poniedziałek, 14 marca 2016

29

Nawet nie wiem jakim cudem znalazłam się niedaleko domu. A miałam naprawdę spory kawałek z lodziarni w której byliśmy ze Skinnerem. Całą drogę szłam w takim osłupieniu, że nie dotarło do mnie że wciąż idę przed siebie. Dobrze że przynajmniej szłam w stronę domu, tam będę mogła wejść do pokoju i w końcu obudzić się z tego posranego snu.
Bo to jest sen.
Niall nie mógłby, on nigdy nie powiedział by do mnie dziwko.
To nie wydarzyło się naprawdę.
Nadal w głębokim szoku wchodzę do domu, gdzie zatrzymuje mnie matka.
- Rose - Podnoszę głowę gdyż ciągle szeroko otwartymi oczami patrzyłam w podłogę.
- Tak? -
- Jak miło, że w końcu zawitałaś do domu - mówi.
- Tak.. - kiwam głową choć nie bardzo dociera do mnie co ona mówi.
- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. -
Bo może i zobaczyłam, jak coś opętało Nialla. Ale kręcę tylko głową i ruszam w stronę schodów i własnego pokoju. Mama coś jeszcze mówi, ale naprawdę w tym momencie mało mnie to obchodzi.
Gdy tylko zamykam drzwi od swojego pokoju, opieram się o nie i sięgam po komórkę.
Ale nie widzę tu ani żadnej wiadomości ani nieodebranego połączenia.
Nawet nie zadzwonił. Chowam telefon i sięgam ręką po drugą, żeby się uszczypnąć.
No obudź się, no dalej.
Dalej śpię, więc podszczypuje się jeszcze mocniej.
Powoli zaczyna docierać do mnie, że to nie sen i łzy zaczynają kłóć mnie w oczy.
- Błagam no, obudź się - szepczę sama do siebie i przyglądam się jak od szczypania czerwienieje mi ręka. Oddech mi przyśpiesza, ledwo go łapię.
Nie wytrzymuje i wybucham płaczem.
- No dalej - szlocham. Nic to nie daję więc płacząc osuwam się na ziemię i chowam twarz w dłoniach. To jest niemożliwe. Jak do tego doszło?
Zostaję na tej ziemi jeszcze bardzo długo, aż wszystkie łzy mi się kończą.
Jestem tak wyczerpana i tak rozbolała mnie głowa, że usypiam na ziemi.
I sny nie były ani trochę miłe.

Boże, ale mnie wszystko boli, dlaczego tu jest tak twardo, cała zesztywniałam. Otwieram oczy i ogarniam że leżę na podłodze. Jakim cudem ja tu zasnęłam. Wszystko mnie teraz boli, już nie wspomnę jak napierdziela mnie głowa. Podnoszę się powoli z ziemi.
Cholera ależ mi się chcę pić. Normalnie jakbym miała kaca. Sięgam po telefon, żeby sprawdzić godzinę.
- O mój boże - szepczę gdy spoglądam na zdjęcie Nialla. Nagle dociera do mnie wszystko co działo się wczoraj. Nadal zero sms i połączeń.
Niall nazwał mnie dziwką.
Zaczynam łapać oddech jakbym się dusiła. Łapie się za serce i próbuje uspokoić. Podchodzę do łóżka żeby usiąść. Jednak techniki oddechowe nic nie dają, tyle że wydaję z siebie dziwne popiskiwania i kwilenie. Łapię się za głowę i opieram łokcie o uda by dalej wpatrując się w ziemie, żałośnie szlochać.
Mija chwila a potem godzina i kolejne, aż w końcu kończą mi się łzy i jestem wysuszona jak wiór.
Cholernie coś ściska mnie w żołądku, a nie wspomnę jak boli mnie serce. Jest połamane na kawałki, nawet nie mogę ich pozbierać, bo większość została przy Niallu.
Dlaczego życie zawsze musi skopać mi dupę.
Czy ja naprawdę jestem taka żałosna, że nie potrafię znaleźć normalnego faceta i go przy sobie zatrzymać.
Niallowi zaczynałam już ufać, zaczynałam się zakochiwać, zaczynało mi zależeć. Zaczęłam wierzyć w tego idiotę.
