poniedziałek, 28 marca 2016

30

- Rose?... Co ty tu robisz? - pyta. Przełykam ślinę.
- Ja.... Nie wiem sama... Wybacz... Nie powinnam, lepiej już pójdę... - plączę się i jąkam, ani razu nie spojrzałam mu w oczy. Nie mogę. Odwracam się by odejść, jednak mnie zatrzymuje.
- Stój, zaczekaj... - Zatrzymuje się i znowu odwracam się w jego stronę. Co jest? znowu chcę mi rzucić w twarz dziwką.
- Co? - warczę. Nie wiem skąd we mnie nagle ta wściekłość, przecież sama tu przyszłam, nie wiadomo po co, ale przyszłam. Chłopak mi się przygląda i rozszerza lekko oczy, dopiero po chwili spostrzegam wory pod jego oczami.
- Wchodź - mówi i szerzej otwiera drzwi. Wzdycham i wchodzę do jego mieszkania. Powinnam odejść, jednak nic nie poradzę że mnie tak do niego ciągnie.
- Wezmę tylko swoje rzeczy i idę - mówię.
- Możemy porozmawiać? - Ignoruje go.
- Jeśli mógłbyś to pożycz mi jakąś torbę, bo się nie zabiorę... -
- Rose! Musimy porozmawiać. - Nie odpowiadam.
- Zajmie mi to tylko minut i sobie pójdę... -
- Rose, do cholery - krzyczy w końcu. Szybko spoglądam w jego stronę. A temu co? - Posłuchasz mnie w końcu - warczy. Wzruszam ramionami.
- Myślę, że już dużo powiedziałeś. - Łapię mnie za ramię i siłą zmusza, żebym się znowu od niego nie odwróciła.
- Puść mnie - syczę przez zęby. Szkoda, że nie potrafię zabijać wzrokiem.
- Nie, póki ze mną nie porozmawiasz. -
- Nie obchodzi mnie co masz do powiedzenia. -
- Spójrz mi w oczy, gdy ze mną rozmawiasz. - Dumnie unoszę twarz i patrzę prosto w jego oczy. Serce pęka mi po raz kolejny, ale nie pokazuje tego po sobie. Nagle jego mina zmienia się ze wściekłego w lekko wystraszony.
On wie! On wie!
Szybko opuszczam wzrok.
Wiedziałam, ze nie powinnam tu przychodzić.
- Tak bardzo cię przepraszam - wypala, a moje pęknięte serce na chwilę staje.
Nie nie, błagam tylko nie rycz.
- Mam to gdzieś - mamroczę i z powrotem patrzę w jego smutne gały.
- Co brałaś? - pyta.
- Nic - mówię. Przewraca oczami.
- Rose! Mnie nie okłamiesz - Znowu jest wkurwiony, nie zaraz, on jest pojebany.
- Nie twój interes - teraz i ja zaczynam się irytować.
- Kurwa mać, dlaczego jesteś taką idiotką! - krzyczy.
- Dlaczego ty jesteś takim pieprzniętym czubem - także się wydzieram. Mam go już po dziurki w nosie. Najpierw mnie zwyzywał, potem ignorował przez kilka dni, a teraz się przejmuje moim stanem.
- Nie denerwuj mnie, po co bierzesz jakieś gówno? Chcesz się zabić?
- I tak masz mnie w dupie, więc co cię to obchodzi. -
- Nie mogę bez ciebie żyć to mnie obchodzi. -
Nie wiem co nagle we mnie wstąpiło. Czy to te narkotyki, czy to ze wygląda seksownie gdy jest zły, czy to wyznanie, ale rzucam się na niego i wpijam w jego usta, od razu oddaje mi pocałunek. Jak ja bardzo tęskniłam za jego pocałunkami.
- Rose... Powinniśmy porozmawiać. - Cała złość wyparowała i jego słowa giną miedzy naszymi oddechami i pocałunkami. Niby chciał mnie odepchnąć, próbował coś mówić, ale sam nie potrafił się ode mnie oderwać. Wiem, że nie powinnam i ze go nienawidzę, ale jedyne na co mam ochotę to po prostu być z nim.
Nawet nie wiem kiedy i jak lądujemy w jego sypialni, ja bez sukienki, on bez koszuli. Część mnie która się z tym kłoci, zamknęłam gdzieś głęboko w sobie. Teraz słucham tylko serca, które pragnie go kochać i dłoni które pragną go dotykać.
- Jesteś moja, zawsze będziesz moja dziecinko - szepcze w moją rozgrzaną skórę. Oh to wszystko jest takie złe, a za razem takie dobre.
Dzieli nas tak niewiele tylko bielizna.
Nie powinnam tu przychodzić. Co ja robię?
Nawet nie potrafię słuchać samej siebie.
Mój stanik ląduje na ziemi i od razu zajmuje się moimi piersiami.
Wyginam się w łuk, tak cholernie mi dobrze. Jestem cała rozpalona i podniecona jak nigdy.
Zaczepia palcami o moje majtki.
- Na pewno? - Pyta.
Nie!!!
- Tak - szepczę. Choć i tak wiem, że by to zrobił.
