piątek, 15 maja 2015

15

Oczami Nialla.
Wchodzę do sypialni. Rose już śpi i wygląda naprawdę słodko. Zasnęła jak tylko położyła się łóżku. A szkoda bo miałem fajne plany na tę noc. Jednak nie mam serca już jej budzić. Ja i serce, dobre sobie. Kładę się leciutko obok niej, żeby jej tylko nie obudzić. Kładę rękę pod głowę i się troszkę opieram, by mieć na nią lepszy widok. Usta ma leciutko rozchylone i wręcz słyszę jak wypuszcza przez nie powietrze. No kurde jak by ktoś kiedy powiedział, że będę się patrzył jak jakaś laska śpi to bym go wyśmiał. A Rose normalnie zmienia moje poglądy na życie, teraz mógłbym tak co noc na nią patrzeć.
Denerwuje mnie to, że ona ma opory. Nie wiem czy się mnie boi czy co, ale utrzymuje dystans i w ogóle się przy mnie denerwuje. Chcę żeby była przy mnie szczęśliwa i rozluźniona i żeby była całkowicie sobą. Delikatnie głaszczę kostkami jej policzek. Ma taką delikatną skórę,a faktura jej ust już w ogóle działa na mnie jak głupia. Wzdycham i układam się inaczej. Powinienem iść spać, a nie przyglądać się jak jakiś stalker. Robię się żałosny. Zasypiam szybko, przy niej jakoś dobrze mi śpi. Zero koszmarów.
O kurde jak gorąco, jestem cały mokry. Uchylam powieki i oczywiście razi mnie słońce. Przynajmniej już wiem, dlaczego się tak spociłem. Do mojego boku jest przytulony pewny rudzielec, nie ona prawie na mnie leży i przytula się jak do jakiegoś miśka. Budzić ją czy nie? Zaraz przegryzę sobie wargę, nie mogę jej obudzić to by był grzech z mojej strony. Niech się wyśpi, nic mi się niestanie jak trochę poumieram w tych męczarniach. Mija piętnaście minut. No ile można tak spać? Nie wytrzymam jest tak cholernie gorąco, pragnę zimnego prysznicu. Do tego wszystkiego jeszcze ściska mnie w bokserkach. Mój kutas potrzebuje powietrza, normalnie śpię bez bokserek, mogła się inaczej położyć, jeszcze zaraz ją nim obudzę. Raczej nie fajna pobudka, być podźganym przez fiuta. Dobra koniec tego. Postaram się ją jakoś zsunąć.
Lekko ją z siebie zsuwam. Zaczyna się poruszać i zsuwa się ze mnie, na szczęście dalej śpi.
- Dzięki bogu - mamroczę. Jestem w pełnej gotowości do boju. Nie lubię poranków. Wchodzę do łazienki i biorę prysznic, zimny. Krew odpływa mi z dolnych części ciała. Może się trochę ogolę? Drapie, a nie wiem czy Rose to lubi, zapytam kiedyś. Golę się i wychodzę z łazienki. O mało nie zwala z nóg na widok pustego łózka. Wyszła? Nie mogła! Szybkim krokiem wychodzę z sypialni i na całe jebane szczęście widzę ją w kuchni. Jest tylko w mojej koszulce. I po co był mi ten prysznic? Potrzebuje kolejnego. Odwraca się do mnie i uśmiecha.
- Hej, głodny? - pyta. Kiwam głową i podchodzę do niej, by cmoknąć ją w usta. - Zrobiłam naleśniki, ale nie jestem w tym zbyt dobra więc powodzenia - mówi i nakłada mi na talerz kilka naleśników.
- Nie mogą być takie złe - mówię. Robi dziwną minę i kręci głową.
- Wątpię, ja nigdy nie gotuje - wyjawia. Marszczę brwi. - Robi to moja gosposia - wyjaśnia. No tak jest bogata, jasne że ma służących. Siadamy przy stole.
- Wierzę w ciebie - mówię i biorę gryza naleśnika. Ja pierdole, jaki słony. Uśmiecham się nie przekonywająco. - Dobry - kłamię.