Byłam pewna że kiedyś mogę go pokochać i stworzyć z nim coś pięknego. To już było piękne.
Czy dla niego naprawdę to wszystko było jednorazowe, że teraz nawet nie może zadzwonić? Nawet napisać? że nie chciał i że przeprasza. Wybaczyłabym mu bez mrugnięcia okiem. Ale najwidoczniej nie byłam dla niego na tyle ważna by się mną teraz przejmować.
Ma gdzieś mnie i to co nas łączyło. Cholera może teraz w jego łóżku leży inna, a ja naiwnie wierzyłam że jestem dla niego wyjątkowa, A jestem jak każda inna i dobitnie mi to wczoraj powiedział, dla niego jestem jak te wszystkie dziwki, które miał w łóżku. Tym właśnie dla niego jestem dziwką. Kochaliśmy się i do widzenia, a zresztą on się pewnie nie kocha tylko pieprzy.
jestem taka głupia, jak mogłam w to wszystko wierzyć.
Mój telefon się rozdzwania i rzucam się na niego jak idiotka, ale to nie on. Jezu jestem taka żałosna, nadal mam nadzieje.
Odrzucam telefon nie mam ochoty z nikim rozmawiać.
Chcę zostać sama ze swoją rozpaczą i głupotą.
Clary dzwoni jeszcze dwa razy, wyłączyłabym komórkę, ale co jeśli Niall w końcu oprzytomnieje i zadzwoni? Tak bardzo pragnę by zadzwonił, tak bardzo mi go teraz brakuje. Mimo, że jestem w takim stanie przez niego tylko w jego ramionach potrafiłabym się uspokoić.
Nie chcę mi się nic, w brzuchu mi burczy i czuje pragnienie, ale nie chcę mi się nawet podnieść. Nie mogłabym ani zjeść, ani się napić. Czuję się pusta, jakbym miała w sobie czarną dziurę.
Odwracam się by spojrzeć na zdjęcie mojego brata, Przechodzę na drugą stronę i zgarniam ramkę w ręce. Przyglądam się uśmiechniętej twarzy Alexa a kciukiem przesuwam po całym zdjęciu jakbym chciała znaleźć się tam razem z moim bratem, jakbym chciała go dotknąć.
Bardzo bym chciała. Stałabym na tym zdjęciu razem z nim i się uśmiechała i była szczęśliwa.
Wzdycham.
- Chciałabym z tobą pogadać, wiedziałbyś co zrobić. Tak jest łatwiej prawda? odejść i patrzyć na wszystko z góry a samemu więcej nie czuć bólu - mówię ze ściśniętym gardłem. Pięknie teraz będę się wyżywać na zdjęciu. - Wybacz, wiem że chciałbyś być przy mnie. - Naprawdę jestem wariatką, gadam ze zdjęciem. Chodź w jakiś sposób mi to pomaga, szkoda tylko że mi nie odpowiada.
Odkładam zdjęcie zanim zwariuje i rzucę nim o ścianę.
Kładę się i przytulam do poduszki. Tępo patrzę w ścianę.
Przecież znam życie nie od dziś poboli, poboli i przestanie. Zawsze tak jest. Aschtona kochałam i nie wyobrażałam sobie życia bez niego, a teraz proszę Aschton to tylko wspomnienie. Tak samo będzie i z Niallem, nie byłam z nim długo więc może szybko mi minie i on też już będzie tylko wspomnieniem. Mam taką nadzieje. Nie on, będzie następny.
Żeby to było takie łatwe.
Powstrzymuje łzy, nie mogę znowu płakać już za dużo wylanych przez niego łez. Za dużo.
Zaczynam głęboko oddychać.
Będzie dobrze.
Będzie dobrze.
Zaczynam powtarzać ciągle kilka wyrazów, by inne myśli nie przewijały się prze moją głowę.
Będzie dobrze.
Będzie dobrze.
Spokojnie, to wszystko nie jest warte łez.
Będzie dobrze.
Niall nie jest wart łez.
Będzie dobrze, nie przejmuj się.
Nie powinnam o nim myśleć to dupek.
będzie dobrze.
Tak, to wszystko gówno daje i po chwili znowu zaczynam płakać jak dziecko.
- Będzie dobrze - szepczę przez łzy. - będzie dobrze... -
A myślałam, ze wylałam z siebie już wszystko a jednak.