Wchodzi we mnie szybkim ruchem, aż wyrywa mi się krzyk.  Do tego wszystkiego dokłada jeszcze palce na mojej łechtaczce, przez co czuje napięcie w każdej części ciała, nawet na najmniejszym palcu. Wszystko powoli przechodzi mi do podbrzusza, żeby tam po prostu wybuchnąć. Wręcz pali mnie od środka.
Wiele mi nie trzeba, kilka minut i wybucham z jego imieniem na ustach, on także wybucha gdy wyczuwa na sobie moje skurcze.
Jestem wyczerpana i od razu zasypiam.

***
Budzę się o mało nie krzycząc, przetrzymałam jednak ten krzyk w gardle. Podnoszę się i rozglądam w koło. Jestem u Nialla, w jego sypialni, w jego łóżku nago, obok leży on. Śpi. Też nagi.
Co ja do cholery zrobiłam?
Siadam na skraju łóżka i zaczynam wyginać sobie palce. Spoglądam na zegarek, jest wieczór.
Cholera naprawdę długo spałam, ale z drugiej strony naprawdę dużo się działo.
Po co ja tu przychodziłam? Jakim cudem wylądowaliśmy w łóżku, kłóciliśmy się więc jak?
Powinnam go nienawidzić i nigdy tu nie przychodzić. Słyszę za plecami jak się porusza, a po chwili wzrok na plecach. No pięknie obudził się. Nawet nie odwracam się w jego stronę.
- Nie wiem jak to się stało, to nie powinno mieć miejsca - mówię. Jestem tak cholernie na siebie wściekła. To wszystko moja wina.
- Rose? ... -
- Dlaczego pozwoliłeś na to wszystko. - Zaczynam go oskarżać. - Powinieneś zostawić mnie w spokoju... -
- Proszę cię uspokój się... - zaczyna i kładzie mi rękę na ramieniu, nie mogę znieść jego dotyku więc szybko podnoszę się z łóżka. Nie ważne, że teraz widzi mnie w całości nagą, już się i tak napatrzył.
- Masz racje zachowuje się jak dziwka. - Czuje gulę w gardle.
- Nie mów tak, to nie prawda... Porozmawiaj ze mną w końcu, proszę. - Nie odpowiadam, tylko w końcu pozwalam wypłynąć łzom. Znowu płaczę.
Chłopak podchodzi i mimo moich marnych sprzeciwów przytula mnie.
- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. Daj mi wszystko wyjaśnić. Proszę cię... - Nie wiem czy chcę go słuchać, czy chcę wiedzieć cokolwiek.
Odsuwam się od niego.
- Nie to ja przepraszam, nie powinnam przychodzić, coś mi odbiło, lepiej już pójdę - mamroczę i wypalam oczami dziurę w ścianie. Zaczynam zgarniać rzeczy z podłogi, no tak sukienka została w salonie.
- Zakochałem się w tobie - wyznaje. Zamurowało mnie. Powoli odkręcam się w jego stronę.
- Nie możesz czegoś takiego mówić, po tym jak nazwałeś mnie dziwką - mój głos jest dziwnie piskliwy. Oczy mam szeroko otwarte, jestem naprawdę zszokowana.
- Nie chciałem cię tak nazwać ja... po prostu przestraszyłem się. - O mało nie wybucham śmiechem. Przestraszył się?! Niby czego? On naprawdę jest pojebany.
- Przestraszyłeś się! - podchodzę do niego i dźgam palcem w jego klatkę piersiową. - Po tym wszystkim co mi powiedziałeś? Nie masz prawa się we mnie zakochiwać. - Teraz dźganie palcem mi nie wystarcza i uderzam go rękoma na oślep. Łzy cisną mi się w oczy. - Jesteś nienormalny, nienawidzę cię... -
- Cholera to... - warczy. Łapie mnie za nadgarstki i przyciąga do siebie jestem taka tym wyczerpana, że się nie szarpię i po prostu zaczynam płakać.
 Po chwili ciągnie mnie w stronę łóżka, siłą nakazuje mi usiąść. Chłopak klęka między moimi nogami, tak że teraz nasze twarze są na jednej wysokości. Za blisko, o wiele za blisko.
- Kiedy wtedy zobaczyłem cię z tym typem, byłem tak cholernie zazdrosny, a kiedy sobie to uświadomiłem w pierwszej chwili przestraszyłem się , patrzyłem jak idziesz w moją stronę i pomyślałem jak bardzo jesteś mi potrzebna, że z każdym dniem się w tobie zakochuje, nie mogę powiedzieć, że kocham, ale naprawdę mocno zakochuje, bałem się ze to wszystko tylko sen, a ty znikniesz, wtedy przyszła złość, podeszłaś a ja się na tobie wyżyłem, wykrzyczałem ci w oczy to czego najbardziej się boje, że odejdziesz do kogoś kto będzie ciebie wart, a nie mnie jakiegoś popierdoleńca, ale wierz mi żałuje tego jak jasna cholera i błagam cię wybacz mi to. - kończy swoje małe przemówienie.
- Ja... oh nie wiem czy mogę być z kimś, kto widzi we mnie dziwkę - szepczę nie patrząc mu w oczu.
- Cholera, nie jesteś nią, dla mnie jesteś jak święta. Ja po prostu taki jestem, dupkiem w czystej postaci, gdy coś mnie boli wolę ranić wszystkich dookoła niż to okazać, właśnie dlatego jestem sam, widzisz? Nie mam nikogo, oprócz ciebie, proszę Rose. - Ściska mi serce, gdy mówi mi takie rzeczy.
