niedziela, 11 lutego 2018

43

Nie wiem jakim cudem Ale wstając rano z łóżka miałam w głowie ułożony cały plan działania. Wiem co zrobić żeby Niall był wolny i przy okazji utrzeć nosa Aschtonowi. Nie wiem czy to się uda i czy to dobry pomysł, ale jak narazie jedyny sensowny. No cóż nie mam wyboru.
Gdy tylko jestem naszykowana schodzę na dół, ojciec siedzi w kuchni i gdy tylko mnie widzi podnosi wzrok znad gazety i pyta jak się czuje. Momentalnie się wzruszam, jednak powstrzymuje płacz nie czas teraz na to. Pierwszy raz czyje się tak bardzo kochana przez rodziców w końcu czuje że zwracają na mnie uwagę, że im na mnie zależy.  Wróć  poprawka przynajmniej przez jednego z rodziców.
Wzdycham i odpowiadam że w porządku i szczerze tak się czuję. W końcu mam poukładane w głowie i wiem co robić. Z każdą chwilą mój plan wydaje się lepszy, on po prostu musi się udać.
Opowiadam tacie co chce zrobić, on pomoże mi to dopracować i oceni czy to w ogóle ma prawo się udać.
I powiedziałam niestety wygląda na to że nie przypadł mu do gustu.
- To nie jest dobry pomysł Rose. Nie możesz tego w ten sposób zostawić. - marszczy brwi jakby w ogóle nie rozumiał dlaczego chce zrobić to tak A nie inaczej.
- Tato nie obchodzi mnie co się stanie z Aschtonem ja chce tylko Nialla  z powrotem. - Mam nadzieję że mnie zrozumie. I tak zrobię to co planuje Ale wolałbym mieć po swojej stronie tatę wtedy na pewno dam radę.
Patrzy mi głęboko w oczy.
- wygląda na to że nie mam nic do gadania. Zrób jak uważasz. - uśmiecham się i mocno go przytulam. Dobrze mieć w końcu tatę tak blisko.
Około 12 znajduje się pod biorowcem pana Monna, stres zżera mnie od środka, Ale poradzę sobie, Muszę.
Wchodzę do środka i jadę windą na piętro gdzie znajduje się jego bióro.
Podchodzę do sekretarki.
- Dzień dobry. Rose White do Pana Monna.
- chwileczkę - mówi nie patrząc na mnie. Po chwili zaprasza mnie do środka.
Pan Moon siedzi przy biurku i śledzi wzrokiem każdy mój ruch. Jestem pewna że wie o wszystkim Tata na pewno do niego zadzwonił jeszcze wczoraj. Dobrze nie będę musiała  wszystkiego wyjaśniać.
- W czym mogę służyć Rose? Proszę usiądź - wskazuje na fotel przed biurkiem, siadam i podnoszę głowę wysoko. Niech wie że jestem pewna co do tego po co przyszłam.
- Domyślam się że słyszał pan o wczorajszej sytuacji - zaczynam.  Drga  mu mięsień, niczym więcej nie pokazuje zdenerwowania.
- Słyszałem, jednak jetem pewny że fakty miały się trochę inaczej. - posyła mu nikly uśmiech i na powrót poważnieje. - Jednak nie przyszłaś tu by mi o tym opowiedzieć, czego więc chcesz? - Od razu do konkretów, Dobrze więc nie będę owijać.
- Mam świadka, dowody oraz opinie lekarską. Zeznałam już na policji co się stało. Wiem jakie ma Pan kontakty i że szybko wyciągnie pan z tego Aschtona, chce jednak przypomnieć kto jest moim ojcem, on także ma kontakty i nawet jeśli wyciągnie go pan z więzienia nigdy nie pozwolimy na to żeby ten incydent kiedykolwiek zniknął z jego papierów i życia. Niech Pan będzie świadomy że może zapomnieć o karierze. - Robię  przerwę i uśmiecham się słodko.  Oh  to bardzo satysfakcjonujące. - Mam jednak pewna propozycję. - ucinam  i czekam na jego ruch. Siedzi w milczeniu przez dłuższą chwilę. Ale zgodzi się jestem tego pewna. Za bardzo zależy mu na reputacji jego oraz firmy.
- Co to za propozycja? -
- Wycofam swoje zeznania jeśli Aschton  wycofa swoje na temat Nialla Horana. W tym momencie z naszymi kontaktami wyczyscimy obie sprawy.
- To śmieszne - warczy  i uderza dłonią w biurko.
- ja nie żartuję - Patrzy na mnie jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Jednak wraca do niego opanowanie. Sięga do Interkomu
- Charlotte niech mój syn natychmiast tutaj przyjdzie - Tego się nie spodziewałam, ale to nic. Mój plan się powiedzie.
Po minucie do biura wpada Aschton.
- Co jest tato? - pyta i dopiero mnie zauważa. - Co ty tu robisz - widać że jest zły.  Ja jedynie uśmiecham się z wyższością.  Chłopak patrzy to na mnie to na ojca.
- Nie wiem jak mogłeś dopuścić się takiego czynu sunu, powinno ci być wstyd, konsekwencje tego mogą być okrutne i tak powinno być, jednak na szali jest dobre imię moje oraz firmy nie mogę pozwolić sobie żeby przez twoja zachowanie stracić to na co tak długo pracowałem. Dlatego też pojdziemy na układ z tą dziewczyną jeśli się nie zgodzisz ostro tego pożałujesz przyrzekam ci. - Pan Moon kończy swój monolog A ja patrzę na zszokowanego Aschtona.  Wygląda na to że pierwszy raz utrze mu ktoś nosa. Jestem z siebie bardzo zadowolona.
- Ale Tato...
- Cisza!! - krzyczy aż podskakuje. - po tym co zrobiłeś nie masz prawa mówić cokolwiek, ciesz się że w ogóle pozwalam Ci być w tej firmie. Jest mi wstyd że byle jaka dziewczyna może przychodzić i stawiać nam warunki A to wszysto przez twoje głupie zachowanie. Patrz i ucz się jak załatwiają sprawy dorośli, bierz z niej przykład bo nie zawsze będę ja żeby ci pomóc co wtedy zrobisz? Rób co karze zanim stracę cierpliwość. - Mógłby trochę milej się o mnie wyrażać, nie ważne.
- Co mam zrobić? - pyta chłopak z nienawiścią.
- Odwołasz zeznania na niejakiego Nialla Horana. - Aschton już miał zacząć krzyczeć jednak jedno palące spojrzenie jego ojca i zamyka usta. Z powrotem przenosi uwagę na mnie.
- Możesz uważać sprawę za załatwioną, Mam nadzieję że dotrzymasz  swojej części umowy.
- Oczywiście proszę Pana. -
W tym momncie Aschton wychodzi. Żegnaj bucu.
Zostaje w biurze jescze kilka chwil by wszystko do końca dogadać. Niech wie że jeśli jutro rano Niall nie otrzyma listu że sprawa jest umorzona, Aschton pożegna się z czysta kartą.
Gdy wychodzę z biura czuje się jak nowonarodzona. Ach czy mi się wydaje  czy ten dzień naprawdę jest taki piękny.
W tym momencie wiem że wszystko się ułoży.
______________________________________
Od razu sorki za błędy ale piszę  to na telefonie co nie jest łatwe bynajmniej bardzo niewygodne ;)  No cóż trzeba sobie jakoś radzić
Plecajcie mnie czy coś;)