- Naprawdę? - nie dowierza. Kiwam głową i staram się nie udławić tym kawałkiem. Posyła mi uśmiech i bierze się za swojego naleśnika. Tak szybko jak go ugryzła wypluła jeszcze szybciej na talerzyk.
- To jest okropne - krzywi się. Zaczynam się śmiać, a ona mi wtóruje. - A ty zjadłeś aż pół naleśnika - śmieje się. Wzruszam ramionami i zabieram oba talerze.
- To nadaje się tylko do kosza - mówię i wyrzucam naleśniki. - Patrz jak robi to mistrz. -
Mija pół godziny a my zajadamy się już dobrym jedzeniem, takim które da się jeść.
- Świetne - komentuje. Zauważyłem zjadła już z 6 naleśników. Potrafi zjeść, a wcale po niej tego nie widać, jest chudziutka. No ale ja też lubię pojeść, a ciałko mam zajebiste.
- Muszę się zaraz zbierać - informuje mnie. Co? Już? Tak wcześnie? Nie chcę żeby szła.
- Zostań - proszę ją. Pochyla się nad stołem i cmoka mnie w usta.
- Chciałabym, ale jestem już na dziś umówiona - wyjaśnia. Że kurwa jak to umówiona? Ciemnieje mi przed oczyma. Z kim? Zabije! - Nie denerwuj się, to rodzinna kolacja - uspokaja mnie. Co za ulga. Już zacząłem się wkurwiać. Teraz jest już tylko moja. Zabije każdego faceta, który choćby na nią spojrzy.
- Odwiozę cię - proponuje jej.
- Super, pójdę się przebrać - powiedziała i zniknęła w sypialni. Wraca ubrana w czarne, bardzo obcisłe leginsy, skąd ona je tu w ogóle wytrzasnęła? nadal ma na sobie moją koszulkę. Wygląda świetnie, te spodnie aż za bardzo podkreślają jej pośladki, a doskonale je widzę, bo koszulka która normalnie powinna zasłaniać wszystko, jest zawiązana zboku jej brzucha w supełek. Widzę nawet kawałek jej gołego ciała. Boże przecież jak ją ktoś tak zobaczy, jeszcze się komuś spodoba.
- Opuść koszulkę - proszę ją. Posyła mi zdziwiony wzrok.
- Tak mi wygodnie - wyjaśnia. Gówno mnie to obchodzi.
- Proszę, nie chcę żeby jakiś typ cię tak oglądał. -
- A co wyglądam źle? - Przygląda się swojemu strojowi.
- Wręcz przeciwnie - tłumaczę. W jej oczach pojawia się błysk zrozumienia.
- Zazdrosny? - pyta rozbawiona. Przewracam oczami.
- Nie - kłamię. Cholernie zazdrosny. Chichocze i opuszcza bluzkę.
- Zadowolony? - Kiwam głową. Teraz i mi zasłoniła widok, ale ja odrobię sobie to później czymś lepszym. - To co jedziemy? - pyta z uśmiechem i zakłada nie duża torebkę na ramię. Wstaje i oboje ruszamy do wyjścia.
- Powinienem cię zabrać na wyścigi, popatrzyłabyś jak wygrywam - mówię. Jesteśmy już w połowie drogi do niej do domu.
- Jak byłam ostatnim razem to przegrałeś - śmieje się. Krzywię się. Tylko raz mi się zdarzyło przegrać, no może dwa ale to był po prostu pech.
- Obserwowałaś mnie? - łapie ją na tym, że widziała mnie już wcześniej.
- Nie ciebie, patrzyłam na tego co jechał metr przed tobą. Niezła dupa to była - wyjaśnia. Mało brakowało a zachłysnął bym się powietrzem. Zaciskam palce na kierownicy. Dziewczyna zaczyna się śmiać, więc mam nadzieje że po prostu żartowała. Jak w ogóle wyglądał wtedy ten koleś. Ah nie mogę sobie przypomnieć. Dawno się nie ścigałem, w końcu trzeba się przejechać, zwłaszcza że kończą mi się pieniądze.