- Więc dlaczego nawet nie zadzwoniłeś, czekałam, każdego dnia czekałam. -
- Myślałem, ze nie chcesz.... że lepiej dla ciebie jak nie zadzwonię, chciałem więc w końcu rzuciłem telefonem o ścianę. Ostatkami silnej woli broniłem się, żeby do ciebie nie pójść, żeby więcej cię nie ranić, miałem nadzieje że o mnie zapomnisz, tak było by lepiej, jednak jak  przyszłaś, już dłużej nie mogę udawać mam zamiar cię błagać, jestem egoistą, ale nie dam rady dać ci odejść tak po prostu. - Patrzę mu w oczy, emocje w nich zawarte, przytłaczają mnie. Co ja mam mu niby powiedzieć? Wierze w to co mówi, chyba wierzę... Ale nie wiem co mam mu na to odpowiedzieć. Może ma racje, że lepiej było by zapomnieć i dać sobie z tym spokój, może szczęście nie jest dla nas. Cisza się troszkę przedłuża. Niall nie wytrzymuje i zaczyna mnie dotykać opuszkami palców po policzku. Zamykam oczy, dlaczego to aż tak boli?
- Chciałabym cię nienawidzić - szepczę. Naprawdę wolałabym się nigdy w nim nie zakochiwać.
- Spójrz na mnie dziecinko - mówi. Nie chcę, daj mi spokój. - Rose - ponagla mnie. Otwieram oczy i kilka razy muszę mrugnąć, żeby mgiełka powstała z łez zniknęła, spoglądam w jego oczy pełne nadziei.
Powoli się nachyla i delikatnie mnie całuje, przesyłając przez ten pocałunek wszystkie swoje uczucia.
Delikatnie i z miłością.  Gdy się odsuwa, nie potrafię być na niego zła, wybaczam mu wszystko.
- Ja też się w tobie zakochuje - mówię. Twarz Nialla rozświetla wielki uśmiech, oh za ten uśmiech warto wybaczyć wszystko. Nie jestem pewna czy dobrze robię, pewnie nie. Ale życie jest jedno zaryzykuje, najwyżej będę cierpieć później.
 Całuje mnie jeszcze raz, po czym mocno przytula i nie puszcza przez następne kilka godzin.
***
- Czy teraz możesz mi powiedzieć dlaczego przyszłaś naćpana? - przerywa ciszę.
- Niall, proszę cię... - wzdycham. Nie chcę o tym rozmawiać, to nigdy nie powinno mieć miejsca. Choć z drugiej strony, jakby to się nie stało nigdy nie przyszłabym do Nialla.
- Powiedz - naciska.
- Oj nie wiem... Byłam z Clary na imprezie.... Kurwa mać, no właśnie Clary. - Szybko zrywam się z łóżka oraz z jego objęć i biegnę po torebkę, w której mam telefon. Wygrzebuję ją i oczywiście mam miliony nieodebranych połączeń i wiadomości.
Wszystko to samo, gdzie jestem, czy żyje, czy wszystko ok i takie tam, a no i ze mnie zabije, jeśli żyje.
Odpisuje jej, że wszystko ok i że jestem u Nialla.  Od razu wyłączam telefon, żeby nie musieć słuchać jej żalów na temat mojego powrotu do Nialla. Schejtowała by mnie.
- No więc byłaś na imprezie i... - Powtarza chłopak. No oczywiście przyszedł za mną.
- Nie bawiłam się zbyt dobrze, prawdopodobnie przez ciebie... Ktoś to zauważył i zapytał czy nie chciałabym poczuć się lepiej, chciałam więc wzięłam, tyle.. - kończę.
- Ostatni raz - mówi. Przewracam oczami. Znowu mi rozkazuje. Dobra nie komentuje już, bo zaraz zacznie się kłótnia, a i tak przecież nigdy więcej nie mam zamiaru tego brać.
Cholera jest już późno w nocy, ale spaliśmy do wieczora, jak mamy teraz zasnąć. Znaczy ja spałam do wieczora, on to nie wiem co robił przez ten czas. A w sumie z tymi worami pod oczami nie wygląda zbyt dobrze.
- Wyglądasz okropnie - komentuję.
- Hmm dzięki - ironizuje. Wzruszam ramionami, no co taka prawda. - Ty nie lepiej - dodaje. Szczerzę zęby, nie ważne i tak się we mnie zakochał.
- Jesteś pewien, że nie wyglądam dobrze? - pytam ściągając jego koszulkę ze swojego ciała.
- Tęskniłem za tobą dziecinko. - Patrzy na mnie wygłodniałym wzrokiem. Ja za tobą też dupku, oh uwielbiam go. Zakładam koszulkę z powrotem, a on robi obrażona minę.
- To co robimy? - pytam.
- Głodna? -
- Masakrycznie głodna - śmieje się i wchodzę do kuchni.
- To dobrze. Bo wydaję mi się, że schudłaś trochę. Nie chcę żeby coś ci się stało. -  Chłopak otwiera lodówkę i zamyśla się.
- Teraz jestem szczuplejsza, to źle? - pytam.