sobota, 27 stycznia 2018

42

Biorę głęboki wdech i wchodzę do swojej ulubionej kawiarni, do moich nozdrzy od razu dostaje się zapach kawy i ciasteczek. Uwielbiam to miejsce choćby dla samego zapachu, czuje się dzięki temu jak w królestwie słodyczy. Rozglądam się wokoło i dostrzegam Nialla. Nie tylko zapamiętaj moją ulubioną kawiarnię, ale także ulubiony stolik. Zaskoczył mnie, chodź może to zwykły przypadek. Przechodzę między stolikami, aż w końcu jestem na miejscu. Uff strasznie się denerwuje. Spoglądam na twarz Nialla, posyła mi delikatny uśmiech, ale nic więcej nie robi, całe szczęście nadal denerwuje się tym co się stanie gdy mnie dotknie, ale z drugiej strony niczego nie pragnę bardziej.
- Hej - mówię. Siadam na przeciwko i widzę, że mam już zamówiony torcik czekoladowy.
- Twój ulubiony, prawda? - Pyta, ale w cale nie wygląda na niepewnego. Nawet zapamiętał co najbardziej lubię jeść. Spuszczam delikatnie głowę do dołu i szybko mrugam bo do oczu naszły mi łzy. Cholera jak ja go kocham.
- Tak, dziękuje. - Chłopak posyła mi szczęśliwi uśmiech, jego entuzjazm udziela mi się i także się uśmiecham.
- A ja dziękuje, że przyszłaś - mówi. Nie mogłabym inaczej, jednak nic nie odpowiadam.
- Wiesz już kiedy masz iść do sądu? - pytam.
- Nie, jeszcze nie. Dopiero przyjdzie mi powiadomienie co i jak - mówi z nieodgadnioną miną.
- Boisz się? - To co on czuje w tej chwili zastanawia mnie najbardziej. Chłopak na chwilę odwraca wzrok i wzrusza ramionami, po czym znowu patrzy mi w oczy.
- Pobiłem go i muszę liczyć się z konsekwencjami. - I co tylko tyle?
- Ale on symuluje, w cale go tak bardzo nie pobiłeś. - Niall marszczy czoło.
- Skąd wiesz? - Te słowa są jak szpile, to oczywiste, że się domyśla.
- Wierzę ci, z resztą dobrze go znam. - Oby nie złapał mnie na kłamstwie. Jeszcze przez chwile bacznie mnie obserwuje, ale w końcu się rozluźnia.
- Wierzysz mi? - W tym momencie wygląda jak mały chłopczyk. Po rozmowie z Aschtonem na pewno.  Nie! uwierzyłam mu mu już wcześniej.
- Oczywiście, że ci wierzę. - Patrzymy sobie w oczy i wyczuwam naprawdę magiczny moment. To własnie ta chwila gdy ludzie powiedzą coś mocnego i schylają się do pocałunku. Nie jestem jeszcze gotowa na ten pocałunek. Nie wiem czy kiedykolwiek będę. Opuszczam wzrok.
- Boisz się? - ponawiam pytanie, a Niall wzdycha.
- Boję się tego, ze jeśli pójdę siedzieć to już nigdy cię nie zobaczę, boje się, że kiedy wyjdę nie będziesz już moja... - przerywa. otwiera usta, żeby jeszcze coś powiedzieć, ale nie robi tego.
- Oh, Niall - nie wiem co powiedzieć. Myślałam, że opowie o tym, że nie wie co go tam czeka, że może to go zniszczy. Nie spodziewałam się, że wszystkie jego obawy są związane ze mną.
- Nieważne Rose. - I co teraz będzie się przede mną zamykał?
- Niall - Podnosi wzrok, który wcześniej opuścił. - Cieszę się, ze to powiedziałeś. - Posyłam mu delikatny uśmiech.
- Naprawdę? - Boże jaki ten chłopak jest niepewny siebie.
- Możesz w końcu przestać kwestionować to co mówię - śmieję się. Wygląda na zaskoczonego, jednak też się uśmiecha. Naprawdę myślałam, że będę mogła to zakończyć? Kocham go tak bardzo, że to aż boli. Może to głupie co robię, ale wybaczam mu. Przetrzymam go jeszcze trochę w niepewności, może dzięki temu szybciej dojrzeje do tego by się przyznać, ze mnie kocha. Może już powiedział, niedosłownie, ale to co robi, to co mówi czy to nie wskazuje na miłość?
- Przepraszam Rose - odzywa się nagle.
- Za co? -
- Za wszystko. - Cieszę się, że powiedział również to. Patrzę na jego poważną minę i prześwietlające mnie na wskroś oczy. Delikatnie kiwam głową i wiem, że w tym momencie nie potrzeba nam więcej słów.
Godzinę później wracam do domu z bananem na twarzy jak jeszcze nigdy. Spędziłam z Niallem naprawdę miły wieczór. Po całej tej rozmowie o tym co czujemy, zaczęliśmy rozmowę na całkowicie błahe tematy. Czuję się jak po pierwszej randce, zwłaszcza że pod koniec delikatnie mnie przytulił i całkowicie mu na to pozwoliłam. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że źle zareaguje na jego dotyk, ja po prostu kocham jak on mnie dotyka. Po tym spotkaniu wszystko czego się bałam po prostu wyparowało, wiem że wszystko będzie dobrze.
Wchodzę do domu i od razu czuję panującą tu pustkę. Oczywiście jak zwykle nikogo tu nie ma. Z resztą przecież nie spodziewałam się, że mama będzie czekać by ciepło mnie przywitać, a tata że choć raz zrezygnuje z pracy by z nami posiedzieć. No cóż nie ważne.
Odkładam kluczę na półkę i idę się napić wody i oczywiście dalej rozmyślać o Niallu. Wiem, że on czuje coś więcej do mnie, ale będę czekać, aż w końcu powie mi to wprost, że mnie kocha. Nasz związek nie będzie miał dalej sensu jeśli będzie miał takie same zasady jak wcześniej, oboje musimy wiedzieć na czym stoimy, nawet jeśli Nialla to cholernie przeraża, nie mogę być z nim do końca życia jeśli on się do tego nie przyzna. Niby jak by to dalej miało wyglądać, cały czas będziemy żyli tak jak wcześniej? Zero rodziny i miłości. Pragnę tego wszystkiego i pragnę być kochana, to podstawa w związku.
Ktoś puka do drzwi. Dziwne. Kto do cholery może to być. Podchodzę i otwieram i widzę Aschtona. Co jest? Powstrzymuje się by nie zamknąć mu drzwi przed nosem.
- Co ty tutaj robisz? - pytam. Kurczę powinnam to zrobić milej.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - Uśmiecha się do mnie.
- Jasne, że się cieszę tylko się ciebie nie spodziewałam. - Otwieram mu szerzej drzwi. Niech wejdzie i wyjdzie jak najszybciej, proszę.
- Chcesz coś do picia? - pytam i od razu odwracam się w stronę kuchni.
- Czekaj. - Zatrzymuje się więc, jednak za nim zdążę się odkręcić, Ashton mnie łapię, przyciąga i mocno całuje. Ochyda. Jestem w szoku więc nie oddaję pocałunku. Właściwie nie mogę tego zrobić, mój organizm totalnie się wystrzega od jego dotyku.
- Co jest, nie podoba ci się? - pyta z bardzo nieodgadnioną miną. Zatyka mnie i dopiero po chwili odzyskuje rezon.
- Niee... po prostu zaskoczyłeś mnie i.. zapomniałam już jak dobrze całujesz. - Nie wierzę, że mogłam na głoś powiedzieć te słowa.
- W takim razie na pewno nie będziesz miała nic przeciwko temu. - Marszczę brwi nie rozumiejąc a on zdejmuję kurtkę i znowu mnie do siebie przyciąga. Całuje, mocno, na siłę. Zaczyna mnie rozbierać, a ja nie mogę tego zrobić.
- He..ej Zaczekaj, ja... - nie wiem jak dokończyć z resztą i tak mi przerywa.
- No co? Coś nie tak? przecież mnie kochasz, a jak dwoje ludzi się kocha to uprawiają seks. - przy każdym słowie przybliża się, a ja cofam. Jest wkurzony, bardzo. Nie wiem co zrobi i nie wiem o co mu chodzi. Chcę się odezwać, ale nie daję mi dojść do słowa. - Czyżbym jednak nie całował tak dobrze jak ten twój chłoptaś? Czyżbyś jednak wolała jego? - Chłopak prawię krzyczy, a ja nie wiem co zrobić.
- Ja...? -
- Naprawdę myślisz, że jestem taki głupi? Że nabiorę się na te twoje sztuczki, wiedziałem że jak tylko się odwrócisz polecisz do niego, ty kurwo. - Otwieram i zamykam usta. Nie wiem co powiedzieć. On o wszystkim wie, jestem żałosna myśląc że mógł uwierzyć.
- Nic nie powiesz ty kłamliwa suko? No cóż ja mam sporo do powiedzenia. Ten dzikus pójdzie siedzieć na długo i bardzo boleśnie to odczuje. -  Mam łzy w oczach.
- Aschton ja... -
- Zamknij się - krzyczy i uderza mnie w twarz, Odrzuca mnie na kanapę twarzą do siedziska. On wykorzystuję to i przyszpila mnie do niej całym swoim ciałem. Zaczynam krzyczeć, ale wszystko ginie w materiale.
- Co suko? Cały spryt zniknął? Nigdy mnie nie przechytrzysz. Zaczyna się ruszać i czuje jak próbuje odpiąć pasek. o mój boże. Czuje ja podwija mi sukienkę aż do bioder i szarpię za moje majtki. Na nic są moje krzyki i łzy o matko, o matko.
- Jesteś taka piękna Rose - szepczę w moje włosy. - Tak długo już pragnę by znaleźć się ponownie w tobie wiesz? Jesteś dla mnie idealna i wierz mi, że nikt i nic tego nie zmieni, już zawsze będziesz moja. - Nie chcę błagam niech coś mi pomoże. Przedziera moje majtki i czuje jak sunie palcami po moim tyłku aż dociera łechtaczki i mocno uciska. Zaczynam wyć i jeszcze bardziej się szarpać, jedną ręką którą on przytrzymuje mi na plecach wbijam mu paznokcie w rękę.
- Przestań ty suko i tak cię wezmę - warczy. I nagle wszystko znika jego dotyk ciężar jego ciała. Szybko się podnoszę z kanapy i odbiegam dopiero po chwili się rozglądam by zobaczyć jak mój ojciec szarpię się z Aschtonem. Serce biję mi jak szalone gdy sięgam po komórkę i dzwonie na policję. Podaję szybko najważniejsze informację i odrzucam telefon.
- Nie waż się dotykać mojej córki ty dupku - krzyczy.
- Tato proszę - Chcę żeby się uspokoił nie chcę żeby miał kłopoty. Jednak nie bardzo mnie słucha. Krzyczę gdy widzę jak dostaje w twarz od tego dupka.
Miotam się wokół nich i nie wiem co robić, aż po chwili wpada policja i obu ich rozdziela.
- Na ziemię już - krzyczą. Wszystko dzieje się w ułamku sekundy, że nawet nie nadążam wszystkiego rejestrować.
- Proszę to mój tata chciał mi pomóc zostawcie go - krzyczę wskazując na tatę.
- Czy to pani dzwoniła - pyta jeden z nich.
- Tak, ten człowiek chciał mnie zgwałcić mój tata go powstrzymał - mówię przez płacz. W końcu puszczają mojego ojca i zakuwają Aschtona. Następne pół godzina mija na składaniu zeznań a następne pół na rozmowie z ojcem.
- Nie mogę uwierzyć, że ten człowiek potraktował cię w ten sposób co za zniewaga ja już rozliczę się z nim i z jego ojcem popamiętają mnie, żeby tak traktować moją córkę - Rozszalały chodzi w tą i z powrotem. - I gdzie w ogóle w takiej chwili jest twoja matka - warczy. Nawet nie wiem co powiedzieć nigdy go nie widziałam w tym stanie. W pewnym momencie się zatrzymuje i ściska za nasadę nosa po czym wzdycha.
- To teraz nie ważne - mówi i patrzy na mnie. - Powiedz lepiej jak się czujesz kochanie. - Uśmiecham się delikatnie bo jeszcze nigdy mnie o to nie pytali.
- Dobrze tato gdyby nie ty.. - zacinam się i próbuje powstrzymać łzy.
- Spokojnie córeczko już wszystko dobrze - mówi i mocno mnie przytula i głaszcze po głowie. W tym momencie wchodzi moja matka.
- Co się dzieje, dlaczego wyrywacie mnie z mojego pilates - mówi wyniosłym głosem.
- Siadaj kobieto - mówi mój ojciec spokojnym tonem.
- O co chodzi. -  Pyta, nie spełniając żądania ojca.
- Wybacz kochanie ale musimy odwołać niedzielną kolację z Moonami i wszystkie inne także. - Matka posyła mu zszokowane spojrzenie.
- Ale dlaczego? to nasi najlepsi przyjaciele. -
- Cóż nie są. Ich syn został właśnie wyciągnięty z tego domu przed policję po tym jak napadł naszą córkę. - Moja matka wybucha śmiechem.
- Żartujesz ze mnie? Aschton to wychowany i mądry chłopiec. Ta gówniara zmyśla jak zwykle chcę coś ugrać. -
- Czy ty kobieto słyszysz co mówisz - wydziera się ojciec. - Nasza córka o mało nie pada ofiarą gwałtu. - Na te słowa mocno się wzdrygam. - A ty bronisz tego bandytę? Gówno mnie obchodzi czyim jest synem, zniszczę całą jego rodzinę. -
- Kochanie. Dobrze wiesz, że ona nas nienawidzi zawsze próbuję coś namieszać. Nie bądź śmieszny nie można jej wierzyć. Nie wiem co chcę tym osiągnąć ale nigdy w to nie uwierzę. - Mówi moja matka spokojnym tonem, a ja nie mogę wyrwać się z szoku. Nie mogę uwierzyć. Czy ona w ogóle mnie kocha?
- Wierzę jej bo widziałem to na własne oczy i sam odciągnąłem tego drania od Rose - krzyczy.
- Moim zdaniem źle zrozumiałeś sytuację. Wątpię by Aschton coś takiego zrobił, on jest... -
- Rose - Przerywa ojciec bardzo cichym głosem. - Idź do pokoju, chcę porozmawiać z twoją matką na osobności. - Uciekam od razu jeszcze nigdy nie słyszałam u ojca takiego tonu. Straszne. Aż współczuje Matce.
Chowam się we własnej łazience bo tu prawie nic nie słychać, nawet jak się krzyczy.
Przez następne pół godziny siedziałam w wannie próbując nie słuchać stłumionych krzyków. Wow jeszcze  nigdy nie mieli takiej kłótni.
Jednak ja zaczęłam się zastanawiać nad czymś innym, czy jest jakiś sposób by ten gwałt poszedł na korzyść Nialla. On jeszcze o niczym nie wie i zastanawiam się czy powinien wiedzieć, gdy tylko mu powiem zabiję Aschtona a wtedy nic mu już nie pomoże.
W końcu kończę z planem i z pewnością ze nic nie powiem Niallowi. Kładę się spać z nadzieją, że jutro wszystko się ułoży.
__________________________________________________________________________
Rozdział od dawna gotowy wystarczyło wysłać :)
Sorki za błędy ale wysyłam z telefonu i nie wygodnie tu sprawdzać :)


