- Naszykowałaś się na jutro do szkoły? -
- Puka się mamo - warczę.
- Zadałam pytanie. - Jej głos jest zimniejszy niż lód. Przewracam oczami i wzdycham.
- Tak naszykowałam się. -
- Dobrze, bardzo dobrze. Cieszę się, że koniec wakacji może w końcu zmądrzejesz. - Już miałam zacząć się kłócić, ale widząc jej zadowoloną minę, zamknęłam usta. A niech mówi co chcę. Co ja będę się produkować i tak nie zrozumie.
- Możesz wyjść? Chciałabym iść spać. -
- Tak już idę. - Wyszła. Oczywiście żadnego dobranoc córciu lub dobrych snów kochanie. Zastanawiam się czy oni w ogóle żywią do mnie jakieś uczucia.
- Miałeś szczęście, że byłeś w łazience. - mówię gdy tylko widzę Nialla w pokoju. - Jakby cię zobaczyła to byłby koniec. - Uśmiecha się do mnie i zamyka drzwi na klucz.
- No to już nie zobaczy - mówi i podchodzi do mnie. Pochyla się i mocno całuje mnie w usta. - To co? Może uczcimy jakoś koniec wakacji? - mówi i porusza brwiami.
- Czasami masz naprawdę dobre pomysły - szepczę w jego usta. Dostaje od niego szeroki uśmiech i powtórnie zaczyna mnie całować.
***
Coś uporczywie dzwoni mi przy głowie. Dopiero po chwili ogarniam, że to budzik.
- wyłącz to - jęczy przez sen Niall. Otwieram oczy i sięgam po telefon. Super jest 6.30 pora się szykować, ale zanim zacznę to poleżę jeszcze 5 minut. Z powrotem opadam na poduszkę i wtulam się w Nialla.
- Nie idź - słyszę jego zaspany głos.
- Muszę. -
- Ale ja nie chcę. -
- Ja też nie, ale muszę - mówię, a on już nie odpowiada.
Gdy znowu otwieram oczy jest już po 7:00. O cholera. Miałam się położyć tylko na 5 minut, niech to szlag. Szybko zrywam się z łóżka i biegnę do łazienki, biorę prysznic w rekordowym czasie, a z makijażu prawie że rezygnuje tylko podkład i tusz do rzęs.
7:30 doba śniadania już nie będę jeść, opierniczę coś w drodze. Wychodząc z pokoju przypomniałam sobie, że Niall nadal śpi.
- Niall, obudź się... Niall -
- Co? co jest? - pyta nieprzytomny.
- Musimy wyjść, późno już. -
- Oj jeszcze 5 minut. -
- Niall spóźnię się - ponaglam go. Chłopak wzdycha ale łaskawie się podnosi. Gdy zaczyna się ubierać mam ochotę go udusić, no wolniej się już chyba nie da.
- No co? - pyta gdy zauważa mój morderczy wzrok.
- Robisz to specjalnie - warczę i dla podkreślenia tupię stopą. Ten przez chwilę mi się przygląda, a potem wybucha głośnym śmiechem. - Nienawidzę cię - dodaję. Wysyła mi tylko buziaczka i kończy się ubierać.
- Czekaj muszę jeszcze do toalety - mówi. Mało brakowało a dostałby książką po głowie, a szkoda. Gdy w końcu udaję mu się wyszykować jest 7:45.
- Nie jesz śniadania? - pyta gdy mijamy kuchnię i idziemy prosto do wyjścia. Biorę głęboki wdech i nie odpowiadam. - Gdzie są w ogóle twoi rodzice? -
- Nie mam pojęcia, rusz się - mówię zirytowana.
- O której w ogóle kończysz? -
- Nie wiem, ale pewnie jakoś wcześnie. -
- Aha. Mam cię odebrać? -
- Jeśli chcesz - mówię mimochodem.
- W sumie to nie chcę mi się - odpowiada. Od razu odwracam się w jego stronę.
- Jak to? - pytam z wielkimi oczami.
- Żartowałem, szkoda że nie widziałaś swojej miny - śmieje się. Naburmuszona jak bąk wsiadam do auta. - Chyba ktoś tu wstał lewą nogą - mruczy pod nosem. Ignoruje to. W sumie to naprawdę nie mam coś dziś humoru.
Gdy dojeżdżamy pod szkołę jest 8;00.
- Masz szczęście ciołku, ale nigdy więcej nie jedź tak szybko. - warczę i wyskakuje z auta. - Cześć - rzucam na pożegnanie i odchodzę, ale jemu to nie przypadło do gustu i słyszę za sobą jego kroki. Zatrzymuje się, a on staje przede mną.