- Dla mnie zawsze jesteś piękna. - Boże jak ja uwielbiam kiedy mówi coś takiego i wcale nie jest świadomy tego tak takie słowa mnie rajcują.
- Dzięki - mruczę. 
- Masz ochotę na spleśniały ser, czy zepsutą parówkę - pyta całkiem poważnie. Zaczynam chichotać.
- Co ty w ogóle jesz? - Nie odpowiada mi na to pytanie.
- Niedaleko jest całodobowy sklep. Możemy do niego skoczyć. - Kiwam głową.
Zgarniam sukienkę i idziemy do jego sypialni.
- Nie musisz zakładać sukienki, moja szafa pęka w szwach przez twoje ciuchy. - No cóż musi to przeżyć. Zakłam spodnie i bluzę. Na luzaka i jest git.
- Gotowy? - Patrzę na niego, nawet w zwykłych jeansach i bluzie jest mega przystojny.
- Tak, możemy iść. - Idąc przez korytarzyk rzuca mi się w oczy wielka dziura w ścianie, jakim cudem jej wcześniej nie zauważyłam?
- Byłem wkurzony - mówi jakby zawstydzony. - Chodź. - Popycha mnie lekko w stronę drzwi. Co za człowiek, tak po prostu walnął w ścianę.
Wychodzimy z mieszkania i wolnym spacerkiem idziemy w stronę sklepu. Obejmuje mnie ramieniem.
Idealnie, po prostu sobie idziemy i niczym nie musimy się przejmować. Jesteśmy tylko my i nic więcej.

poniedziałek, 14 marca 2016

29

Nawet nie wiem jakim cudem znalazłam się niedaleko domu. A miałam naprawdę spory kawałek z lodziarni w której byliśmy ze Skinnerem. Całą drogę szłam w takim osłupieniu, że nie dotarło do mnie że wciąż idę przed siebie. Dobrze że przynajmniej szłam w stronę domu, tam będę mogła wejść do pokoju i w końcu obudzić się z tego posranego snu.
Bo to jest sen.
Niall nie mógłby, on nigdy nie powiedział by do mnie dziwko.
To nie wydarzyło się naprawdę.
Nadal w głębokim szoku wchodzę do domu, gdzie zatrzymuje mnie matka.
- Rose - Podnoszę głowę gdyż ciągle szeroko otwartymi oczami patrzyłam w podłogę.
- Tak? -
- Jak miło, że w końcu zawitałaś do domu - mówi.
- Tak.. - kiwam głową choć nie bardzo dociera do mnie co ona mówi.
- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. -
Bo może i zobaczyłam, jak coś opętało Nialla. Ale kręcę tylko głową i ruszam w stronę schodów i własnego pokoju. Mama coś jeszcze mówi, ale naprawdę w tym momencie mało mnie to obchodzi.
Gdy tylko zamykam drzwi od swojego pokoju, opieram się o nie i sięgam po komórkę.
Ale nie widzę tu ani żadnej wiadomości ani nieodebranego połączenia.
Nawet nie zadzwonił. Chowam telefon i sięgam ręką po drugą, żeby się uszczypnąć.
No obudź się, no dalej.
Dalej śpię, więc podszczypuje się jeszcze mocniej.
Powoli zaczyna docierać do mnie, że to nie sen i łzy zaczynają kłóć mnie w oczy.
- Błagam no, obudź się - szepczę sama do siebie i przyglądam się jak od szczypania czerwienieje mi ręka. Oddech mi przyśpiesza, ledwo go łapię.
Nie wytrzymuje i wybucham płaczem.
- No dalej - szlocham. Nic to nie daję więc płacząc osuwam się na ziemię i chowam twarz w dłoniach. To jest niemożliwe. Jak do tego doszło?
Zostaję na tej ziemi jeszcze bardzo długo, aż wszystkie łzy mi się kończą.
Jestem tak wyczerpana i tak rozbolała mnie głowa, że usypiam na ziemi.
I sny nie były ani trochę miłe.

Boże, ale mnie wszystko boli, dlaczego tu jest tak twardo, cała zesztywniałam. Otwieram oczy i ogarniam że leżę na podłodze. Jakim cudem ja tu zasnęłam. Wszystko mnie teraz boli, już nie wspomnę jak napierdziela mnie głowa. Podnoszę się powoli z ziemi.
Cholera ależ mi się chcę pić. Normalnie jakbym miała kaca. Sięgam po telefon, żeby sprawdzić godzinę.
- O mój boże - szepczę gdy spoglądam na zdjęcie Nialla. Nagle dociera do mnie wszystko co działo się wczoraj. Nadal zero sms i połączeń.
Niall nazwał mnie dziwką.
Zaczynam łapać oddech jakbym się dusiła. Łapie się za serce i próbuje uspokoić. Podchodzę do łóżka żeby usiąść. Jednak techniki oddechowe nic nie dają, tyle że wydaję z siebie dziwne popiskiwania i kwilenie. Łapię się za głowę i opieram łokcie o uda by dalej wpatrując się w ziemie, żałośnie szlochać.
Mija chwila a potem godzina i kolejne, aż w końcu kończą mi się łzy i jestem wysuszona jak wiór.