poniedziałek, 16 stycznia 2017

41

Następnego dnia gdy widzę go przy samochodzie, nie jestem ani trochę zdziwiona. Pewnym krokiem podchodzę i się witam.
- Hej Niall. - Chcę żeby zobaczył, że trzymam się bardzo dobrze. Uśmiecham się i patrzę mu prosto w oczy, mam nadzieje że na mojej twarzy widać tylko beztroskę. 
- Hej - mówi trochę niepewnie i chrząka. - Wiesz ostatnio nie zdążyłem ci podziękować za kaucje - mówi. 
- Skąd wiesz, że to ja ją wpłaciłam? - pytam. Niall uśmiecha się delikatnie. 
- Nikomu nie zależy na mnie na tyle, by zapłacić. - Moja sztuczna mina na chwilę opada, ale szybko się opanowuje. 
- Nie ma za co, to moja wina, że go pobiłeś. - Chłopak wzdycha i na chwilę się odwraca. 
- Nie pobiłem go Rose, no może... uderzyłem go ze dwa razy, ale nie obiłem go aż tak by nie wiadomo co mu się stało - Przyglądam się jego twarzy by zauważyć choć cień kłamstwa, jednak nie widzę nic takiego. Ale w sumie ja go prawię nie znam, cały czas grał i się mną bawił. 
- Dlaczego mam ci wierzyć? - 
- Mówię prawdę, nie pobiłem go aż tak by trafił do szpitala, zrobiłem mu kilka siniaków i tyle. Z resztą to byłem zbyt pijany by go trafić, szybko mi spierdolił. - Wracam myślami do tamtej nocy, faktycznie ledwo trzymał się na nogach. 
- Nawet jeśli ci uwierzę, to nie znaczy że sąd ci uwierzy - mówię.
- Jeśli mam spędzić kilka lat w więzieniu z niewinność to chcę przynajmniej wiedzieć, że ty mi wierzysz, dzięki temu jakoś dam radę. -
- Skoro jesteś niewinny to cię nie zamkną. - 
- Dziecinko pamiętaj kim jest ten człowiek, jeśli policja nic nie znajdzie to po mnie. - 
- Porozmawiam z nim. - 
- Nie, nie ma mowy żebyś gadała z tym dupkiem. - 
- Chcę ci pomóc. - Nie wierzę, że to robię, miałam zacząć nowy rozdział, ale tak bardzo chcę uczestniczyć w jego życiu. 
- Nie chcę żebyś przebywała blisko niego. - 
- Dobra - kłamię. Marszczy brwi, ale nic nie mówi na ten temat. 
- Zjesz ze mną lody? - 
- Co? - dziwię się, tego się nie spodziewałam. Chłopak się rumieni. 
- No wiesz... zapraszam cię na randkę - spuszcza głowę do dołu. Boże, nawet po tym wszystkim tak bardzo go kocham.
- Nie wiem, czy to ma sens... -
- Ma, ma ogromny sens... - tak samo jak wczoraj próbuje obejść auto by podejść do mnie ale go zatrzymuje, Przerywa to co mówił i wraca na swoje miejsce.  - Wybacz - mówi.
- Będzie lepiej, jak... -
- Proszę nie odchodź jeszcze. - Chcę zaprzeczyć, ale gdy tylko spoglądam w jego oczy pełne nadziei, kiwam głową. - Nic nie poradzę, że tak mnie przyciągasz. - Uśmiecha się.
- Lepiej nie podchodź ja... ja nie wiem jak zareaguje na ciebie tak blisko - szepczę. Patrzę jak Niall przełyka ślinę i chcę coś powiedzieć, ale żadne słowa nie wychodzą z jego ust.
- Nie wiedziałem... - zaczyna, ale zaczyna się jąkać. - Nie wiedziałem, że aż tak... - Nie kończy tego zdania, ale wiem o co mu chodzi. On nigdy nie zrozumie jak bardzo mnie zranił.
- Muszę już jechać - otwieram auta, ale Niall ma mi jeszcze coś do powiedzenia.
- Proszę nie odtrącał mnie, będziemy próbować, powoli, będę cierpliwy, zobaczysz wszystko będzie dobrze. Jestem pewny, że twoje ciało zareaguje na mnie bardzo dobrze... -  Mam ochotę wybuchnąć śmiechem, to co on mówi jest po prostu śmieszne. Ale nie mogę odejść.
- Naprawdę muszę jechać... ale o 19 chętnie zjem jakieś ciasteczko. - Wchodzę do auta i odjeżdżam zanim zmienię zdanie. No cóż wygląda na to, że mam wieczorem randkę. Boże w co ja się pakuje, jestem totalna idiotką.
Dobra do 19 jeszcze sporo czasu, a mam bardzo ważną rzecz do załatwienia. Zajeżdżam pod dom Aschtona.  Niepewnym krokiem zmierzam do drzwi i delikatnie pukam. Na moje nieszczęście otwiera mi jego matka.
- Oh to ty - mówi na mój widok.
- Dzień dobry pani Moon. -
- Czego tu szukasz? -
- Przyszłam do Aschtona. Muszę z nim porozmawiać. -
- Jest u siebie, nie rozumiem dlaczego on tak cię lubi jesteś okropna - mówi i odchodzi. Przewracam oczami, no cóż przynajmniej mnie wpuściła. Do jego pokoju weszłam jak burza, bez pukania.
- Co jest.. - zaczął, ale gdy zobaczył, że to ja przebiegle się uśmiechnął, jednak szybko zmienił tą minę na zbolałą.
- Hej, jak się czujesz? -
- A jak mam się czuć, twój chłoptaś nieźle mnie pokiereszował, powinnaś go lepiej pilnować. -
- Nie jestem już z nim. - mówię.
- Oh tak? - pyta zaskoczony. - Oczywiście, że tak, kto by chciał być z takim psychopatą. - Odpowiada sam sobie.
- Oszukiwałam siebie tak długo, to nie jest facet dla mnie, ma zbyt dużo problemów ze sobą. -
- Mówiłem ci, a tak w ogóle po co tu przyszłaś? -
- Przeprosić cię, powinnam cię posłuchać i pamiętać że mimo twoich młodzieńczych szaleństw zawsze miałeś na celu moje dobro. - Jezu zaraz się porzygam, jednak to działa i Aschton połyka przynętę.
- Powinnaś, ale jestem bardzo łaskawy wybaczę ci, widocznie ty też musiałaś się wyszaleć, ale teraz będzie już wszystko okej. -
- Owszem, on mną manipulował, tęskniłam za tobą tak bardzo - zaczynam szlochać.
- Hej nie płacz, wybaczam ci. - On nienawidzi płaczących bab.
- Bardzo cię skrzywdził? -
- Nie.. zaskoczył mnie, zaszedł od tyłu, uderzył w tył głowy upadłem i nie mogłem się bronić. Gdyby nie te przebiegłe sztuczki to by nie dał rady. - Ledwo powstrzymuje przewróceniem oczami.
- Tak mój drogi. - Podchodzę do niego i kładę dłoń na siniaku na prawym policzku. - Mój ty biedaczku, to moja wina. -
- Owszem twoja. -
- Czy może być tak jak dawnej? Czy pozwolisz mi wrócić? -
- Wiedziałem, że wrócisz, to tylko kwestia czasu, jesteśmy sobie przeznaczeni Rose. - Podnosi moją twarz za brodę do góry i ociera mi łzy. Wow w sumie to nie wiedziałam, że jestem aż tak dobrą aktorką.
- Boje się, Aschton. - Szepczę, a ten marszczy brwi.
- Czego się boisz?
- Ja kilka dni temu go spotkałam.. - przełykam ślinę, a nowe łzy spływają mi po policzkach. - On groził mi, że jeśli nie odwołasz zeznań, zrobi mi krzy-krzywdę.. - Przy ostatnim słowie się jąkam i delikatnie czkam. Przez jego twarz przechodzi fala złości, by po chwili zacząć gorączkowo się nad tym zastanawiać.
- Chwila, chwila jakim cudem mogłaś go spotkać on siedzi, mój ojciec załatwił taką kaucję, że nikt by nie zapłacił. - Cholera nie dobrze.
- Jak z nim byłam dowiedziałam się, że macza palce w nielegalnych sprawach, stąd ma pieniądze - wymyślam coś na szybko. Błagam uwierz
- Taa, w sumie to wygląda na takiego, aż dziwne, że się nie domyśliłem. -
- To proszę zrób coś, boje się... Nie chcę kłopotów teraz gdy w końcu mogę być szczęśliwa z tobą. - Nie mam pojęcia jakim cudem to przechodzi przez moje usta.
- Nie mogę Rose przykro mi.
- Proszę chcesz żeby mnie zabił, myślałam, że mnie kochasz. - Cholera wyciągam naprawdę niebezpieczną kartę.
- kocham, ale ... - przerywam mu głośnym szlochem, tylko mój płacz może coś wskórać.
- Proszę... Nie chcę umrzeć chcę stworzyć z tobą szczęśliwą rodzinę, bez strachu przez niego... Obiecaj że jak odwołasz to wyjedzie i da nam spokój. Zapłacimy mu i on wyjedzie, kocha pieniądze na pewno je weźmie. -
- Widzisz idiotko, a ty z nim byłaś,wiadome, że leci na twój hajs - mówi, ale po chwili wzdycha. - No dobra, zobaczę co da się zrobić. -  Czuję ulgę, oby coś to dało.
- kocham cię Aschton. - Zaraz się porzygam Aschton. Uśmiecha się do mnie przebiegle, jakby wszystko przewidział i zaplanował, jezu co za burak. Nie przemyślałam tylko jednego, że skoro wracam to będzie chciał mnie pocałować. Zamroziło mnie, ale tu chodzi o Nialla, więc się poświęcam i oddaje mu pocałunek. Oby nie zauważył jak topornie to robię. Kiedy przestaję mi wciskać język do ust odsuwa się i szeroko uśmiecha.
- A teraz uciekaj, mam sprawę do załatwienia. - Nic nie mówię tylko robię to co mi każe, on uwielbia mieć kontrole i uwielbia mi rozkazywać.
Wracam jak najszybciej do domu i od razu wpadam do łazienki umyć zęby. Boże jak mi nie dobrze, przez Aschtona i przez te wszystkie kłamstwa. Schylam się nad toaletą i wymiotuje. Obym coś wskórała, jeśli zrobiła to wszystko na marne, to chyba po prostu umrę rzygając. Wzdycham i patrzę na zegarek. Jeszcze trochę i jadę do kawiarenki, nie powiedziałam Niallowi gdzie, ale jeśli naprawdę mu zależało, to będzie wiedział.  Myję zęby jeszcze kilka razy i zaczynam się szykować.
Oh to wszystko może się naprawdę źle skończyć, bardzo źle.


