. Muszę przyznać, że wie jak w to grać. Popijam drinka, lecz nawet na chwilę nie spuszczam z niej wzroku. Blondynka z którą tańczy zjeżdża w dół, a Rose odrzuca głowę do tyłu. Dlaczego mam do cholery takie przez to skojarzenia? Równie szybko wija by się pod moim językiem. Spokojnie stary. Odwróć wzrok. Rozglądam się po sali i wpienia mnie to, że nie tylko ja się im przyglądam. Jeden z nich odbija się biodrami od blatu i rusza w ich stronę. O nie gościu co to, to nie! Ruszam za nim i mocno go odpycham gdy kładzie swoją brudną łapę na tyłek Rose. Posyłam mu morderczy wzrok i facet rezygnuje. Ma szczęście nie potrzeba mi teraz bijatyk. Łapie Dziewczynę za biodra i przyciągam do siebie. Wyczuwa, ze to ja bo się rozluźnia. Blondynka z którą tańczyła oddaliła się. Nie ma co już przegrałem ten zakład. naprawdę długo wytrzymałem. Odwracam ją do siebie i już prawie ją całuje, ale coś w jej oczach mnie powstrzymuje. A mianowicie pragnienie, doskonale z niej wyczytuje, że pragnie tego i sama długo by nie wytrzymała, ale jest jeszcze coś, pewność że wygra. Mało brakowało a by wygrała, niestety nie mogę na to pozwolić, moje ego i tak już podupadło po tym jak rozjebała mnie na konsoli. Posyłam jej łobuzerski uśmiech i zaczynam ciągnąć w stronę wyjścia. Skoro ona zabawiła się ze mną teraz ja zabawię się z nią. Wychodzimy z klubu, nie zatrzymuje się gdy ten ochroniarz próbuje do niej zagadać. Zatrzymuję się dopiero przy samochodzie, opieram Rose o auto i zamykam ją w swoich ramionach.
- Nie złamiesz mnie dziecinko - mówię niskim głosem, patrzę jej głęboko w oczy. Moje ręce wędrują przez jej ciało, a ma przepiękne ciało. - Poproś, a sprawię samymi ustami, że będziesz krzyczeć - szepczę jej do ucha. Czuje jak drży, nie wytrzyma długo. - Będę całował każdy skrawek twojego ciała - dodaję.
- Nie - mówi piskliwym głosikiem. Jeszcze nic nie zrobiłem, a ona już dyszy. To podniecające. Ściskam jej pierś i przyciskam twardego członka, do jej krocza. Łapie szybko powietrze.
- Poproś Rose, a dam ci taką rozkosz, jakiej jeszcze nigdy nie czułaś. Przygryza wargę, przez jej twarz przepływa tysiące emocji. Palcem muskam jej usta.
- Poproś Rose, a obiecuję że spełnię twoje największe sny - szepczę. Kurde wyszło trochę poetycko, ale jebać to, zrobię w tym momencie wszystko, aby tylko poprosiła. Otwiera leciutko usta. No proś, kobieto.
- Pocałuj mnie - prosi ledwo słyszącym głosem. Dwa razy nie musi mi powtarzać, więc z wielką natarczywością wpijam się w jej usta, za długo czekałem, by teraz być delikatnym. Czuć jak bardzo byliśmy tego spragnieni. Kładę dłonie na jej policzkach by jeszcze bardziej przyciągnąć jej twarz do swojej, chociaż bardziej już się chyba nie da.
 Przygryzam jej wargę i się odsuwam.
- Nigdy więcej nie mów, że nie chcesz bym cię całował, rozumiesz - mówię poważnie. Leciutko kiwa głową. Czy ona jest jakaś przy ćpana? - Rozumiesz - naciskam.
- Nigdy więcej tego nie powiem - obiecuje.
 Za nim znowu ją całuje, jeszcze przez chwilę wpatruje się w te jej przepiękne oczy, mógłbym patrzeć w te oczy godzinami, to dla mnie dziwne i niezrozumiałe.. ale miłe, nawet bardzo miłe. Znowu się nad nią pochylam i tym razem całuję ją delikatnie i powoli, jakoś nigdy tego za bardzo nie lubiłem, zazwyczaj to wyglądało tak, że podrywałem sobie jakąś laskę i jeszcze tego samego wieczoru porządnie ją rżnąłem. Ale z Rose bardzo lubię się całować o tak powoli i leniwie. Chyba mógłbym nawet bardzo polubić Rose tak na dłużej, a nie na chwilę, to będzie jakaś nowość.
_______________________________________________________________________