No cóż popłaczę i w końcu mi przejdzie. Tak to już jest. Teraz boli jutro nie. I tego mam zamiar się trzymać. Ale na razie dalej będę płakać i się nad sobą użalać.
***
Nie wiem ile minęło od kłótni z Niallem dwa dnie czy miesiąc, nie ważne. Jeszcze nie odważyłam się na konfrontacje ze światem. Nie wyszłam z pokoju nawet na chwilę, no może tylko do łazienki. Była by całkowita porażka gdybym jeszcze leżała we własnych sikach. Wystarczy rozpacz. Mój telefon wydzwania co chwila, nie odbieram ani razu nie był to Niall.
Od kilku godzin nie uroniłam ani jednej łzy. Zabrakło ich, czuje się całkowicie pusta. Ale i dobrze skończyły się łzy, skończy się użalanie. A wtedy przejdzie mi i dalej będę żyć. Nie długo Niall przestanie mnie obchodzić i będzie tylko wspomnieniem. Oby.
Moją zadumę przerywa pukanie do drzwi.
Nie odpowiadam, mam to gdzieś.
Pukanie staje się głośniejsze.
Niech sobie pójdzie mam to gdzieś.
Pukanie nie ustępuje.
Ja pierdole podnoszę się i podchodzę do drzwi, żeby wykrzyknąć tej osobie w twarz, żeby sobie poszła.
Otwieram i widzę Clary, nie potrafię na nią krzyczeć. Wpuszczam ją.
- Boże dziewczyno jak ty wyglądasz - szepcze.
- Tak jak się czuje - chrypię. Nawet mój głos ma dość. Boli nie gardło.
- Dlaczego nie odbierasz, martwię się o ciebie. Co się w ogóle stało? - Marszczy brwi i ogląda mnie od góry do dołu.  Wzruszam ramionami i lekko podnoszę kącik ust do góry.
- Moje życie to porażka - mówię. Rzuca mi litościwy wzrok.
- Co ty gadasz? Masz świetnie życie - mówi. Wybucham śmiechem.
- Świetnie życie? Mój brat nie żyje, moi rodzice to całkowici idioci, moi faceci, albo mnie zdradzają, albo wyzywają od dziwek, mam już dość - krzyczę i od razu robi mi się lepiej na duchu.
- Jak to od dziwek? - Pyta i marszczy brwi. - No nie mów - dodaje po chwili jak się zaczęła domyślać o co chodzi.
- Żegnałam się ze Skinnerem, tylko się przytuliliśmy na pożegnanie, a on zaczął mnie wyzywać od dziwek i ze puszczam się ze wszystkimi. Kazał mi lecieć do niego się pieprzyć i odjechał. - Oho więc jednak nie wypłakałam wszystkich łez.
- Naprawdę cię na niego wzięło. -
- Już nie o to chodzi. Dlaczego po prostu nie mogę znaleźć normalnego faceta, który by mnie pokochał. Zawsze wszystko mnie kopie w dupę. - Siadam na łóżko i chowam twarz w dłoniach. Wyglądam okropnie ona nie musi na to patrzeć.
- Przykro mi. Nawet nie potrafię ci pomóc. - Siada obok i mnie obejmuje. Nawet nie wie ile pomaga mi taka rozmowa.
- Cholernie boli, ale już zaczynam się przyzwyczajać. Chyba taki już mój los. -
- Będzie dobrze - mówi, a ja przypominam sobie jak wmawiałam sobie to wczoraj i przed wczoraj całą noc.
- Mam nadzieje. - Tylko ją mogę mieć.
- Tak przy okazji, mogłabyś się umyć, śmierdzisz - mówi, a ja wybucham głośnym i szczerym śmiechem. Taka przyjaciółka jest świetna potrafi mnie rozbawić nawet w najgorszym dołku.
- Dzięki - mówię po chwili, jednak ona nie odpowiada.
Biorę szybki prysznic by nie drażnić nosa Clary. Gdy wychodzę widzę w jej dłoniach lody. Uśmiecham się leciutko i siadam obok niej na łóżku, a ta podaję mi lody truskawkowe.
- Dzięki - mamroczę.