niedziela, 1 stycznia 2017

40.5

Przez następnie dni już z okna w szkole patrzyłam gdzie czeka. Wolę być przygotowana dużo wcześniej na to czy stoi przy moim aucie czy nie. Dobrze zrobiłam, trzy dni po ostatniej próbie znowu spróbował i stanął przy samochodzie i teraz już od pół godziny wpatruję się w okno i zastanawiam się co zrobić. W sumie to nawet zastanawiam się jak długo wytrzyma.
- Hej Rose! - Mrugam oczami i odwracam się do Jamesa.
- Tak? - pytam nieprzytomnie.
- Wszystko okej, patrzysz w okno już od dłuższej chwili - mówi z uśmiechem, ale pod nim jest wyraźnie zaniepokojony.
- Tak ja... Wszystko okej - tłumaczę. Spogląda przez szybę i marszczy czoło.
- Ktoś stoi przy twoim aucie, rozumiem że to przez to jeszcze nie wyszłaś? - Jakoś nie pomyślałam, że to wygląda dziwnie, a musi, ja patrzę na swoje auto z ukrycia a ktoś przy nim koczuje.
- Nie, to nie tak... - zaczynam, ale mi przerywa.
- Nachodzi cię? Mam się go pozbyć? Powiedz a już więcej nie będziesz musiała się go bać. - Patrzę mu w oczy i widzę w nich determinację, naprawdę by mi pomógł gdyby była potrzeba, ale nawet... nawet po tym wszystkim co się stało nie pozwolę by stała mu się krzywda. Nienawidzę go, ale gdzieś w głębi kocham jak nikogo.
- Nie, nikt mnie nie nachodzi. Po prostu musiałam pomyśleć. Już tam idę. - Posyłam mu uśmiech i się odwracam by odejść. Gdy tylko stoję do niego plecami mój uśmiech opada. Wcale nie jestem gotowa by tam pójść. gdyby nie James mogłabym stać przy tym oknie do wieczora i zastanawiać się co robić. Jestem pewna, że dzisiaj Niall nie odpuści tak łatwo, nie odejdzie. A sama nie wiem jak w ogóle zacząć, co ja mam mu niby powiedzieć? Nawet nie będę mogła mu spojrzeć w oczy bo wiem, że moje serce pęknie do reszty. Biorę głęboki wdech i wychodzę ze szkoły. Do auta podchodzę z głową spuszczoną w dół, mijam Nialla w ciszy, który stoi przy drzwiach od miejsca pasażera, a sama staję przy drzwiach od kierowcy. Nie wchodzę jednak do auta, czekam wpatrzona w ziemię. Nie potrafię na niego spojrzeć. Boję się.
- Hej! - odzywa się zachrypniętym głosem. Muszę zacisnąć powieki, na dźwięk jego głosu o mało się nie rozklejam, co będzie gdy spojrzę mu w oczy?
- Hej - odpowiadam, choć nie jestem pewna czy to usłyszał.
- Spojrzysz na mnie? - pyta. Z ledwością się powstrzymuje by tego nie zrobić. Jak w jednym człowieku może być tyle sprzecznych emocji na raz. Z jednej stronę pragnę na niego spojrzeć, a z drugiej tak cholernie się boje.
- Rozumiem - mówi. - Co u ciebie słychać? - Naprawdę mnie o to zapytał, moja głowa poleciała trochę do góry, teraz widzę skrawek jego torsu, tuż nas samochodem. W gardle urosła mi gula, mam tyle odpowiedzi na to pytanie, ale nie używam żadnej. Kątem oka widzę jak kładzie dłonie na dachu i przechyla się w moją stronę.
- Rose błagam cię porozmawiaj ze mną - szepczę, znowu ściska mi serce. Zaciskam powieki i zatykam usta dłonią, żeby nie wypuścić z nich żadnego dźwięku.
- Przepraszam cię! Rozumiesz? Rose błagam cię wybacz mi, przepraszam. Spójrz na mnie. - Brzmi naprawdę płaczliwie, jeszcze nigdy go takiego nie słyszałam. Moja ciekawość rośnie z każdą chwilą, czy z bliska wygląda tak samo jak brzmi? Jednak strach bierze górę.
Oh za dużo tego, muszę stąd uciec. Nie dam rady dłużej wstrzymać płaczu. Naciskam guzik na pilocie i drzwi od samochodu się otwierają, ledwo zdążyłam złapać za klamkę gdy zauważyłam jak Niall wystartował ze swojego miejsca by mnie zatrzymać.
- Stój - Krzyczę. Wyciągając ręce przed siebie jak jakąś tarczę. Chłopak zatrzymuje się przed maską samochodu a ja się cofam. Serce biję mi jak szalone.
Przez to wszystko spojrzałam na niego i kraję mi się serce. Z daleka nie widziałam podkrążonych oczu, a ni tego że schudł, przez brodę którą zapuścił nie widzę połowy jego twarzy, ale mam wrażenie ze drga mu szczęka. - Nie podchodź do mnie - mówię drżącym głosem. W jego oczach widzę tysiące emocji, więc opuszczam wzrok na jego koszulę. Nie mogę patrzeć mu w oczy, ale nie mogę też całkowicie go odwrócić, muszę pilnować każdego ruchu. - Jeśli zrobisz choć krok, zacznę krzyczeć. -
- P-przepraszam - zająknął się. - Odsunę się, tylko proszę nie odjeżdżaj jeszcze. - Nie wiem dlaczego ale kiwam głową, a on wraca na swoje miejsce. - Chciałem tylko z tobą porozmawiać... -
- Niby o czym co? - warczę.
- Przepraszam cię, nie chciałem ci zrobić krzywdy, nie wiem co się ze mną stało, wiesz przecież że nigdy bym cię nie skrzywdził... - Podnoszę wzrok pełen łez na niego.
- Naprawdę? Czy pomyślałeś o tym gdy to robiłeś? - Krzywi się i teraz to on opuszcza wzrok nie mogąc wytrzymać mojego spojrzenia. - Nie masz prawa tu przychodzić, nie chcę twoich przeprosin, wiesz ile razy już je słyszałam z twoich ust? Teraz przestały być cokolwiek warte - syczę przez zaciśnięte zęby.
- Wiem Rose, ale nie cofnę czasu, będę tego żałował do końca życia, proszę tylko o jedno, żebyś mi wybaczyła i dała szansę, bo będę o ciebie walczył tak długo jak będzie trzeba, nie mogę pozwolić ci odejść, nie mogę bez ciebie żyć. -
Wzdycham i cała złość ze mnie ulatuje, wszystkie inne emocje prawie też.
- Ja już ci wybaczyłam Niall, ja po prostu nie parafię o tym zapomnieć, tu nie chodzi o ból fizyczny, pobolało i przestało, złamałeś mi serce Niall, a jego nie da się poskładać z dnia na dzień, nawet sobie nie wyobrażasz co czuje w środku, wszystko co w tobie widziałam, cała moja wiara w ciebie to wszystko legło w gruzach. Nie mogę do ciebie wrócić, bo już nie potrafię ci ufać. - Łapię za klamkę i otwieram drzwi.
- Jeszcze nie dzisiaj Rose, ale będę pracował ile sił by odbudować twoje zaufanie i w końcu zapomnisz, będę robił wszystko by wymazać złe chwilę i znowu będziesz szczęśliwa, przy mnie. Zmieniłaś mnie Rose, już nie uciekam jak tchórz teraz walczę. Ty jesteś moim słońcem i nie pozwolę by w moim świecie znowu zapanowała ciemność, wiem że to potrwa ale wytrzymam i będę budował fundament po fundamencie aż w końcu odzyskam twoją miłość, bo jest nam pisana. Obiecuję ci to. - Jeszcze przez chwilę obserwuje go jak odchodzi. Wzdycham i wsiadam do auta. Mam ochotę za nim pobiec, przytulić go i znowu być szczęśliwa... Ale jak długo szczęśliwa z nim będę? Tylko czekać aż znowu coś zrobi i będzie przepraszał. A z resztą ile takie przeprosiny są warte, gdy tylko ma okazję znowu mnie rani.
Gdy odpalam samochód ie wracam do domu tylko jadę nad rzekę, gdzie mnie zabierał. Na miejscu wysiadam i rozglądam się wokół. Siadam pod drzewem, gdzie kiedyś spędziliśmy piękne chwilę. I zaczynam płakać, nad Niallem, nad tym co się stało, nad tym co straciłam i jaka jestem zagubiona. Mam taki cholerny mętlik w głowie, tak bardzo tęsknie za chwilami gdy było wszystko dobrze. Mam nadzieję, że po tym wszystkim życie w końcu przestanie mnie kopać w dupę. Oby.
Gdy zaczyna robić się zimno i ciemno wracam do domu. Trzeba zacząć żyć, na całego, na nowo i całkowicie szczęśliwie.

poniedziałek, 24 października 2016

40

oczami Nialla.
Budzę się z wrażeniem, że coś jest cholernie nie tak i szybko domyślam się co, gdy widzę drugą połowę łóżka pustą.
- Rose! - Krzyczę i szybko wyskakuje z łóżka by przeszukać mieszkanie, ale nigdzie jej nie ma. Wracam do sypialni z nadzieją, że może jej nie zauważyłem, proszę niech sobie robi jaja i chowa się pod łóżkiem, dopiero po chwili zauważam otwartą szafę i brak jej rzeczy.
Nie! Nie możliwe... Ona nie mogła... nie mogła odejść. Ciągnę się za włosy i opadam na kolana... Nie mogła mnie zostawić, nie mogła... Ja bez niej nie potrafię oddychać... Dlaczego kłamała, dlaczego nie powiedziała mi jak się czuje naprawdę i dlaczego ja do cholery uwierzyłem w tak marne odpowiedzi, że wszytko w porządku? Po tym co jej zrobiłem, nic nie może być w porządku, ale tak bardzo pragnąłem cofnąć czas, że złapałem się każdego jej słowa, żeby tylko było jak przedtem. Jestem taki głupi, zniszczyłem kolejną osobę którą kocham, boże jestem takim potworem.
Jednak nie mogę dać jej tak odejść, muszę zrobić wszystko co w moje mocy, żeby mi wybaczyła. Nie poradzę sobie bez niej, zrobię bardzo egoistyczną rzecz, ale będę ją błagał, żeby mi wybaczyła. Szybko zgarniam telefon i dzwonię, raz, drugi, piaty ale nie odbiera, wściekły rzucam telefon o ścianę, niech to szlag. Uderzam w ścianę przy łóżku i nagle zauważam karteczkę na stoliku nocnym. Szybko za nią łapię i czytam kilka razy by zrozumieć sens. Potrzebuje czasu. tylko czasu nie napisała, ze nie chcę mnie znać tylko, ze potrzebuje czasu. Jest nadzieja. Dam jej czas jak dużo zechcę i wymyślę naprawdę piękne przeprosiny i cholera powiem jak bardzo ją kocham.