 Zatrzymuje się pod jej domem.
- Dziękuje - mówi i mocno mnie całuje.
- Zadzwonię dziecinko - obiecuje i tym razem ja składam pocałunek na jej ustach. Wychodzi z auta, jednak odwraca się jeszcze na chwilę w moją stronę i posyła całusa.
- Już tęsknie - mówi i zamyka drzwi. Zaskoczyła mnie. Będzie tęskniła? Nie wiedziałem, że ktoś jest w stanie za mną tęsknić. Jestem taki popierdolony, że sam nie daję sobie ze sobą rady a co dopiero inni. Też już za nią tęsknie, przy niej czuje się tak lekko. Mam nadzieje, że tego nie zepsuję.

Oczami Rose.
Nie czekałam na jego odpowiedz, nie wiadomo jak by zareagował a chyba wolę nie wiedzieć, nie chcę żeby mnie wyśmiał. Naprawdę lubię spędzać z nim czas i szczerze powiedziałam, że będę tęsknić. A myślę, że byłby zdolny do tego, żeby nie wziąć tego na poważnie i stwierdzić, że nie interesuje go coś na dłużej. Wchodzę do domu i kogo napotykam przy samych drzwiach.
- Cześć mamo - witam się z nią. Jest wkurzona widać to. Ręce ma skrzyżowane na piersi, a jej mina nie wróży nic dobrego.
- Gdzie ty się podziewałaś całą noc i co ty w ogóle masz na sobie? - pyta. Zaraz jej żyłka pęknie na czole. Mijam ją, jakoś nie mam ochoty z nią dyskutować. - Rose! - krzyczy, więc się zatrzymuje. Przewracam oczami i odwracam się w jej stronę. Zaraz się zacznie wykład. - Pytałam o coś - przypomina mi.
- Mamo jestem dorosła - informuję ją po raz setny? Tysięczny?
- Ale też strasznie głupia, musisz zachowywać się odpowiedzialnie, a nie wracać nie wiadomo kiedy i to w męskim ubraniu. - Pocieram ręką czoło, nie mam siły do tej kobiety.
- Mamo w tym wieku dziewczyny mają chłopaków - tłumaczę jak do głupiego.
- Dobrze, ale nie wiem z kim się tam pałętasz, pewnie jakiś gówniarz, powinnaś się zając kimś kto ma perspektywy na życie - dyktuje. Jeśli  wspomni o nim, nie wiem co zrobię. - Dzwonił Ashton, dlaczego nie chcesz z nim porozmawiać? - pyta.
- Mamo, tyle razy ci mówiłam dlaczego nie chcę z nim rozmawiać, zdradzał mnie. - Ze świstem wypuszczam powietrze z ust. Ta kobieta mnie kiedyś zabije tym swoim gadaniem.
- Oh już nie udawaj takiej sierotki Marysi, sama nie byłaś niewinna, z resztą to młody chłopak musi się wyszaleć - mówi. Mrozi mnie. Co ona bredzi?
- A ja mam czekać z boku, aż mu się znudzą inne? - drę się. Moja cierpliwość się kończy.  - Nie jestem zabawką, chcę być z kimś komu zależy - krzyczę. Gryzę wnętrze policzka. Po ca ja marnuje gardło i tak nic do niej nie dojdzie.
- A myślisz, że właścicielowi tej koszulki zależy? - pyta z błyskiem w oczach.
- Jeszcze w żaden sposób mnie nie zranił - informuję ją. Zaczyna się drwiąco śmiać.
- Mężczyźni są wszyscy tacy sami, a z Ashtonem żyło by ci się jak w królestwie, czasem trzeba się trochę poświęcić. - Prycham. Jest niemożliwa.
- Nie znasz go - warczę.
- A ty? Znasz go? - pyta waląc w mój słaby punkt.