Cholernie coś ściska mnie w żołądku, a nie wspomnę jak boli mnie serce. Jest połamane na kawałki, nawet nie mogę ich pozbierać, bo większość została przy Niallu.
Dlaczego życie zawsze musi skopać mi dupę.
Czy ja naprawdę jestem taka żałosna, że nie potrafię znaleźć normalnego faceta i go przy sobie zatrzymać.
Niallowi zaczynałam już ufać, zaczynałam się zakochiwać, zaczynało mi zależeć. Zaczęłam wierzyć w tego idiotę.
Byłam pewna że kiedyś mogę go pokochać i stworzyć z nim coś pięknego. To już było piękne.
Czy dla niego naprawdę to wszystko było jednorazowe, że teraz nawet nie może zadzwonić? Nawet napisać? że nie chciał i że przeprasza. Wybaczyłabym mu bez mrugnięcia okiem. Ale najwidoczniej nie byłam dla niego na tyle ważna by się mną teraz przejmować.
Ma gdzieś mnie i to co nas łączyło. Cholera może teraz w jego łóżku leży inna, a ja naiwnie wierzyłam że jestem dla niego wyjątkowa, A jestem jak każda inna i dobitnie mi to wczoraj powiedział, dla niego jestem jak te wszystkie dziwki, które miał w łóżku. Tym właśnie dla niego jestem dziwką. Kochaliśmy się i do widzenia, a zresztą on się pewnie nie kocha tylko pieprzy.
jestem taka głupia, jak mogłam w to wszystko wierzyć.
Mój telefon się rozdzwania i rzucam się na niego jak idiotka, ale to nie on. Jezu jestem taka żałosna, nadal mam nadzieje.
Odrzucam telefon nie mam ochoty z nikim rozmawiać.
Chcę zostać sama ze swoją rozpaczą i głupotą.
Clary dzwoni jeszcze dwa razy, wyłączyłabym komórkę, ale co jeśli Niall w końcu oprzytomnieje i zadzwoni? Tak bardzo pragnę by zadzwonił, tak bardzo mi go teraz brakuje. Mimo, że jestem w takim stanie przez niego tylko w jego ramionach potrafiłabym się uspokoić.
Nie chcę mi się nic, w brzuchu mi burczy i czuje pragnienie, ale nie chcę mi się nawet podnieść. Nie mogłabym ani zjeść, ani się napić. Czuję się pusta, jakbym miała w sobie czarną dziurę.
Odwracam się by spojrzeć na zdjęcie mojego brata, Przechodzę na drugą stronę i zgarniam ramkę w ręce. Przyglądam się uśmiechniętej twarzy Alexa a kciukiem przesuwam po całym zdjęciu jakbym chciała znaleźć się tam razem z moim bratem, jakbym chciała go dotknąć.
Bardzo bym chciała. Stałabym na tym zdjęciu razem z nim i się uśmiechała i była szczęśliwa.
Wzdycham.
- Chciałabym z tobą pogadać, wiedziałbyś co zrobić. Tak jest łatwiej prawda? odejść i patrzyć na wszystko z góry a samemu więcej nie czuć bólu - mówię ze ściśniętym gardłem. Pięknie teraz będę się wyżywać na zdjęciu. - Wybacz, wiem że chciałbyś być przy mnie. - Naprawdę jestem wariatką, gadam ze zdjęciem. Chodź w jakiś sposób mi to pomaga, szkoda tylko że mi nie odpowiada.
Odkładam zdjęcie zanim zwariuje i rzucę nim o ścianę.
Kładę się i przytulam do poduszki. Tępo patrzę w ścianę.
Przecież znam życie nie od dziś poboli, poboli i przestanie. Zawsze tak jest. Aschtona kochałam i nie wyobrażałam sobie życia bez niego, a teraz proszę Aschton to tylko wspomnienie. Tak samo będzie i z Niallem, nie byłam z nim długo więc może szybko mi minie i on też już będzie tylko wspomnieniem. Mam taką nadzieje. Nie on, będzie następny.
Żeby to było takie łatwe.
Powstrzymuje łzy, nie mogę znowu płakać już za dużo wylanych przez niego łez. Za dużo.
Zaczynam głęboko oddychać.
Będzie dobrze.
Będzie dobrze.
Zaczynam powtarzać ciągle kilka wyrazów, by inne myśli nie przewijały się prze moją głowę.
Będzie dobrze.
Będzie dobrze.
Spokojnie, to wszystko nie jest warte łez.
Będzie dobrze.
Niall nie jest wart łez.
Będzie dobrze, nie przejmuj się.
Nie powinnam o nim myśleć to dupek.
będzie dobrze.
Tak, to wszystko gówno daje i po chwili znowu zaczynam płakać jak dziecko.
- Będzie dobrze - szepczę przez łzy. - będzie dobrze... -
A myślałam, ze wylałam z siebie już wszystko a jednak.
No cóż popłaczę i w końcu mi przejdzie. Tak to już jest. Teraz boli jutro nie. I tego mam zamiar się trzymać. Ale na razie dalej będę płakać i się nad sobą użalać.
***
Nie wiem ile minęło od kłótni z Niallem dwa dnie czy miesiąc, nie ważne. Jeszcze nie odważyłam się na konfrontacje ze światem. Nie wyszłam z pokoju nawet na chwilę, no może tylko do łazienki. Była by całkowita porażka gdybym jeszcze leżała we własnych sikach. Wystarczy rozpacz. Mój telefon wydzwania co chwila, nie odbieram ani razu nie był to Niall.