- Nie pożegnasz się? - pyta,
- No powiedziałam cześć. -
- A może tak dałabyś mi buzi? - Mrużę oczy.
- Nie zasługujesz na buzi. - mówię, ale on tylko się łobuzersko uśmiecha i nagle z zaskoczenia wpija się w moje usta. Nie mogę inaczej więc oddaje mu pocałunek.
- Ja zawszę zasługuje na buzi - mówi. Przewracam oczami.
- Muszę iść. - W końcu w spokoju mogę wejść do szkoły.
- Do klasy dotarłam z kilkuminutowym spóźnieniem.
- Oh Panna White, Pierwszy dzień i spóźnienie - mówi profesor Need. Zaciskam usta. Jak ja mogę go nie lubić. - Proszę siadaj - mówi z zawsze obecnym ironicznym uśmieszkiem. Szybko wskakuje na miejsce obok Clary.
- No proszę proszę, myślałam że już nie przyjdziesz. - szepczę.
- Ja też już tak myślałam - odpowiadam jej. - Ciężko jest się przerzucić z powrotem na szkołę. -
- Wiem - wzdycha dziewczyna. - Wakacje są super. Zwłaszcza jak ma się taką super dupę jak Niall. -
- No super dupa Niall jest idealny na wakacje - chichoczę. - Chyb wolałam jak go nie lubiłaś. -
- U ktoś tu jest zazdrosny. -
- Jak cholera.
- Panno White proszę nie testuj mojej cierpliwości nie to, że się spóźniłaś to jeszcze przeszkadzasz. -
Spoglądam na osoby które gadają głośniej ode mnie. No jasne to zawsze jestem ja. Czego ten koleś ode mnie chcę?
- słyszałam, że mści się na ładnych uczennicach bo jako nauczyciel nie może nas mieć - odzywa się Clary gdy tylko profesor Need się odwraca.
- O fuu - komentuje.
- No, może powinnaś się z nim zabawić, wiesz nie będziesz musiała się uczyć. - Dławię się własną śliną.
- Boże ty jesteś nienormalna - mówię gdy widzę jej minę psychopatki. - I bądź cicho bo zaraz wyślę mnie do dyrektora. -
- Ta prędzej pójdzie z tobą do kantorka woźnego - chichocze. Parskam śmiechem i od razu się uciszam, gdy czuje na sobie wzrok Profesorka. Odwracam się w jego stronę, trzeba przyznać, że jest całkiem przystojny, nie jest wiele starszy od nas, może 6-7 lat. Ciemne włosy, wysoki i dobrze zbudowany. Przyznam, że gdy przyszedł do nas do szkoły wszystkie do niego wzdychałyśmy, podobno nawet czasem to wykorzystywał, chodzi stara plotka o tym kantorku woźnego. Jednak mimo wszystko to trochę okropne, on jest nauczycielem jak więc można się z nim bzyknąć i to w szkole w kantorku woźnego, co najmniej ohyda, ale cóż takie życie. Mnie on nie interesuje w żaden sposób.
***
W końcu koniec, niby tylko pięć lekcji ale ten pierwszy dzień dłużył mi się niemiłosiernie.
- Cześć - słyszę znajomy głos za drzwiczkami mojej szafki. Zamykam ją i widzę Aschtona.
- Czego chcesz? - pytam na wstępie.
- Nie denerwuj się, przyszedłem się przywitać, nie musimy być wrogami - mówi. Unoszę brwi do góry. Dobra... o chuj mu chodzi?
- Hej.. wystarczy? - uśmiecham się sztucznie.
- Jaka agresywna - mówi pochylając trochę głowę w moją stronę, odsuwam się więc trochę.
- Przestań - mówię. Naprawdę nie mam ochoty na kłótnie z nim.
- Wybacz - uśmiecha się przepraszająco. - Po prostu chcę byśmy zostali przyjaciółmi. - Patrzę na niego w całkowitym szoku.
- Przyjaciółmi? - powtarzam głupio.
- Tak. W miłości nam nie wyszło, ale zawsze dobrze się dogadywaliśmy. A jak czasami pogadamy to nic się niestanie. -
- No nic... -
- Więc między nami wszystko okej? -
- okej - zgadzam się chodź to chyba pod wpływem szoku, naprawdę nie wiem co powiedzieć.
- No i fajnie - mówi po czym odchodzi. Jeszcze przez chwilę patrzę na jego oddalającą się sylwetkę.
To było dziwne, naprawdę dziwne.