- Cały czas się go czepiasz, nie odzywał się bo go nawet na oczy nie widziałaś! Ashton jest zwykłą łajzą i nigdy z nim nie będę. - Staram się by do niej to dotarło, ale wszystko odbija się jak od ściany.
- Jeszcze zmienisz zdanie dziecko, zobaczysz że są gorszę rzeczy na świecie niż zdrada, mamy XXIw czego ty oczekujesz? Będziesz się przed nim płaszczyć, bo nic lepszego w życiu cie nie spotka. Masz z nim porozmawiać, a najlepiej dzisiaj na kolacji, ty też idziesz. - Wpatruje się w nią szeroko otwartymi oczami.
- Czy ty w ogóle interesujesz się tym co ja myślę? - Uciekam na górę za nim zdążę się rozpłakać. Trzaskam drzwiami od pokoju i się o nie opieram, staram się powstrzymać łzy, ale jakoś mi to nie wychodzi. Pociągam nosem i ocieram policzki. Spoglądam na zdjęcia brata.
- Dlaczego cię tu nie ma? Potrzebuje cię, wiedziałbyś co robić - chlipię.
Jest godzina prawie 12, na kolację pewnie wyjedziemy o wpół do 18, żeby być na równa 6 tam. Co byśmy sobą zaprezentowali, gdybyśmy się spóźnili, tak w ogóle nie wypada. Nienawidzę tych kolacji, wszędzie pełno snobów, jedynie o czym potrafią rozmawiać to pieniądze, praca i polityka. Każdy z nich uważa się za Boga, a biednych ludzi wręcz obgadują, że nie potrafią zadbać o rodzinę, są taty sztuczni w tej swojej perfekcyjności. Siedzą przy tym stole jakby mieli kije w dupie, w najlepszych ciuchach i pokazują jacy są świetni i bogaci. Z resztą co ja gadam, nie jestem lepsza. Siedzę tak razem z nimi, w eleganckiej sukience i udaje, że jestem perfekcyjna jak oni. Udaję, że ich słucham ale jak najbardziej staram się wyłączać, chyba uszy by mi zwiędły gdybym miała ich słuchać przez kilka godzin. Wolałabym ten czas spożytkować inaczej, z przyjaciółmi, będąc sobą, na głupim piwku zamiast najdroższego szampana w zwykłych ciuchach, w których mogłaby wskoczyć do jeziora, zamiast siedzieć w mega drogiej sukience i uważać, aby nic jej się nie stało.
Tylko bym narzekała, ale chyba każdy tak ma że chciałbym wszystkiego czego nie ma, a to co ma go nie interesuje. Ludzie to dziwni stworzenia.
Boże, ale się zdenerwowałam, matka kiedyś doprowadzi mnie do zawału. Jak ona mnie wkurza to straszne. Ashton to, Ashton tamto, niech za niego wyjdzie, a nie raczej za jego pieniądze.
Nawet jeśli byłby jakimś Bogiem nie byłabym z nim. Zakłamana świnia. Takiego to tylko na stryczek. Podchodzę do szafy i z samego końca wygrzebuje czarne pudełeczko. Otwieram i w środku widzę fajki. Właśnie tego mi trzeba tak mnie zdenerwowała. Zawsze coś mam na czarną godzinę. Biorę od razu trzech, pudełko chowam i idę do łazienki. Nalewam do wanny gorącej wody i płynu. Muszę się uspokoić bo nie wyrobie. Jeszcze się niedługo dowiem, że tak pragną tych pieniędzy, że mnie w końcu sprzedadzą, jak krowę, wcale się nie zdziwię.
Odpalam jednego fajka i się zaciągam. Dawno nie paliłam wiec muszę odkaszlnąć bo troszkę mnie dusi. Wanna jest już prawie pełna wiec się rozbieram. Wchodzę mimo ze woda jeszcze leci. O tak gorąca jak dobrze, relaksuje jak nie wiem. Fajek i kąpiel, ideolo.
 Słyszę dźwięk telefonu. O zesz kurwa, czego jeszcze. Ja stąd nie wychodzę jeśli jest gdzieś daleko. Na szczęście jest w spodniach tuz przy wannie. Mam SMS od Nialla o treści: "Ja też za tobą tęsknie."