Oczami Rose
Dzwonił raz, drugi, za 9 wyłączyłam telefon, żeby w spokoju płakać w poduszkę. Nie wiem co ze sobą zrobić, tak bardzo go kocham, ale nie wiem czy potrafię mu wybaczyć, tak bardzo mnie skrzywdził. Czuje się brudna. Mam ochotę wrzeszczeć, wyć i walić w ścianę.
A najgorsze jest to że mimo wszystko najbardziej pragnę żeby był przy mnie, pocieszył, przytulił, tęsknię za nim, a jednocześnie nienawidzę i nawet nie chce na niego patrzeć. To takie denerwujące.
Jest jeszcze jedna rzecz która nie daje mi spokoju, a mianowicie chodzi o to czy on będzie w ogóle o mnie walczył. Załamie się jeśli się okaże że byłam tylko zabawa, że ktoś kogo tak bardzo kocham tylko się zabawiał. Chce wiedzieć czy mu zależało, czy choć trochę mnie kochał. Jeśli nigdy więcej go nie zobaczę to mnie zniszczy.


Oczami Nialla.
Nie wiem co ze sobą zrobić. Nie wychodzę z domu, bo wiem że nogi od razu skierowały by mnie pod jej dom. Nie mogę jej tego zrobić, muszę dać jej czas żeby wszystko przemyślała, jak na razie mogę tylko siedzieć i się modlić. Tak mi cholernie pusto bez niej. W każdej sekundzie myślę tylko o niej. Co robi, gdzie jest, czy wszystko z nią w porządku, czy bardzo jest załamana, czy kiedykolwiek mi wybaczy, czy jest gotowa ze mną porozmawiać, czy nadal mnie kocha czy wręcz nienawidzi. To wszystko mnie dobija tych pytań bez odpowiedzi jest za dużo.
Słyszę pukanie do drzwi, wstaje jak oparzony i biegnę otworzyć, błagam niech to będzie Rose, niech to będzie ona. Otwieram i mało nie upadam z rozczarowania, to nie jest Rose. Patrzę wprost na dwóch policjantów. O cholera.
- Słucham? - Mówię. Gdybym nie był tak załamany, zdenerwowałbym się.
- Pan Niall Horan? - Czyli nie ma mowy o pomyłce lokalu.
- Tak, o co chodzi? -  Starszy z nich przedstawia ich obu. Co mnie obchodzą nazwiska niech przejdą do rzeczy.
- Jest pan oskarżony o pobicie Pana Moona... - Zatkało mnie, ten kutas poszedł na policję. Ja pierdole jak mam walczyć o Rose z pieprzonego więzienia. Teraz już nigdy mi nie wybaczy. Muszę oprzeć się o ścianę, jestem psychicznie wyczerpany.
- Panie Horan, słucha nas Pan? - Przenoszę wzrok ze ściany na starszego policjanta, który przygląda mi się zirytowanym wzrokiem.
- No cóż ja na pewno nie będę powtarzał pańskich praw, pójdzie pan z nami. - Nawet nie mam co się kłócić, nie mam szans na ucieczkę.
- Czy mogę wziąć kilka rzeczy? - pytam. Oboje marszczą czoło, ale w końcu się zgadzają, pod warunkiem, że będą mnie pilnować. Niech robią co chcą i tak nie mam siły uciekać przez okno. Zgarniam kilka najważniejszych rzeczy, skoro mam siedzieć w więzieniu to przynajmniej na poziomie. Kurwa mać w co ja się wpakowałem. Ojciec tego dupka jest prawnikiem, przecież jak zacznie się jakaś sprawa to zamkną mnie do końca życia. Mogłem myśleć wcześniej, jestem takim idiotą nie dziwię się, że Rose odeszła, sam bym ze sobą nie wytrzymał.
Oczywiście panowie zapieli mnie w kajdanki i z brutalną siłą wsadzili do auta. Nawet nigdy nie zdążyłem powiedzieć Rose jak bardzo ją kocham.

Oczami Rose


Minęło kilka dni, od tych kilku telefonów nie odzywał się ani razu, nawet nie wysłał sms. Wiem, ze sama chciałam czasu i w ogóle, ale strach dławi mnie w gardło jak pomyśle sobie, że odpuścił. Zadzwonił kilka razy i co? Koniec? Nawet jeśli nigdy nie będę wstanie wybaczyć i zapomnieć, chcę wiedzieć ze mu zależało. Przez to wszystko popadłam w całkowitą depresje. Nie płaczę, nie krzyczę nie wyję, nie czuje już nic. Jestem całkowicie otępiała. Nie mogę jeść, nie mogę spać mimo, ze całymi dniami chodzę cholernie zmęczona i nawet zasypiam na lekcjach w nocy cierpię na bezsenność. Jestem jak cholerny robot, wszystko robię automatycznie, wstaje rano, chodzę do szkoły, wracam,uczę się i nic więcej. Zero życia we mnie. Nie wiem jak długo jeszcze tak wytrzymam. 
Dzwoni telefon, ale to nie Niall, odrzucam go. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Jednak gdy Clary nie daje mi spokoju po raz 6 odbieram. Wątpię, żeby odpuściła tak łatwo, w końcu by się pojawiła tutaj.
- Halo? - pytam.
- Kurdę w końcu odebrałaś.. - Mówi bardzo szybko. - ... chodzi o Nialla... -
- Coś mu się stało? - Przerywam przerażona.
- Nie... no chodzi o to, że on siedzi w więzieniu... -
- Że co? - Niall w więzieniu, dlaczego?
- Aschton zgłosił na policję pobicie, powiedział że to Niall. -
- Od kiedy? - 
-  Nie wiem. Od kilku dni. - Nie powinnam ale poczułam wielką ulgę. To dlatego się nie odzywa.  - Czy to dlatego Z nim zerwałaś? - pyta Clary.
- Nie. Muszę kończyć. - rozłączam się. No cóż muszę coś z tym zrobić. 

Oczami Nialla. 
- Panie Horan! Jak na razie jest Pan wolny.  Podnoszę głowę do góry i z niedowierzaniem patrzę na policjanta. Jak to? Mówili że posiedzę bardzo długo. Siedzę tu już tydzień, a w następnym miałem mieć sprawę i być przeniesiony z komisariatu do więzienia.
- Została wpłacona za Pana kaucja. - odpowiada na moje zaskoczenie. 
Szybko się podnoszę. 
- Kto? - pytam 
- przykro mi. Osoba chciała zostać anonimowa. - 
- Nie ważne. Podejrzewam kto to. - szybko wychodzę zza krat i idę za policjantem. Po wszystkich formalnościach po 15 minutach jestem na zewnątrz. To niby tylko siedem dni, a o mało tam nie umarłem, najgorsze w więzieniu jest to ze ma się dużo czasu na myśli więc jak nigdy myślałem o Rose. Zwłaszcza że powinęli mnie wtedy gdy Rose mnie nienawidzi. 
Jestem pewien że to ona wpłaciła kaucję, nie znam nikogo kto miałby taką kasę. Tak myślę że dałem jej wystarczająco dużo czasu na przemyślenie. Czas wziąć się za robotę.
***
Jest jeszcze przed południem na pewno siedzi w szkole, jeśli w ogóle poszła. 
Chwilę później jestem pod jej szkołą schowany za drzewem jak pieprzony psychopata. Nie wiem jak długo będę czekał aż ja zobaczę, Ale cóż mogę stać tak godzinami. 
Dochodzi popołudnie. Nadal jej nie ma, ale cholera nie spocznie póki jej nie zobaczę chociażby z daleka. Od rana nie ruszyłem się nawet milimetr, uparcie wpatruje się w wejście do budynku. Z daleka słyszę dzwonek. To moja ostatnia nadzieja, to ostatnia lekcja. 
Tak widzę ja wśród tłumu. Serce zaczyna bić mi szybciej. Przyglądam się i od razu widzę, że także jest załamana. Z nikim nie gada, patrzy w ziemię jest smutna i szybko podąża do samochodu. O mało nie padam na kolana widząc jak bardzo ja zraniłem. 
Chce do niej pobiec, ale wiem ze to nie jest dobry pomysł. Dam jej jeszcze trochę czasu. Teraz porostu sobie popatrzę. 
Nagle Rose się zatrzymuje i prostuje. Spinam się. Zaczyna się rozglądać aż w końcu zatrzymuje wzrok na mnie. O Boże serce mi staje. Stąd widzę jak blednie i marszczy brwi. Co zrobi? Ja niestety nie mogę się  ruszyć.  Patrzy na mnie jeszcze przez chwilę po czym przygryza  wargę i odchodzi. Wygląda na weselsza. Za cholerę nie wiem co to ma znaczyć, ale nadzieja się zatliła.