- Od razu lepiej wyglądasz. Może byśmy gdzieś dziś poszły. Wiesz nie długo koniec wakacji. -
- Nie mam ochoty jeszcze dziś wychodzić, może za kilka dni. Muszę się poużalać nad sobą. -
- Okej, ale za tydzień ci nie podaruje i idziemy na imprezę. - Uśmiecham się bo wiem, że nie mam co się z nią kłócić. - Tak w ogóle to schudłaś, jadłaś coś ostatnio w ogóle? - Kręcę głową.
- Od kilku dni nie wyszłam z pokoju. -
- Nie bądź żałosna, dobrze wiesz, że po facetach się nie płaczę. -
- Lubię sobie popłakać w końcu mi przejdzie. To zawsze przechodzi - mówię.
- Wiem wiem.. Ale na początku trochę boli. - Nie ma co ukrywać, trochę boli.
- Ale już czuje się lepiej, powoli zaczynam się przyzwyczajać -
- Długo z nim nie byłaś w sumie. -
- Sumie tak, ale nadrabialiśmy intensywnością. - Zamykam oczy, ale ukazuje mi się roześmiana twarz Nialla więc otwieram je ponownie.
Gdy Clary poszła do domu, w końcu wyszłam z pokoju, obiecałam jej że coś zjem. Kiedyś muszę wyjść, a mój żołądek naprawdę domaga się żeby go napełnić i tak że tyle wytrzymałam.
Jednak gdy tylko napełniłam żołądek od razu wróciłam do swojej jaskini. No cóż nie wszystko naraz,  powoli.

***
Od kłótni z Niallem minęło jakieś dwa tygodnie.
 Nie odezwał się. Trudno, zaczynam się z tym godzić. Może tak miało być, szczęście mi nie pisane, najwidoczniej, ale nawet lepiej, że skończyło się to tak szybko, szybciej przestaje boleć. W końcu przejdzie i będę szczęśliwa. Przynajmniej zaczęłam znowu żyć, a nie tylko rozpaczać, we własnym łóżku, to było naprawdę żałosne. Nie mam co się załamywać, muszę się z tym pogodzić. Na szczęście pomaga mi Clary, z nią jest jakoś łatwiej, zwłaszcza gdy moja matka zaczyna piać, że wiedziała, ze tak będzie i że takie jest życie. Co ona może wiedzieć? Skoro żyje bez jakiś wyższych uczuć.
Sięgam po sukienkę. Razem z Clary wybieram się na imprezę, mówi że dobrze mi to zrobi a ja staram się jej wierzyć, a jutro zacznę ogarniać swoje życie. No przynajmniej oddzwonię do tych co się do mnie od kilku dni dobijają i ogarnę co i jak. W sumie może już myślą, że nie żyje? Może przynajmniej spokój będzie.
- Gotowa? - Blondynka wpada do mojego pokoju.
- No prawię, buty jeszcze - odpowiadam. Zakładam szpilki i odwracam się w jej stronę. - Wow dziewczyno - komentuję. Co jak co, ale dzisiaj to się odpicowała, wygląda pięknie.
- Dzięki - śmieje się. -  Ty też wyglądasz nieźle. - Zbywam ją machnięciem ręki, za nic nie mogłam zakryć makijażem worów pod oczami.
- Idziemy? - pytam. Kiwa głową więc wychodzimy i jedziemy do Klubu.
Na miejscu, spostrzegam, że jesteśmy niedaleko Nialla. Mieszka kilka przecznic dalej, ale skąd Clary mogła wiedzieć? Cholera przestań o nim myśleć. To bałwan.
- Wszystko okej? - pyta dziewczyna.
- Okej - mamroczę i idę w stronę wejścia. No tak oczywiście kolejka. Tu akurat pieniądze się przydają, da się kilka groszy ochroniarzom i boom wpuszczają od razu. Tym razem oczywiście nie jest inaczej i po chwili jesteśmy w środku. W sumie tęskniłam za tym klimatem, uwielbiam takie imprezy, dlaczego tak dawno na żadnej nie byłam.
Muzyka od razu wpada mi do ucha. Muszę przyznać, ze gra tu naprawdę niezły Dj.
Obie podchodzimy do baru, najpierw muszę się dobrze zaprawić.