O aż mi się serce kraje. Ten to wie kiedy ma mi humor poprawić. Dostaje jeszcze jednego: "Co w ogóle robisz śliczna?" . Odpisuje mu natychmiast: "Biorę kąpiel :*  relaksuje się..."
Wypalam papierosa i wyrzucam do popielniczki. Nie zwlekał z odpisaniem: "Może dołączę?" Uśmiecham się do telefonu jak głupia i odpisuje: "Wanna jest dość duża :)"
Chciałabym, żeby tu wpadł ale nie jest to możliwe, niby jak? Matka by go chyba z wiatrówki postrzeliła. Dostaje wiadomość: "Jaka szkoda, że jestem zajęty, bo bym cię zrelaksował jak należy ;)"
Mimo iż wiedziałam, że nie zdarzy się by tu wpadł, robi mi się smutno, no cóż nadzieja umiera ostatnia, ciekawe czym tak w ogóle jest zajęty? Chyba nie dilerką. Matko ta myśl, nigdy nie da mi spokoju, dlaczego ta możliwość jest tak bardzo realna. Odpalam kolejnego fajka. Muszę się naprawdę bardzo zrelaksować i uspokoić. W mojej głowie dalej panuje burza przez słowa mamy. Zamykam oczy i po samą brodę zanurzam się w wodzie, uważam oczywiście by nie zanurzyć szluga. Jebać to wszystko, mam dość.
Wieczór *
 Zakładam czarną wieczorową suknie i buty na szpilce. Włosy upięłam w koka, a do tego brylantowe kolczyki. No wygląda dobrze. Teraz tylko wystarczy przygotować się psychicznie na to kino. Nie wiem jak to wytrzymam. Liczę na szczęście.  Na dole spotykam tatę.
- Cześć tato - witam się z nim. Jakoś tak dawno go nie widziałam.
- Witaj słońce, gotowa? Musimy jechać - mówi i wychodzi. I to tyle z mojego spotkania  z ojcem, teraz zajmie się pokazywaniem się z najlepszej strony. Jest mi cholernie przykro, że mnie nie zauważa, ale cóż... Wymuszam sztuczny uśmiech, z resztą na tej kolacji wszystko jest sztuczne nikt nie zauważy. Wychodzimy i jedziemy na miejsce spotkania. Przez całą drogę panuje cisza, a ja ciągle wpatruje się w okno. Dojeżdżamy szybko na miejsce i jesteśmy jakieś 5 minut wcześniej. Na parkingu, wypatruje już z daleka rodzinę Aschtona, na widok jego uśmiechu przewracam oczami. sukinsyn.
- Bądź miła, bo jak nie to utrudnię ci spotkania z tych chłopcem jak tylko się da - syczy mi na ucho matka, gdy idziemy w ich stronę.
- Grozisz mi? - pytam równo cicho.
- Nie, ostrzegam, weź sobie te słowa do serca Rose - mówi i się odsuwa. Ojciec nie usłyszał ani słowa, z naszej wymiany zdań. Z resztą i tak nic by nie zrobił, mało go to interesuje.
Przystajemy na przeciwko rodziny Moon. Moi rodzice witają się z rodzicami tego dupka. Podanie rąk, całuski. Aż chcę się rzygać. Jak przystało na grzeczne dziecko też się przywitałam. Podszedł do mnie Ashton, no to pięknie. Spoglądam na matkę, przygląda mi się, więc muszę cmoknąć tego gnoja w policzek, naprawdę się zaraz porzygam. 
- Witaj piękności ty moja - mówi na powitanie. Nie jestem jego! Niech spojrzy mi w oczy i niech zobaczy, że go nienawidzę i że się nim brzydzę. Wyciąga ramię w moją stronę. O nie nigdy nie będę szła z nim za rękę. Jedno spojrzenie na matkę i szybko przyjmuje jego ramię. Nie zaryzykuje spotkań Nialla, bo się brzydzę. To zupełnie jak wtedy gdy byłam mała, tylko zamiast Nialla były cukierki, a zamiast Ashtona warzywa. Warto było się poświęcić dla cukierków. Spowalniamy kroku. Czyli, że zaraz zacznie się rozmowa.