Od kilku godzin nie uroniłam ani jednej łzy. Zabrakło ich, czuje się całkowicie pusta. Ale i dobrze skończyły się łzy, skończy się użalanie. A wtedy przejdzie mi i dalej będę żyć. Nie długo Niall przestanie mnie obchodzić i będzie tylko wspomnieniem. Oby.
Moją zadumę przerywa pukanie do drzwi.
Nie odpowiadam, mam to gdzieś.
Pukanie staje się głośniejsze.
Niech sobie pójdzie mam to gdzieś.
Pukanie nie ustępuje.
Ja pierdole podnoszę się i podchodzę do drzwi, żeby wykrzyknąć tej osobie w twarz, żeby sobie poszła.
Otwieram i widzę Clary, nie potrafię na nią krzyczeć. Wpuszczam ją.
- Boże dziewczyno jak ty wyglądasz - szepcze.
- Tak jak się czuje - chrypię. Nawet mój głos ma dość. Boli nie gardło.
- Dlaczego nie odbierasz, martwię się o ciebie. Co się w ogóle stało? - Marszczy brwi i ogląda mnie od góry do dołu.  Wzruszam ramionami i lekko podnoszę kącik ust do góry.
- Moje życie to porażka - mówię. Rzuca mi litościwy wzrok.
- Co ty gadasz? Masz świetnie życie - mówi. Wybucham śmiechem.
- Świetnie życie? Mój brat nie żyje, moi rodzice to całkowici idioci, moi faceci, albo mnie zdradzają, albo wyzywają od dziwek, mam już dość - krzyczę i od razu robi mi się lepiej na duchu.
- Jak to od dziwek? - Pyta i marszczy brwi. - No nie mów - dodaje po chwili jak się zaczęła domyślać o co chodzi.
- Żegnałam się ze Skinnerem, tylko się przytuliliśmy na pożegnanie, a on zaczął mnie wyzywać od dziwek i ze puszczam się ze wszystkimi. Kazał mi lecieć do niego się pieprzyć i odjechał. - Oho więc jednak nie wypłakałam wszystkich łez.
- Naprawdę cię na niego wzięło. -
- Już nie o to chodzi. Dlaczego po prostu nie mogę znaleźć normalnego faceta, który by mnie pokochał. Zawsze wszystko mnie kopie w dupę. - Siadam na łóżko i chowam twarz w dłoniach. Wyglądam okropnie ona nie musi na to patrzeć.
- Przykro mi. Nawet nie potrafię ci pomóc. - Siada obok i mnie obejmuje. Nawet nie wie ile pomaga mi taka rozmowa.
- Cholernie boli, ale już zaczynam się przyzwyczajać. Chyba taki już mój los. -
- Będzie dobrze - mówi, a ja przypominam sobie jak wmawiałam sobie to wczoraj i przed wczoraj całą noc.
- Mam nadzieje. - Tylko ją mogę mieć.
- Tak przy okazji, mogłabyś się umyć, śmierdzisz - mówi, a ja wybucham głośnym i szczerym śmiechem. Taka przyjaciółka jest świetna potrafi mnie rozbawić nawet w najgorszym dołku.
- Dzięki - mówię po chwili, jednak ona nie odpowiada.
Biorę szybki prysznic by nie drażnić nosa Clary. Gdy wychodzę widzę w jej dłoniach lody. Uśmiecham się leciutko i siadam obok niej na łóżku, a ta podaję mi lody truskawkowe.
- Dzięki - mamroczę.
- Od razu lepiej wyglądasz. Może byśmy gdzieś dziś poszły. Wiesz nie długo koniec wakacji. -
- Nie mam ochoty jeszcze dziś wychodzić, może za kilka dni. Muszę się poużalać nad sobą. -
- Okej, ale za tydzień ci nie podaruje i idziemy na imprezę. - Uśmiecham się bo wiem, że nie mam co się z nią kłócić. - Tak w ogóle to schudłaś, jadłaś coś ostatnio w ogóle? - Kręcę głową.
- Od kilku dni nie wyszłam z pokoju. -
- Nie bądź żałosna, dobrze wiesz, że po facetach się nie płaczę. -
- Lubię sobie popłakać w końcu mi przejdzie. To zawsze przechodzi - mówię.
- Wiem wiem.. Ale na początku trochę boli. - Nie ma co ukrywać, trochę boli.
- Ale już czuje się lepiej, powoli zaczynam się przyzwyczajać -
- Długo z nim nie byłaś w sumie. -
- Sumie tak, ale nadrabialiśmy intensywnością. - Zamykam oczy, ale ukazuje mi się roześmiana twarz Nialla więc otwieram je ponownie.
Gdy Clary poszła do domu, w końcu wyszłam z pokoju, obiecałam jej że coś zjem. Kiedyś muszę wyjść, a mój żołądek naprawdę domaga się żeby go napełnić i tak że tyle wytrzymałam.
Jednak gdy tylko napełniłam żołądek od razu wróciłam do swojej jaskini. No cóż nie wszystko naraz,  powoli.