Jakieś te drinki do bani, aż chcę mi się nimi rzygać. Od kilku minut wpatruję się w dobrze bawiącą się Clary. Chciała mnie zgarnąć na parkiet, ale się nie dałam w końcu zrezygnowała. Staram się chociaż najebać, ale nawet procenty i moje ulubione drinki mi nie wchodzą. Totalna porażka.
- Hej maleńka? - Odwracam się i napotykam niezbyt przystojnego chłopaka. Olewam go. Co jak co, ale nie mam ochoty na pogaduszki z żadnym facetem, mam ich po dziurki w nosie.
- Co taka smutna jesteś? - pyta. Trochę przeraża mnie jego wszechwiedzący uśmieszek. Odpowiem mu co mi tam i tak gorzej nie będzie.
- Aż tak widać. - Uśmiecha się pokazując krzywe zęby. Choć muszę przyznać, że dzięki temu wygląda jakoś milej i bardziej uroczo, mimo nietypowej urody.
- Wyczuwam to na kilometr. -
- To muszę tym naprawdę cuchnąć. - Nawet moje teksty spadają na psy. "Muszę naprawdę tym cuchnąć" skąd to wzięłam, masakra. Ale on tylko się uśmiecha.
- Mogę coś na to poradzić, ułatwić ci to - mówi, matko nawet nie spogląda mi w oczy tylko w cycki. Zawsze tak jest. Może mi ułatwić niby jak?
- A dokładniej? - mówię. Zaczyna mnie irytować. Wyciąga rękę i łapie mnie za dłoń. Co jest? nie dotykaj mnie.
- Chodź - mówi. Zastanawiam się tylko przez chwilę, ale w końcu idę za nim. Nie wiem co mnie czeka, ale się powtórzę: Gorzej już z moim życiem nie będzie.
Wychodzimy na tyły klubu. Mam nadzieje, ze na mojej twarzy nie widać przerażenia, bo przyznam że jestem troszkę wystraszona.
W końcu chłopak się zatrzymuje i wysyła mi cwany uśmieszek. Przełykam ślinę. W co ja się pakuje?
Chłopak wyciąga z kieszeni mały woreczek.
O żesz ja cię pierdole.
Nie dobrze. No ale przynajmniej nie chodziło mu o seks.
- Magiczny proszek na problemy - mówi. Wpatruje się w niego, nie wiem co powiedzieć. Nigdy nie bawiłam się w takie rzeczy, nawet nie wiem jak się za to zabrać. - Nie bój się, to dobry temat - mówi. Jak to się mówi: Raz się żyje.
- Ile chcesz? - pytam. Podaje cenę. Z bijącym sercem podaje mu banknoty i biorę samarę. Nawet nie wiem co dokładnie w niej jest. Nie ważne, ważne jest że zapomnę. Choć na chwilę.
Chłopak odchodzi i zostawia mnie samą, wręcz spoconą ze stresu. Trzymam narkotyk w zaciśniętej pięści. Nie powinnam, to zło wcielone, ale jeśli naprawdę zapomnę? Naprawdę mnie korci.
Mniej więcej wiem, jak to się robi, ale nie wiem czy powinnam. Powolnym krokiem kieruje się w stronę łazienek.
Nie bierz tego! Nie bierz!
Nie powinnam.
Wchodzę do ubikacji i przez chwilę stoję nad klopem z mocno bijącym sercem. Walczę sama ze sobą i czuje, że przegrywam. Klękam na ziemi, mimo tego że jest brudna. Z torebki wyciągam telefon, kartę i banknot. Przyglądam się samarce z proszkiem. Cholera ile trzeba tego wziąć? Nie chcę, żeby mnie zaraz wyjebało, ale w sumie strasznie mało tego pewnie bierze się całe naraz, chociaż biorę pierwszy raz, więc nie mogę przesadzać. Dobra raz kozie śmierć. Wysypuje na telefon jedną trzecią woreczka. Biorę kartę i zaczynam rozdrabniać grudki, w życie nie przeszły by mi przez nos. Gdy wszystko jest rozdrobnione, zrobiło się tego dość sporo. Cholera i ja mam to wszystko wciągnąć przez nos? Jak ma mi to niby przejść. Połowę wypierdzielam na podłogę. No od razu lepiej. Zwijam banknot i przymierzam się do wciągnięcia. Nie no do cholery pojebane to. Nie mogę tak. Szlag by to. Naglę ktoś wali w drzwi.