Oczami Rose
Skoro go widzę pod moją szkołą to znaczy, że wyszedł chyba, że mam omamy. To bez sensu po co on tam tak stoi, nie podszedł, nie zagadał, nic tylko stał i się patrzył. Będzie się teraz w coś ze mną bawić czy co? Za cholerę nie wiem o co mu chodzi. Jak na razie działa mi na nerwy. I cholera jak go zobaczyłam pod tym drzewem uszło ze mnie całe powietrze. Nie widziałam go tak długo i nawet po tym co zrobił miałam ochotę podbiec i rzucić mu się na szyję, ewentualnie zajebać i wtedy rzucić mu się na szyję. Serce o mało nie wyrwało mi się z piersi, tak bardzo go kocham. Wsiadam do samochodu i szybko odjeżdżam, żeby czasem nie zrobić czegoś głupiego jak podejście do niego.
Następnego dnia gdy wychodzę ze szkoły on znowu tam jest. Znowu tylko stoi i patrzy i wbrew pozorom jest jeszcze gorzej niż wczoraj. Dzisiaj zaskoczenie jest mniejsze a za to więcej myśli kotłuje mi się po głowie, wręcz czuje to jak bardzo mnie do niego ciągnie jakby był magnesem. Muszę naprawdę przyśpieszyć krok i znaleźć się jak najdalej, bo gdy ciągle czuje na sobie jego wzrok a mało nie padam na ziemie. Odjeżdżam z piskiem opon.
Trzeciego dnia nie jestem już zaskoczona jego widokiem, ale przyłapuje się na tym, że stanęłam i zaczęłam mu się przyglądać. Oh wygląda tak dobrze, ma kilkudniowy zarost i moja ulubioną skórzaną kurtkę. Dopiero gdy chłopak lekko się porusza wybudzam się i znowu odchodzę.
Dziś jest czwarty dzień odkąd zobaczyłam go pod tym drzewem, gdy tylko wychodzę z budynku patrzę w stronę drzewa, najbardziej przeraża mnie to jak czuję wielką nadzieje , ze znów go zobaczę, nie powinnam tak się czuć, powinnam go nienawidzić.
Jednak gdy spostrzegam, że nie ma go pod drzewem rośnie mi wielka gula w gardle i o mało się nie przewracam. Zabolało, już się znudził? Mrugam oczami i odwracam się w stronę samochodu i całkiem się zatrzymuje bo jednak go widzę, tylko po prostu zmienił miejsce. Teraz jak będę iść do auta będę przechodzić jakieś 8-9 metrów od niego. Ruszam się, żeby nie stać jak zamrożony kołek i całą siłą woli staram się na niego nie patrzeć. Dopiero gdy wsiadam do auta wypuszczam powietrze i patrzę na niego przez tylną szybę. Czuje się przez niego taka skołowana. Co on w ogóle wyprawia?
Oczywiście przez następnych kilka dni znowu stoi w tym samym miejscu. Dopiero w weekend mam od niego trochę spokoju. Taa spokoju, żeby sobie w samotności popłakać. Jednak już w niedzielę, całkowicie tęsknię za jego widokiem i nie mogę się doczekać poniedziałku aż znów go zobaczę, przyzwyczaiłam się do jego widoku przed szkołą. Więc w poniedziałek lecę do szkoły jak głupia i nie mogę się doczekać aż wszystkie lekcje się skończą. W końcu gdy słyszę utęskniony dzwonek jako pierwsza wychodzę z klasy zostawiając wszystkich w tyle. Wychodzę na zewnątrz i przeszukuje wzrokiem cały plac i parking. Gdy w końcu go widzę cała zamarzam, znowu zmienił miejsce, tym razem oparł się o mój samochód. Tego się nie spodziewałam, myślałam, że jak zwykle będzie tylko obserwował, ale jednak zaczął działać. Jednak ja nie mam ochoty na rozmowę z nim,  nie przygotowałam się na to, nie mogę podejść, nie ufam sama sobie, nie wiem jak zareaguje. Więc po prostu spuszczam wzrok i czekam, aż zrozumie aluzję i odejdzie.

Oczami Nialla.
Przyglądam się jak stoi wpatrzona w ziemię. Czeka, aż odejdę, szlag myślałem, że już minęło wystarczająco dużo czasu i po tych wszystkich podchodach podejdzie. Dobra zaczekam pięć minut może się namyśli i podejdzie, taką mam przynajmniej nadzieje. Jednak gdy widzę, ze nadal stoi bez ruchu wiem, że raczej mam marne szanse. No cóż jeszcze za wcześnie, dam jej jeszcze kilka dni. Odchodzę dwa metry od jej samochodu. Dotarcie do auta zajęło jej dwie sekundy. Ja pierdole.
Przez następne dwa dni staję kawałek dalej ale trzeciego znowu podchodzę do auta.
_____________________________________________________________________
Nie zasługuje na wybaczenie nawet ;-; Przepraszam, postaram się dodać jak najszybciej kontynuację tego rozdziału ;-; 

czwartek, 11 sierpnia 2016

39

- Co to jest? - pytam wzburzona.
- Nie wiem, ty mi powiedz - warczy chłopak. Sięgam po zdjęcia, żeby przyjrzeć się im z bliska. Ukazane jest na nich jak rozmawiam oraz całuje się z Aschtonem. Nie no to chyba są jakieś jaja. Oczywiście zdjęcia jak go odpycham i uderzam już nie dodali.
- Niall to nie tak jak myślisz.. - mówię i od razu się krzywię. Ale chujowo zaczęłam.
- Nie tak jak myślę? Nie wiem co mam myśleć, skoro ty nigdy nic mi nie mówisz! - wydziera się. Czuje się podlę, on ma rację, powinnam mu mówić o wszystkim, a ukrywam przed nim takie rzeczy.
- Przepraszam Niall, myślałam, że... -
- To nie myśl tyle bo ci to nie wychodzi - warczy. Czuje jak kłują mnie łzy.
- Niall proszę posłuchaj, nie całowaliśmy się on mnie zaskoczył od razu go odepchnęłam... -
- I stwierdziłaś, ze nie muszę o tym wiedzieć? Że jakiś skurwiel całuje moją dziewczynę. Zabije go kurwę urwę mu łeb.
- Przestań tak mówić. To nie jest ważne, on nie jest ważny... -
- Nie ty przestań! Pierwszy raz jestem w związku i nie wiem jakie panują tu zasady, ale jestem pewien, że kłamstwo jest zdradą - krzyczy. - Z resztą nie ważne - dodaje i zakrywa twarz dłońmi.
- Niall proszę, nie mówiłam ci bo wiedziałam jak zareagujesz.. - Chłopak prycha i rzuca mi wściekłe spojrzenie.
- Nie ważne - mówi. Nie patrząc na mnie mija mnie szybkim krokiem i kieruję się do wyjścia.
- Niall?! Gdzie ty idziesz? Zostań porozmawiajmy. - Biegnę za nim.  - Niall, proszę cię Niall - wydzieram się, ale on tylko zatrzaskuje mi drzwi przed nosem. Opieram się o te drzwi i zaczynam płakać. Boże co ja narobiłam i gdzie on do cholery idzie.
Nie wrócił przez następne kilka godzin najpierw płakałam, potem krzyczałam a teraz siedzę i tępo patrzę się w ścianę i zastanawiając się gdzie on do cholery poszedł. Naprawdę zaczynam się o niego martwić. On na pewno zrobi coś głupiego, najbardziej się martwię, że naprawdę zrobi coś Aschtonowi, nie chcę żeby Niall poszedł do paki, nie mogę go stracić, za bardzo go kocham.
Jestem najgłupszą dziewczyną na świecie, jak w ogóle mogłam dopuścić do takiej sytuacji. Nie to że chcę zabić mojego byłego to do tego jeszcze nienawidzi mnie, jakbym mu powiedziała od razu to tylko chciałby zabić Aschtona.
Nie zasypiam, aż do 3 w nocy aż w końcu słyszę szczęk zamka. Dzięki bogu, w końcu wrócił. Szybko podbiegam do drzwi i od razu czuję zapach alkoholu, no pięknie najebał się. Przyglądam mu się przez chwilę jak się zatacza i próbuje zdjąć kurtkę i buty dopiero po chwili mnie zauważa.
- Rose? -
- Niall nareszcie gdzie ty byłeś martwiłam się - głos mi lekko drży. Podchodzi do mnie i łapię moją twarz w swoje dłonie.
- Jesteś tylko moja Rose - mówi. Marszczę brwi.
- Tylko twoja Niall... - Chłopak wpija się w moje usta, ale odrywam się bo chcę z nim porozmawiać.
- Nie gniewasz się na mnie? -
- Nie Rose, ale proszę udowodnij, ze jesteś tylko moja. - znowu wpija się w moje usta z ogromną siłą i natarczywością, nie wiem czy mi się to podoba.
- Niall, nie mam na to ochoty. -
- Proszę Rose, proszę - mówi. Z każdą chwilą znajdujemy się coraz bliżej jego sypialni. Nawet nie zauważyłam, ze powoli mnie do niej wpycha.
- Jesteś pijany... Nie chcę... - Odrywa się od moich ust i patrzy mi prosto w oczy.
- Proszę Rosę, udowodnij... Jesteś tylko moja. - Nie widzę sensu by mu cokolwiek udowadniać, Przecież dobrze wie że jestem tylko jego. A już nie mam ochoty nic mu udowadniać gdy jest w takim stanie. Jednak gdy tak na mnie patrzy mięknie mi serce.
- Dobrze - szepczę, choć nadal nie jestem co do tego przekonana. Niall szybko zaciąga mnie do łóżka, rozbiera mnie i siebie w ekstremalnym czasie, muszę przyznać że wręcz jest agresywny i nie podoba mi się to ani trochę, ale wiem też że potrzebuje tego, potrzebuje mnie.
Niall szybko zakłada gumkę i pochyla się nade mną, dopiero po chwili dociera do mnie co się dzieje.
- Niall Nie! ... - Za późno, wciska się we mnie z impetem. - ... nie jestem gotowa - szepczę, zaciskając mocno oczy i pięści na prześcieradle. Nie powiem, zabolało. jakby ktoś wbijał mi tysiące igieł w środku mnie. Jednak gdyby tego było mało Niall nie przestał się poruszać, wręcz przyśpieszył. Jest w jakimś cholernym amoku i nie zwraca uwagi ani na moje łzy ani na protesty.
- Niall proszę... - łkam. Nadal głuchy na moje słowa i jęki szybko kończy i opada na mnie całym ciałem. Czuje jakby uszło ze mnie całe powietrze. Niall podnosi lekko głowę i spogląda na moją twarz i dopiero jakby teraz dociera do niego co się stało, bo jego mina z zadowolonej szybko zmienia się w przerażoną.
- Rose?! Nie.. Nie, przepraszam, boże wybacz mi, nie chciałem - mówi szybko i jeszcze szybciej ze mnie wychodzi co przyprawia mi nowego bólu. Krzywię się a on się zamyka i siada na brzegu łóżka i schyla nisko głowę. Przez chwilę się nie odzywa, ja także nic nie mówię ale to pewnie bardziej dlatego, że nie jestem w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięki, nawet nie mogę się ruszyć. W końcu udaję mi się jakoś usiąść na drugim krańcu łóżka z drugiej strony. Zatykam usta ręką, żeby nie zacząć płakać. Słyszę jak pod Niallem ugina się łózko, aż w końcu siada za mną.
- Rose proszę powiedz coś, tak bardzo cię przepraszam nie wiem co się stało, nie wiem.... Proszę wybacz mi... - mówi naprawdę płaczliwym tonem. Próbuje mnie przytulić, ale szybko zrywam się z łóżka i staram się nie zwracać uwagi na ból tam na dole i tak bardziej boli w sercu. Niall szybko wstaje za mną.
- Proszę Rose, nie odtrącaj mnie... Wybacz mi proszę - patrzę w jego załzawione oczy, ale szybko odwracam wzrok bo nie jestem w stanie patrzeć mu w oczy.
- Nic się nie stało Niall ja... przecież zgodziłam się - mówię w końcu.
- Nie.. nie mów tak... Tak bardzo cię skrzywdziłem proszę wybacz mi to, nie chciałem.... -
- Wybacz... - szepczę i szybko uciekam do łazienki, naprawdę dłużej już nie zniosę jego obecności. Gdy tylko zamykam za sobą drzwi zaczynam płakać. Płaczę tak mocno, ze nie mogę wydusić z siebie nawet piśnięcia, płaczę tak mocno, ze nie mogę złapać nawet małego oddechu. Cały czas słyszę za drzwiami jego głos co wcale mi nie pomaga. Prosi, błaga, przeprasza. Błagam niech przestanie, niech przestanie pukać, niech przestanie mówić, nie chcę tego słuchać, mam tego dość, niech się w końcu zamknie. Zakrywam sobie uszy, żeby dłużej go nie słuchać. Siadam na zimnych kafelkach, jezu jak mnie wszystko boli, ciało, dusza, serce...W końcu udaje mi się uspokoić na tyle, żeby złapać oddech, nareszcie już zaczynały boleć mnie płuca. Odsuwam ręce od głowy by się przekonać czy Niall nadal coś mówi, przestał, za drzwiami nie słychać nic. Zaczynam drżeć ze strachu, z zimna, nie wiem. Zamykam oczy, dałam sobie już spokój z ciągłym wycieraniem łez z twarzy za dużo ich. Pytanie jak ja mam stąd wyjść, on tam jest czeka na mnie, ale cholera nie chcę go ani widzieć, ani słyszeć A już ty bardziej czuć jego dotyk.
Nie wiem ile czasu mija i jak długo tu siedzę, ale cała zdrętwiałam już nie mówiąc jak mi zimno. Siedzenie nago na zimnych kafelkach to nie jest dobry pomysł. Zresztą odrętwiała czuje się nawet w środku, trochę jakbym już nie czuła tego co potrzebne mi do życia, jakby całkowicie zniknęło, wyrwane mi z piersi. Owszem nadal czuje pieczenie między nogami, ale to nic w porównaniu z tą pustką która czuje w środku. To ona boli najbardziej. Boję się... ba jestem totalnie przerażona, ale muszę w końcu stąd wyjść, nie mogę siedzieć tu wieczność, z resztą Niall i tak prędzej czy później wyważy te drzwi. Spinam więc mięśnie i wstaje z podłogi. Za nim jednak wyjdę biorę kilka głębokich oddechów i jeszcze dwa na wszelki wypadek. Gdy tylko otwieram drzwi od razu widzę przed sobą Nialla, patrzę prosto w jego przerażone oczy. Od razu cała kulę się w sobie, to trudniejsze niż myślałam, dużo trudniejsze.
- Rose? - szepcze Niall jakby badał jak zareaguje.
- Wszystko w porządku Niall naprawdę, potrzebowałam chwili dla siebie i wszystko jest okej. To nie twoja wina zgodziłam się przecież....  - Paple dużo i szybko, żeby nie zacząć płakać, albo panikować.
- Przestań to robić - mówi zbolałym tonem.
- Co robić? - pytam dużo mniej pewnym tonem niż wcześniej.
- Tak mówić Rose, stało się bardzo dużo i to wszystko jest moją winą i nie udawaj że wszystko jest okej bo nie jest. Cholera ja.. To tak... jakbym Cię zgwałcił - mówi i zaciska mocno oczy.
- Zgodziłam się przecież -
- Do cholery Rose co z tego? Powinienem myśleć o tobie, powinienem o Ciebie zadbać i nie zrobiłem tego byłem w jakimś pieprzonym amoku i myślałem tylko o sobie. Boże tak bardzo Cię przepraszam Rose, nie chciałem cię skrzywdzić, proszę... - Patrzę w jego przeszklone oczy i wymuszam sztuczny uśmiech 
- Naprawdę w porządku Niall, ja.. wcale nie bolało tak bardzo... - Może fizycznie i nie boli tak bardzo, ale psychicznie nawet nie będę mówić. 
- Na pewno? - Kiwam głową, a on od razu przysuwa się i mnie przytula, mam nadzieję że nie zauważył jak bardzo się spięłam.
- Jestem zmęczona, możemy się położyć? - Błagam skończmy tą rozmowę, chcę żeby ten dzień skończył się jak najszybciej,
- Tak jasne chodź. - kładziemy się, Niall kładzie nas na łyżeczki i mocno mnie przytula. Jego dotyk boli. Kilka razy całuje mnie w kark. Ciągle powtarza że przeprasza i jak bardzo mu na mnie zależy, aż w końcu zasypia, ale ja nie mogę zasnąć, jestem za bardzo pobudzania za bardzo przerażona. Gdy przez sen się delikatnie odsuwa ja po cichu podnoszę się z łóżka. Na palcach zbieram swoje rzeczy i szybko je zakładam, nie chce żeby się obudził. Biorę też torbę zza szafy i wkładam do niej swoje najważniejsze rzeczy, żeby nie musieć po nie później wracać. Gdy jestem gotowa wychodzę z pokoju, jednak zatrzymuje się i na chwilę wracam do sypialni. Znajduje jakąś karteczkę i zostawiam Niallowi notkę. Nie mam pojęcia po co i tak się dowie ze odeszłam.
Wybacz. Potrzebuje czasu. Nie dzwon.
Potrzebuje czasu? To tak jakbym oznajmiała ze jest szansa. Spoglądam na śpiącego chłopaka.
- Kocham Cię Niall, bardzo kocham, ale nie mogę zostać, wybacz mi, po prostu nie dam rady.. - szepczę ale zacinam się w połowie. Całuje go w czoło na pożegnanie. Bo to ostatni raz jak to widzę, wiem że tchórzę i  nie czekam aż wstanie, ale nie mam w sobie takiej siły żeby znów z nim rozmawiać. Po prostu na nic więcej nie dam rady
Odchodzę
____________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak późno, ale jedynym moim usprawiedliwieniem będzie to że cholera zapędziłam się w czarną dupę i naprawdę nie mam weny, ale dłużej nie mogę was trzymać w niepewności dlatego coś dodaję i jestem naprawdę smutna bo wiem, że rozdział jest naprawdę słaby, ale nic więcej z siebie nie wyciągnę...Sorki też za błędy, ale pisałam na telefonie co nie jest proste.. 