***
Od kłótni z Niallem minęło jakieś dwa tygodnie.
 Nie odezwał się. Trudno, zaczynam się z tym godzić. Może tak miało być, szczęście mi nie pisane, najwidoczniej, ale nawet lepiej, że skończyło się to tak szybko, szybciej przestaje boleć. W końcu przejdzie i będę szczęśliwa. Przynajmniej zaczęłam znowu żyć, a nie tylko rozpaczać, we własnym łóżku, to było naprawdę żałosne. Nie mam co się załamywać, muszę się z tym pogodzić. Na szczęście pomaga mi Clary, z nią jest jakoś łatwiej, zwłaszcza gdy moja matka zaczyna piać, że wiedziała, ze tak będzie i że takie jest życie. Co ona może wiedzieć? Skoro żyje bez jakiś wyższych uczuć.
Sięgam po sukienkę. Razem z Clary wybieram się na imprezę, mówi że dobrze mi to zrobi a ja staram się jej wierzyć, a jutro zacznę ogarniać swoje życie. No przynajmniej oddzwonię do tych co się do mnie od kilku dni dobijają i ogarnę co i jak. W sumie może już myślą, że nie żyje? Może przynajmniej spokój będzie.
- Gotowa? - Blondynka wpada do mojego pokoju.
- No prawię, buty jeszcze - odpowiadam. Zakładam szpilki i odwracam się w jej stronę. - Wow dziewczyno - komentuję. Co jak co, ale dzisiaj to się odpicowała, wygląda pięknie.
- Dzięki - śmieje się. -  Ty też wyglądasz nieźle. - Zbywam ją machnięciem ręki, za nic nie mogłam zakryć makijażem worów pod oczami.
- Idziemy? - pytam. Kiwa głową więc wychodzimy i jedziemy do Klubu.
Na miejscu, spostrzegam, że jesteśmy niedaleko Nialla. Mieszka kilka przecznic dalej, ale skąd Clary mogła wiedzieć? Cholera przestań o nim myśleć. To bałwan.
- Wszystko okej? - pyta dziewczyna.
- Okej - mamroczę i idę w stronę wejścia. No tak oczywiście kolejka. Tu akurat pieniądze się przydają, da się kilka groszy ochroniarzom i boom wpuszczają od razu. Tym razem oczywiście nie jest inaczej i po chwili jesteśmy w środku. W sumie tęskniłam za tym klimatem, uwielbiam takie imprezy, dlaczego tak dawno na żadnej nie byłam.
Muzyka od razu wpada mi do ucha. Muszę przyznać, ze gra tu naprawdę niezły Dj.
Obie podchodzimy do baru, najpierw muszę się dobrze zaprawić.
Jakieś te drinki do bani, aż chcę mi się nimi rzygać. Od kilku minut wpatruję się w dobrze bawiącą się Clary. Chciała mnie zgarnąć na parkiet, ale się nie dałam w końcu zrezygnowała. Staram się chociaż najebać, ale nawet procenty i moje ulubione drinki mi nie wchodzą. Totalna porażka.
- Hej maleńka? - Odwracam się i napotykam niezbyt przystojnego chłopaka. Olewam go. Co jak co, ale nie mam ochoty na pogaduszki z żadnym facetem, mam ich po dziurki w nosie.
- Co taka smutna jesteś? - pyta. Trochę przeraża mnie jego wszechwiedzący uśmieszek. Odpowiem mu co mi tam i tak gorzej nie będzie.
- Aż tak widać. - Uśmiecha się pokazując krzywe zęby. Choć muszę przyznać, że dzięki temu wygląda jakoś milej i bardziej uroczo, mimo nietypowej urody.
- Wyczuwam to na kilometr. -
- To muszę tym naprawdę cuchnąć. - Nawet moje teksty spadają na psy. "Muszę naprawdę tym cuchnąć" skąd to wzięłam, masakra. Ale on tylko się uśmiecha.
- Mogę coś na to poradzić, ułatwić ci to - mówi, matko nawet nie spogląda mi w oczy tylko w cycki. Zawsze tak jest. Może mi ułatwić niby jak?
- A dokładniej? - mówię. Zaczyna mnie irytować. Wyciąga rękę i łapie mnie za dłoń. Co jest? nie dotykaj mnie.
- Chodź - mówi. Zastanawiam się tylko przez chwilę, ale w końcu idę za nim. Nie wiem co mnie czeka, ale się powtórzę: Gorzej już z moim życiem nie będzie.
Wychodzimy na tyły klubu. Mam nadzieje, ze na mojej twarzy nie widać przerażenia, bo przyznam że jestem troszkę wystraszona.
W końcu chłopak się zatrzymuje i wysyła mi cwany uśmieszek. Przełykam ślinę. W co ja się pakuje?
Chłopak wyciąga z kieszeni mały woreczek.
O żesz ja cię pierdole.
Nie dobrze. No ale przynajmniej nie chodziło mu o seks.
- Magiczny proszek na problemy - mówi. Wpatruje się w niego, nie wiem co powiedzieć. Nigdy nie bawiłam się w takie rzeczy, nawet nie wiem jak się za to zabrać. - Nie bój się, to dobry temat - mówi. Jak to się mówi: Raz się żyje.