- Świetnie w końcu mamy szansę porozmawiać - mówi.
- Nie będę z tobą rozmawiać - warczę i staram się przyśpieszyć, nie udaje mi się to, nawet wyrwać się nie mogę z pod jego ręki. - Czego ty chcesz? - wybucham wreszcie i zatrzymuje się całkowicie.
- Chcę ciebie. Nie możesz mnie do końca życia karać za małe błędy. -
-  Czy ty w ogóle siebie słyszysz - drwię i pukam się w głowę, na znak że jest głupi.
- Rose, dobrze oboje wiemy, że się kochamy i że jesteśmy sobie pisani, z kim będzie ci lepiej niż ze mną. - To ma być pytanie retoryczne.
- Z każdym mój drogi. - O tak skumaj ironię. Skąd pomysł, że go kocham, jest głupi jak but.
- Nie żartuj. Wybacz mi, żałuje tego. Kocham cię - wyznaje i unosi dłoń by musnąć palcami moją twarz. Odwracam twarz i to mu się nie udaje.
- Ale jak ciebie w ogóle - mówię i odchodzę bo zdążył mnie puścić podczas rozmowy. Co on sobie wyobraża, chyba postradał zmysły. Jest naprawdę głupi, jeśli myśli, że mu wybaczę, choćby mieli mnie spalić żywcem, nie wrócę do niego. Z resztą po co mu ja? Skoro ma tyle dziwek na zawołanie.
Wchodzę do restauracji i szukam wzrokiem stoliku, przy którym siedzą moi rodzice. O są, idę w ich stronę i przysiadam się na swoim miejscu.
- Wybaczcie za spóźnienie - mówię formalnym tonem.
- Nic nie szkodzi kochanie, wiem że musieliście z Ashtonkiem pogadać. - Uśmiecha się do mnie. Jak ja nienawidzę jak ona tak zdrabnia jego imię, to po prostu straszne.
- Na czym skończyliśmy? - pyta zimnym tonem pan Moon. Przez ten czas obok mnie siada ten dupek.
- Na negocjacjach - odpowiada mój ojciec. - Skończyło się na rozmowie o udziałach w firmie. -
- Tak oczywiście, pańska córka dostanie 15% udziałów po studiach i ślubie. - A co rodzice Ashtona i ich firma mają się do mojego ślubu? -
- To bardzo poprawi ich start w dorosłe życie, to świetnie że się spotkali, Ashton i Rose to idealna para - dodaje matka Ashtona. Chwila, chwila, jaka para?
- Przepraszam, o czym w rozmawiacie? - pytam. Wszyscy w ciszy przenoszą wzrok na mnie. No co wreszcie mnie zauważyli, bo wcześniej gadali jakby mnie nie było.
- Jak to co misiaczku, o twojej przyszłości z moim synem - odpowiada mi jego matka. Prycham z niedowierzania, brak mi słów. Wypijam chyłkiem dwa drinki. No padnę tu.
- Jakiej mojej przyszłości z pani synem, ja żadnej przyszłości z nim nie planuje i nie mam zamiaru być jego dziewczyną, ba ja nawet nie mogę patrzeć na jego facjatę, bo rzygać mi się chcę. To największy dupek jakiego znam, kłamliwa świnia i frajer. Mam gdzieś państwa i waszą firmę, a już zwłaszcza gdzieś to mam tego dupka. A teraz żegnam. - mówię opanowanym i zimnym głosem, żadne nawet nie piśnie by mi przerwać. Ale kino. Spoglądam na wściekłą twarz matki. Wysyłam jej wyzywające spojrzenie i odwracam się by jak najszybciej stąd odejść. Co za ludzie w ogóle, jebani frajerzy. Przyszłość z Ashtonem, ha! Nigdy! Prędzej spłonę żywcem. Zamawiam taksówkę. Mogłam przyjechać własnym autem, nie miałabym teraz problemu z dojazdem, mogłam się domyślić, że będę chciała wyjść wcześniej, nawet bez tej akcji, w końcu zanudzili by mnie na śmierć.