niedziela, 17 lipca 2016

38

Czekam na więcej komentarzy niż marne 4 :)
-... Więc kiedy wracasz? - pyta Clary.
- No nie wiem... Ten siniak prawie w ogóle nie przybladł, założę się że ze dwa tygodnie z nim pochodzę. -
- Aż tyle masz zamiar sobie zrobić wolnego? Niby jak to usprawiedliwisz? -
- Wiem cholera. Jutro powinnam przyjść i tak będę miała problem z tymi trzema dniami. -
- No wiem czepiają się tu nawet o jedną godzinę, a co dopiero trzy nieusprawiedliwione dni. -
- Tylko jak mam teraz przekonać ludzi, że Niall mnie nie bije? Z tym siniakiem na gębie nikt w to nie uwierzy. -
- Nie przejmuj się ludźmi, zaraz zapomną.
- No tak, ale teraz każdy będzie uważał go za damskiego boksera. -
- Gdzie on w ogóle teraz jest? - Wzdycham.
- Nie wiem, ja siedzę u siebie... Możliwe, że pojechał na wyścigi albo coś. Muszę go przekonać, żeby zaczął normalnie pracować, albo żeby poszedł na studia. -
- Jeśli nie będzie chciał i tak go nie zmusisz... -
-Wiem i nie będę, ale podsunąć pomysł mu mogę, przecież nie będzie zarabiał całe życie ścigając się. Musi kiedyś zacząć żyć poważnie... -
- Tak czyli ożenić się z tobą, pracować i mieć garstkę dzieci? - Słyszę jej śmiech.
- No co? Bardzo dobry pomysł. -
- Bardzo. Lepiej przyjdź jutro do szkoły, może uda ci się go zamalować... -
- I tak będzie prześwitywał, ale nie aż tak bardzo. Będę jutro nie mam innego wyboru. -
- Tak w ogóle co na to twoja matka? -
- Nie pokazywałam się jej z tak bliska - śmieję się.
- No tak... Już widzę reakcję twojej mamy. -
- Prawdopodobnie krzyczała by, że to moja wina bo po co kogoś denerwowałam. -
- Taa.. Tak by było. Dobra muszę kończyć, mam kilka rzeczy do zrobienia. Cześć. - Żegnam się z nią i odrzucam telefon.
 Jestem wyczerpana już tym moim życiem, zawsze coś nigdy nie może być spokojnie. Niech to szlag. Przynajmniej mam Nialla którego kocham, ale on oczywiście nadal się we mnie zakochuje. Jak długo można się zakochiwać. Niech dotrze do niego, że już mnie kocha a nie, bo mam nadzieje, że kocha tylko jeszcze to do niego nie dotarło. Odkładam laptopa na którym nie dzieję się nic ciekawego i opadam na poduszki. A co się będę nad tym zastanawiać. Jak będzie gotowy to mi powie, muszę być cierpliwa, nie mogę tego po prostu chcieć i tyle.
Przysnęłam i z mojego snu wyrywa mnie telefon. Sięgam po niego. O to Niall i kurde jest 2 w nocy.
- Halo? - odbieram zaspanym głosem.
- Hej - mówi. Dobra coś jest nie tak. Rozbudzam się.
- Coś się stało? - pytam.
- Nie... Tak, nie wiem.. - mówi. Słyszę jak wzdycha. - Nie mogłem zasnąć. -
- Ale ja za to spałam - mówię.
- Oh wybacz to może... -
- Nie rozłączaj się, cieszę się z twojego telefonu o każdej porze - mówię.
- Okej - mruczy Niall.
- Więc dlaczego nie możesz zasnąć...? - Mam nadzieje, że nie ćpał z kolegami czy coś. Oczywiście od razu najczarniejsze scenariusze. Albo może się najebał i zabrał ze sobą jakąś laskę.
- Tęsknie za tobą - mówi. Oh tak to jestem w stanie zrozumieć.
- To nie jest pierwsza taka noc, nie możemy być ze sobą 24/24h.  -
- Wiem i za cholerę nie mogę się przyzwyczaić, nie potrafię spać bez ciebie - mówi. Mam motylki w brzuchu gdy tak mówi.
- Więc masz zamiar nie spać gdy mnie nie będzie? -
- Tak, ja... mam koszmary bez ciebie - przyznaje. Kraję mi się serce.
- Oh Niall tak mi przykro. Co ci się śni? - Mam nadzieje, że nie jego rodzice.
- Czasem to co zawsze, a czasami ty.. -
- Ja? - pytam zaskoczona. Ma ze mną koszmary? jestem taka okropna?
- Taa, śni mi się, że dzieje ci się krzywda i nie mogę ci pomóc albo... albo, że po prostu odchodzisz ode mnie? - Ostatnie słowa ledwo słyszę.
- Nigdy od ciebie nie odejdę - mówię mu. Przez chwilę nie odpowiada, jednak wiem że się nie rozłączył bo słyszę jego oddech.
- Mam nadzieje. - Smutno mi się robi gdy pomyślę, ze leży teraz taki samiutki i przerażony.
- Wiesz przecież, ze cię ko... że jestem w tobie zakochana - jąkam się. Jezu prawie wyznałam, że go kocham.
- Ja w tobie też. Spróbuje jakoś zasnąć  - mówi.
- Okej - szepczę. Chłopak się rozłącza.
Teraz ja nie zasnę, super. Nie wiem co zrobić... A nie jednak wiem. Ja pierdole. Wstaję z łóżka i zaczynam się ubierać. Dlaczego tak bardzo go kocham. Biorę co mi potrzebne i wymykam się po cichu z domu, jeszcze czego, żebym obudziła rodziców. Biorę samochód i jadę do Nialla. Nie mogę go zostawić takiego samego, smutno mi się robi gdy o nim pomyślę. Po kilkunastu minutach jestem u niego pod domem, teraz gdzie mam klucze od jego mieszkania, nie będę dzwonić bo co jeśli zasnął? Nie chcę go już budzić. Dobra mam te klucze, po cichu więc wchodzę do mieszkania. Od razu idę do sypialni, ciuchy ściągam po drodze i zostawiam je na krześle w sypialni. Niall faktycznie zasnął, jednak gdy do niego podchodzę ma zmarszczone brwi, znowu mu się coś śni.
Co z tym zrobić? Kocham go będę z nim na zawsze, ale nie będę mogła być z nim każdej nocy, nie wiadomo co się stanie. Zawszę już będzie miał te koszmary? Choć po ostatnich nocach gdy spaliśmy oddzielnie nie skarżył się na złe sny, może miał po prostu gorszy dzień? Powoli wsuwam się pod kołdrę obok niego. Od razu rąbany się do mnie przytula mimo, ze jestem pewna że śpi.
- Kocham cię - szepczę do niego i sama się wtulam, szkoda tylko ze boję się powiedzieć kocham cię gdy jest tego świadomy.