- Ile chcesz? - pytam. Podaje cenę. Z bijącym sercem podaje mu banknoty i biorę samarę. Nawet nie wiem co dokładnie w niej jest. Nie ważne, ważne jest że zapomnę. Choć na chwilę.
Chłopak odchodzi i zostawia mnie samą, wręcz spoconą ze stresu. Trzymam narkotyk w zaciśniętej pięści. Nie powinnam, to zło wcielone, ale jeśli naprawdę zapomnę? Naprawdę mnie korci.
Mniej więcej wiem, jak to się robi, ale nie wiem czy powinnam. Powolnym krokiem kieruje się w stronę łazienek.
Nie bierz tego! Nie bierz!
Nie powinnam.
Wchodzę do ubikacji i przez chwilę stoję nad klopem z mocno bijącym sercem. Walczę sama ze sobą i czuje, że przegrywam. Klękam na ziemi, mimo tego że jest brudna. Z torebki wyciągam telefon, kartę i banknot. Przyglądam się samarce z proszkiem. Cholera ile trzeba tego wziąć? Nie chcę, żeby mnie zaraz wyjebało, ale w sumie strasznie mało tego pewnie bierze się całe naraz, chociaż biorę pierwszy raz, więc nie mogę przesadzać. Dobra raz kozie śmierć. Wysypuje na telefon jedną trzecią woreczka. Biorę kartę i zaczynam rozdrabniać grudki, w życie nie przeszły by mi przez nos. Gdy wszystko jest rozdrobnione, zrobiło się tego dość sporo. Cholera i ja mam to wszystko wciągnąć przez nos? Jak ma mi to niby przejść. Połowę wypierdzielam na podłogę. No od razu lepiej. Zwijam banknot i przymierzam się do wciągnięcia. Nie no do cholery pojebane to. Nie mogę tak. Szlag by to. Naglę ktoś wali w drzwi.
- Chwila - krzyczę. Dobra jebać to. Pochylam się i wciągam kreskę.
O kurwa.
Mam wrażenie, że wszystko zatrzymało mi się w nosie i wręcz mi go rozsadza, boże jak to szczypię. Mocno się zaciągam i czuje jak coś gorzkiego spływa mi po gardle, o shit, aż mam odruch wymiotny. Sprzątam wszystko i wychodzę z kabiny. Szybko podchodzę do zlewu i zaczynam pić wodę z kranu. Naprawdę wymiotować mi się od tego chcę. Coś okropnego.
Jak na razie nie czuje nic dziwnego, wszystko jest tak samo. Naprawdę nie wiem co w tym takiego niesamowitego. Wracam na salę i zamawiam nowego drinka.
Dopiero po chwili czuje jak łapię mnie ochota na taniec. Wychodzę na parkiet i pierwszy raz w życiu mam w sobie tyle energii.
Teraz rozumiem, jest super.
Tak mija mi impreza, zero zmęczenia. Mogę się bawić i bawić.
Jak zwykle wszystko kończy się koło 7, 8. Kurczę rzadko kiedy zostaję do samego końca.
Właśnie wyszłam z jakimś kolesiem na fajka, nie znam go ale jest naprawdę zabawny, a jego historyjki ścinają mnie z nóg, jednak najważniejsze, ze się do mnie nie dobiera.
Słucham go i spoglądam na wschodzące słońce. Jest już całkowicie widno i tylko widać jak rozchodzą się pijani ludzie. Clary to już dawno mi zniknęła. Poszła się przespać do samochodu, tak przynajmniej mówiła.
Ciekawe czy Niall jeszcze śpi. Bo ja mam wrażenie, jakbym nie miała zasnąć już nigdy. Tak wzięłam jeszcze jedną kreskę, a resztę oddałam właśnie koledze obok.
Dlaczego myślę w ogóle o Niallu?
- Ja muszę iść - odzywam się nagle. Nawet tego nie przemyślałam.
- Co? - pyta, nie wygląda jakby ogarniał.
- Cześć - mówię i szybko odchodzę. Idę przez siebie. Dopiero po chwili dociera do mnie, że kieruje się do mieszkania Nialla.
Cofałam się może z 10 razy, kto wie może i więcej przestałam liczyć, ale w końcu znalazłam się pod jego blokiem. Co ja tu w ogóle robię.
Czuje jak wracam do siebie i łapię mnie zmęczenie, to psychiczne zmęczenie.
Powinnam stąd odejść. On nie chcę mnie widzieć.
Ale przecież muszę wziąć od niego rzeczy, które zostawiłam.
Dobrze wiesz, że nie potrzebne ci te ciuchy.
Ale nie mogą u niego zostać.
To tylko wymówka.
Mimo mentalnej kłótni, doszłam pod same drzwi.
Na pewno jeszcze śpi.
Co by robił o 8 rano.
Podnoszę dłoń i chwilę ją tak trzymam. Pukać czy nie pukać. Powinnam iść.
Dobra puknę raz, jak nie otworzy to spadam.
Leciutko pukam w drzwi. Taa bo usłyszy.
Raz, dwa, trzy. Nie otwiera. Szybko się odwracam i odchodzę.
Jednak drzwi się otwierają.
Jakim cudem? Przecież nie mógł tego usłyszeć!
Z szumem w uszach odwracam się w jego stronę i jego widok o mało nie zwala mnie z nóg.