Na szczęście taksówka, już jest wsiadam do niej i wracam w końcu do domu, chcę iść spać. Jeszcze te drinki były tak mocne, że czuje jak teraz uderzają mi do głowy.
Nie mogę uwierzyć w to, że oni planowali moją przyszłość, za moimi plecami. Kiedy ja się niby miałam o tym dowiedzieć, jak już stanę przed księdzem? Nie wytrzymałam i wybuchłam, matka to mnie chyba skróci o głowę. Modlę się by nie wyrzuciła mnie z domu, gdzie ja pójdę spać.
Dojeżdżamy pod moją chatę. płacę taksówkarzowi i wchodzę do domu. Wszędzie jest ciemno jak w nie wiem, normalne aż się trochę boje. Zaczynam kląć przed te chore fantazje moich rodziców.
- Ha! Że niby ja i on? Razem? Nigdy! - mamroczę pod nosem i wchodzę do swojego pokoju. Nie zapalam światła, bo dostatecznie oświetla mi pokój latarnia, a zaraz i tak idę spać. - Niech cie szlag, Ashton. Pizda jedna - dalej mamroczę jakieś teksty. I znowu muszę zapalić. Wyciągam z szafki szluga i go podpalam. O tak uspokój się Rose. Sięgam do suwaka i ściągam sukienkę. Oczywiście zacięło się zapięcie.
- No żesz kurwa. Nie to że ten pedał mi psuje humor, to jeszcze ten suwak - jęczę. No i nawet z nerwów zaczynam gadać sama do siebie. Zapięcie ustępuje i sukienka zjeżdża mi z ciała. Wyjmuje fajka z ust. Nie lubię go trzymać ustami bo się duszę.
Przechodzi mnie wielki dreszcz. Co jest? Mam dziwne przeczucie. Serce zaczęło mi szybciej bić.  Czuje jak ktoś łapie mnie za biodro, a drugą ręką zasłania mi usta.
Zaczynam krzyczeć, ale ręka doskonale tłumi moje krzyki.
Złodzieje, tutaj?
_________________________________________________________________________
No czekam na komki! :D

9 komentarzy:

  1. Aaww! Super! Jak ja nie lubię takich ludzi...kasa kasa i tylko kasa...! Ciekawe...może już zaplanowali ślub Rose i Ashtona? No no ciekawie się robi ;) Myślę że w domu Rose zjawił się Niall... jakoś mi tam złodzieje nie pasują ;) Czekam na next! I życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega, jak zawsze ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chciałabym mieć takich rodziców jak ma Rose. Rozdział super. Czekam na kolejny z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyżby to Niall czy jednak ktoś się włamał ??
    Świetny rozdział ♥
    Już nie mogę doczekać się następnego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cholera Rose uciekaj!!! To pewnie Niall przyszedł do wanny, po co mu tak nagadałaś?!
    Ja pierdole ale gorąco! Ups, cenzura!!
    Rozdział boski, cudowny i w ogóle ;D
    Kurde jak ty to robisz, że piszesz tak zajebiście?
    Daj mi jakies rady, co?

    Kocham,
    Alicja ♥

    Ps. u mnie next! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejny świetny rozdział. Czekam na next . I zapraszam do siebie ----> http://dark-desires-hatred-and-creaving.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest świetny!
    _________________________________________________________
    Miejsce, gdzie ciche słowa chowane przed wszystkimi, w końcu mogą być wypowiedziane.
    http://silent-words-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. 21 year-old Administrative Officer Walther Franzonetti, hailing from Dolbeau enjoys watching movies like "Truman Show, The" and Roller skating. Took a trip to Fernando de Noronha and Atol das Rocas Reserves and drives a Econoline E150. wykop to

    OdpowiedzUsuń