***
Czuje że powoli wracam ze snu do świadomości i mam dziwne wrażenie że ktoś mnie obserwuje, więc otwieram oczy i widzę na sobie wzrok Nialla. Co ja tu... A no tak przyjechałam po jego telefonie.
- Hej - witam się ochrypłym po spaniu głosie.
- Hej - odpowiada mi. - Co tu tu robisz? - pyta z uśmiechem.
- Przyjechałam w nocy - mówię. Chłopak uśmiecha się jeszcze szerzej.
- Tak po prostu? Dlaczego mnie nie obudziłaś? -
- Miałeś ciężką noc, nie chciałam cię budzić. A przyjechałam bo czułam, że tego potrzebujesz - mówię. Chłopak poważnieje.
- Dziękuje, jesteś najlepszą dziewczyną świata... - zacina się na chwilę i patrzy mi głęboko w oczy. Mam wrażenie że chcę wyznać mi coś ważnego. -... naprawdę dziękuje - kończy. A ja prawdopodobnie wyglądam jak smutny szczeniaczek. Naprawdę myślałam, że chcę powiedzieć że mnie kocha, wydawało mi się ze widziałam to w jego oczach. No cóż musiało mi się pomylić.
- Idziesz dziś do szkoły? - zmienia temat.  Kiwam głową.  - Przyjdziesz tutaj później? -
- Jasne, ze tak. - odpowiadam.
- Nie śpijmy więcej oddzielnie, proszę. - W jego oczach widzę ogromną nadzieje. Jednak nie mogę mu tego obiecać.
- Niall to nie takie proste, jesteśmy ze sobą od niedawna a i tak prawie mieszkamy razem. - Chłopak smutnieje rozczarowany i odwraca wzrok. - Przykro mi nie mogę ci tego obiecać, ale postaram się jak mogę, też nie chcę cię opuszczać. -
- Jasne, lepiej zacznij się szykować już późno - mówi chłopak i wstaje z łóżka. Wzdycham cicho.
Wszystko jest takie w chuj skomplikowane.
- Nie wiem czy chcę mi się iść - mówię. Idąc, na chwilę spogląda przez ramię na moją twarz, po czym wzrusza ramionami. Dobra okej? A ten co? obraził się. Dobra w takim razie jednak pójdę do szkoły. Gdy tylko zniknął za drzwiami uderzam w poduszkę. Czy on chcę wzbudzić we mnie jakieś poczucie winy czy co? Nie mogę być z nim non stop, nie jesteśmy pieprzonym małżeństwem. Naprawdę nie wiem co próbuje tym osiągnąć.
Wstałam i szybko naszykowałam się do budy, makijaż choć trochę zakrył siniak, jednak nadal jest widoczny. Zgarnęłam torbę w której noszę kilka zeszytów i wyszłam z sypialni. Niall siedzi przez telewizorem i je śniadanie. Zatrzymałam się, mam podejść i normalnie się pożegnać? Wygląda na obrażonego, ten to ma tupet, przyjeżdżam tu w środku nocy by lepiej mu się spało, a ten się obraża. Burak.
- Idę, cześć - mówię i mijam kanapę. Dopiero gdy otwieram drzwi zawołał mnie.
- Rose? - No myślałam, że się nie odezwie.
- Tak? - pytam z nadzieją.
- Masz kanapkę, zgłodniejesz - mówi i z pokerową miną podaję mi kanapkę po czym wraca na kanapę.
- Kpisz sobie - warczę. - Nie wzbudzaj we mnie poczucia winy, jestem zwykłym człowiekiem i nie mogę być przy tobie pieprzone 24 godziny na dobę - krzyczę po czym rzucam w nim tą zasraną kanapką. Nawet nie drgnie, jedynie przymknął oczy by nic mu z tej kanapki nie wleciało i delikatnie się krzywi. Chciałam krzyknąć coś jeszcze, ale na nim najwidoczniej nie robi to wrażenia. Odwracam się i wychodzę trzaskając drzwiami. Co za burak po prostu.. Uhh... Wkurzyłam się, naprawdę mnie zdenerwował. Już myślałam że chcę się pożegnać, a ten nic tylko daję mi kanapkę. dupek, cwel, idiota... Jednak złość szybko wyparowała i teraz tak sobie myślę, że się o mnie martwił, nie chciał żebym była głodna. Nie potrzebnie tak wybuchłam. Do szkoły do jechałam w bardzo podłym nastroju, jednak tam zjebało się jeszcze bardziej. Oczywiście każdy od razu zobaczył mój siniak, cholera mogłam tu jednak nie przychodzić. Naprawdę nie mam ochoty w tym momencie na te ukradkowe spojrzenia i szepty.
- Rose?! - Zatrzymuje się przed szkolną pedagog i nauczycielkę języka angielskiego w jednym.
- Dzień dobry pani profesor - mówię.
- Czy mogę wiedzieć co ci się stało w twarz? - Nie nie możesz!!! Ale wiem, że taka odpowiedź nie ujdzie mi na sucho.
- Nic, pani profesor - mówię w końcu.
- Chodź ze mną do gabinetu, musimy porozmawiać. - mówi i nie czeka na moją odpowiedź tylko od razu rusza. Wzdycham i idę za nią, do jej małego gabinetu.
- Siadaj proszę. - Robię to o co mnie prosi, ona sama siada na przeciwko mnie.
- Doszły mnie pewnie niepokojące słuchy... - przewracam oczami gdy tylko słyszę ten początek. Już wiem co powie. - Chcę z tobą porozmawiać na ten temat. -
- Czy mój chłopak mnie biję? - Zaskoczona moją bezpośredniością odpowiada dopiero po zdenerwowanym chrząknięciu. No nie wierzę chyba ją zestresowałam. Cool.
- Tak, muszę się dowiedzieć czy to prawda. -
- Oczywiście, że nie - warczę i mam w nosie, ze to nauczycielka.
- Więc skąd te siniak? - Jak na szkolną pedagog jest strasznie sztywna i mało przyjacielska.
- Dostałam o takiej jednej dziewczyny - tłumaczę. Kobieta przygląda mi się niedowierzająco.
- A dlaczego? -
- A to jest już moja sprawa - odpowiadam bez szacunku. Jestem wkurzona od rana ta baba jeszcze bardziej mnie wpienia.
- No dobrze - mówi choć wiem, że nie uwierzyła mi ani trochę. - Jeśli jednak coś się dzieje, chcę żeby o tym powiedziała, my chcemy ci pomóc. - O mało nie prycham ze śmiechu.
- Mogę już iść? - pytam.
- Chwilę, jeśli nie ufasz nam, może zaufasz im - mówi i podaję mi ulotkę z jakimiś terapiami i tym podobnym.
- Czy pani zwariowała? Chyba mówię, że nikt mnie nie biję, a już zwłaszcza mój chłopak. - Wychodzę z sali bez pożegnania i niech sobie myśli o mnie co chcę.
Boże niech ten dzień się skończy, a najlepiej cały ten miesiąc.

***
Po szkolę wracam do siebie, nie jestem pewna czy chcę się spotkać z Niallem, a nawet jeśli chcę to pewnie on nie chcę. Jednak w połowię drogi dzwoni do mnie.
- Halo - prawie warczę w słuchawkę. Naprawdę cały dzień dzisiaj chodzę taka wkurwiona, że masakra.
- Cześć - odzywa się Niall. - Przyjedziesz? - pyta.
- Nie wiem - odpowiadam.
- Ja... przepraszam, zachowałem się jak dziecko. - mówi w końcu.
- Tak - potwierdzam, jednak nie mówię, ze ja też tak się zachowałam.
- Więc przyjedziesz? proszę, nie chcę się z tobą kłócić. -
- Przyjadę, oboje zachowaliśmy się głupio. Ale najpierw zajadę do domu. -
- Okej. Tęsknie za tobą - mówi i się rozłącza. A niech go jasny szlag trafi..
Jakieś dwie godziny później podjeżdżam pod dom Nialla. Jakoś nie miałam ochoty wracać tu od razu po szkolę, zwłaszcza że byłam wściekła jak osa. Musiałam się uspokoić w domu i szczerze ja też już się stęskniłam. Wbiegam po schodkach i wchodzę do mieszkania. Nialla zastaję w salonie, jednak nie wygląda normalnie. Jest jakby przyklapnięty, twarz schował w dłoniach.
- Hej, coś się stało? - pytam zmartwiona. Podnosi głowę i spogląda na mnie lekko zaczerwionymi oczami. Co mu się stało. Od razu idę w jego stronę. - Co jest? - Jednak gdy jestem już blisko chłopak wstaję i odchodzi w drugą stronę.
- Nadal jesteś zły? - pytam. Kręci głową i spogląda na stół, patrzę w tą samą stronę. I widzę coś co okropnie mną wstrząsnęło.
Ja pierdole.
___________________________________________________________________________