- Chwila - krzyczę. Dobra jebać to. Pochylam się i wciągam kreskę.
O kurwa.
Mam wrażenie, że wszystko zatrzymało mi się w nosie i wręcz mi go rozsadza, boże jak to szczypię. Mocno się zaciągam i czuje jak coś gorzkiego spływa mi po gardle, o shit, aż mam odruch wymiotny. Sprzątam wszystko i wychodzę z kabiny. Szybko podchodzę do zlewu i zaczynam pić wodę z kranu. Naprawdę wymiotować mi się od tego chcę. Coś okropnego.
Jak na razie nie czuje nic dziwnego, wszystko jest tak samo. Naprawdę nie wiem co w tym takiego niesamowitego. Wracam na salę i zamawiam nowego drinka.
Dopiero po chwili czuje jak łapię mnie ochota na taniec. Wychodzę na parkiet i pierwszy raz w życiu mam w sobie tyle energii.
Teraz rozumiem, jest super.
Tak mija mi impreza, zero zmęczenia. Mogę się bawić i bawić.
Jak zwykle wszystko kończy się koło 7, 8. Kurczę rzadko kiedy zostaję do samego końca.
Właśnie wyszłam z jakimś kolesiem na fajka, nie znam go ale jest naprawdę zabawny, a jego historyjki ścinają mnie z nóg, jednak najważniejsze, ze się do mnie nie dobiera.
Słucham go i spoglądam na wschodzące słońce. Jest już całkowicie widno i tylko widać jak rozchodzą się pijani ludzie. Clary to już dawno mi zniknęła. Poszła się przespać do samochodu, tak przynajmniej mówiła.
Ciekawe czy Niall jeszcze śpi. Bo ja mam wrażenie, jakbym nie miała zasnąć już nigdy. Tak wzięłam jeszcze jedną kreskę, a resztę oddałam właśnie koledze obok.
Dlaczego myślę w ogóle o Niallu?
- Ja muszę iść - odzywam się nagle. Nawet tego nie przemyślałam.
- Co? - pyta, nie wygląda jakby ogarniał.
- Cześć - mówię i szybko odchodzę. Idę przez siebie. Dopiero po chwili dociera do mnie, że kieruje się do mieszkania Nialla.
Cofałam się może z 10 razy, kto wie może i więcej przestałam liczyć, ale w końcu znalazłam się pod jego blokiem. Co ja tu w ogóle robię.
Czuje jak wracam do siebie i łapię mnie zmęczenie, to psychiczne zmęczenie.
Powinnam stąd odejść. On nie chcę mnie widzieć.
Ale przecież muszę wziąć od niego rzeczy, które zostawiłam.
Dobrze wiesz, że nie potrzebne ci te ciuchy.
Ale nie mogą u niego zostać.
To tylko wymówka.
Mimo mentalnej kłótni, doszłam pod same drzwi.
Na pewno jeszcze śpi.
Co by robił o 8 rano.
Podnoszę dłoń i chwilę ją tak trzymam. Pukać czy nie pukać. Powinnam iść.
Dobra puknę raz, jak nie otworzy to spadam.
Leciutko pukam w drzwi. Taa bo usłyszy.
Raz, dwa, trzy. Nie otwiera. Szybko się odwracam i odchodzę.
Jednak drzwi się otwierają.
Jakim cudem? Przecież nie mógł tego usłyszeć!
Z szumem w uszach odwracam się w jego stronę i jego widok o mało nie zwala mnie z nóg.

4 komentarze:

  1. Cudowny ciekawie co bedzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Omojbozeobytoniebylajakaślaskaomg- moje uczucia po przeczytaniu tego rozdziału. Jezu, kobieto, nie trzymaj w napięciu <3 kocham cie za to opowiadanie <33
    Xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. CO DALEJ?? *U*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja cię nie proszę, ja Cię błagam wstaw jak najszybciej nowy rozdział, bo mnie tu z ciekawości rozsadzi! Co dalej!? A tak wgl. to rozdziały mega! Serio. Tylko czemu takie długie przerwy? Ale rozumiem, że żeby napisać coś mega potrzeba czasu. Tak czy inaczej rozdział super ^^

    OdpowiedzUsuń