poniedziałek, 28 marca 2016

30

- Rose?... Co ty tu robisz? - pyta. Przełykam ślinę.
- Ja.... Nie wiem sama... Wybacz... Nie powinnam, lepiej już pójdę... - plączę się i jąkam, ani razu nie spojrzałam mu w oczy. Nie mogę. Odwracam się by odejść, jednak mnie zatrzymuje.
- Stój, zaczekaj... - Zatrzymuje się i znowu odwracam się w jego stronę. Co jest? znowu chcę mi rzucić w twarz dziwką.
- Co? - warczę. Nie wiem skąd we mnie nagle ta wściekłość, przecież sama tu przyszłam, nie wiadomo po co, ale przyszłam. Chłopak mi się przygląda i rozszerza lekko oczy, dopiero po chwili spostrzegam wory pod jego oczami.
- Wchodź - mówi i szerzej otwiera drzwi. Wzdycham i wchodzę do jego mieszkania. Powinnam odejść, jednak nic nie poradzę że mnie tak do niego ciągnie.
- Wezmę tylko swoje rzeczy i idę - mówię.
- Możemy porozmawiać? - Ignoruje go.
- Jeśli mógłbyś to pożycz mi jakąś torbę, bo się nie zabiorę... -
- Rose! Musimy porozmawiać. - Nie odpowiadam.
- Zajmie mi to tylko minut i sobie pójdę... -
- Rose, do cholery - krzyczy w końcu. Szybko spoglądam w jego stronę. A temu co? - Posłuchasz mnie w końcu - warczy. Wzruszam ramionami.
- Myślę, że już dużo powiedziałeś. - Łapię mnie za ramię i siłą zmusza, żebym się znowu od niego nie odwróciła.
- Puść mnie - syczę przez zęby. Szkoda, że nie potrafię zabijać wzrokiem.
- Nie, póki ze mną nie porozmawiasz. -
- Nie obchodzi mnie co masz do powiedzenia. -
- Spójrz mi w oczy, gdy ze mną rozmawiasz. - Dumnie unoszę twarz i patrzę prosto w jego oczy. Serce pęka mi po raz kolejny, ale nie pokazuje tego po sobie. Nagle jego mina zmienia się ze wściekłego w lekko wystraszony.
On wie! On wie!
Szybko opuszczam wzrok.
Wiedziałam, ze nie powinnam tu przychodzić.
- Tak bardzo cię przepraszam - wypala, a moje pęknięte serce na chwilę staje.
Nie nie, błagam tylko nie rycz.
- Mam to gdzieś - mamroczę i z powrotem patrzę w jego smutne gały.
- Co brałaś? - pyta.
- Nic - mówię. Przewraca oczami.
- Rose! Mnie nie okłamiesz - Znowu jest wkurwiony, nie zaraz, on jest pojebany.
- Nie twój interes - teraz i ja zaczynam się irytować.
- Kurwa mać, dlaczego jesteś taką idiotką! - krzyczy.
- Dlaczego ty jesteś takim pieprzniętym czubem - także się wydzieram. Mam go już po dziurki w nosie. Najpierw mnie zwyzywał, potem ignorował przez kilka dni, a teraz się przejmuje moim stanem.
- Nie denerwuj mnie, po co bierzesz jakieś gówno? Chcesz się zabić?
- I tak masz mnie w dupie, więc co cię to obchodzi. -
- Nie mogę bez ciebie żyć to mnie obchodzi. -
Nie wiem co nagle we mnie wstąpiło. Czy to te narkotyki, czy to ze wygląda seksownie gdy jest zły, czy to wyznanie, ale rzucam się na niego i wpijam w jego usta, od razu oddaje mi pocałunek. Jak ja bardzo tęskniłam za jego pocałunkami.
- Rose... Powinniśmy porozmawiać. - Cała złość wyparowała i jego słowa giną miedzy naszymi oddechami i pocałunkami. Niby chciał mnie odepchnąć, próbował coś mówić, ale sam nie potrafił się ode mnie oderwać. Wiem, że nie powinnam i ze go nienawidzę, ale jedyne na co mam ochotę to po prostu być z nim.
Nawet nie wiem kiedy i jak lądujemy w jego sypialni, ja bez sukienki, on bez koszuli. Część mnie która się z tym kłoci, zamknęłam gdzieś głęboko w sobie. Teraz słucham tylko serca, które pragnie go kochać i dłoni które pragną go dotykać.
- Jesteś moja, zawsze będziesz moja dziecinko - szepcze w moją rozgrzaną skórę. Oh to wszystko jest takie złe, a za razem takie dobre.
Dzieli nas tak niewiele tylko bielizna.
Nie powinnam tu przychodzić. Co ja robię?
Nawet nie potrafię słuchać samej siebie.
Mój stanik ląduje na ziemi i od razu zajmuje się moimi piersiami.
Wyginam się w łuk, tak cholernie mi dobrze. Jestem cała rozpalona i podniecona jak nigdy.
Zaczepia palcami o moje majtki.
- Na pewno? - Pyta.
Nie!!!
- Tak - szepczę. Choć i tak wiem, że by to zrobił.
Wchodzi we mnie szybkim ruchem, aż wyrywa mi się krzyk.  Do tego wszystkiego dokłada jeszcze palce na mojej łechtaczce, przez co czuje napięcie w każdej części ciała, nawet na najmniejszym palcu. Wszystko powoli przechodzi mi do podbrzusza, żeby tam po prostu wybuchnąć. Wręcz pali mnie od środka.
Wiele mi nie trzeba, kilka minut i wybucham z jego imieniem na ustach, on także wybucha gdy wyczuwa na sobie moje skurcze.
Jestem wyczerpana i od razu zasypiam.

***
Budzę się o mało nie krzycząc, przetrzymałam jednak ten krzyk w gardle. Podnoszę się i rozglądam w koło. Jestem u Nialla, w jego sypialni, w jego łóżku nago, obok leży on. Śpi. Też nagi.
Co ja do cholery zrobiłam?
Siadam na skraju łóżka i zaczynam wyginać sobie palce. Spoglądam na zegarek, jest wieczór.
Cholera naprawdę długo spałam, ale z drugiej strony naprawdę dużo się działo.
Po co ja tu przychodziłam? Jakim cudem wylądowaliśmy w łóżku, kłóciliśmy się więc jak?
Powinnam go nienawidzić i nigdy tu nie przychodzić. Słyszę za plecami jak się porusza, a po chwili wzrok na plecach. No pięknie obudził się. Nawet nie odwracam się w jego stronę.
- Nie wiem jak to się stało, to nie powinno mieć miejsca - mówię. Jestem tak cholernie na siebie wściekła. To wszystko moja wina.
- Rose? ... -
- Dlaczego pozwoliłeś na to wszystko. - Zaczynam go oskarżać. - Powinieneś zostawić mnie w spokoju... -
- Proszę cię uspokój się... - zaczyna i kładzie mi rękę na ramieniu, nie mogę znieść jego dotyku więc szybko podnoszę się z łóżka. Nie ważne, że teraz widzi mnie w całości nagą, już się i tak napatrzył.
- Masz racje zachowuje się jak dziwka. - Czuje gulę w gardle.
- Nie mów tak, to nie prawda... Porozmawiaj ze mną w końcu, proszę. - Nie odpowiadam, tylko w końcu pozwalam wypłynąć łzom. Znowu płaczę.
Chłopak podchodzi i mimo moich marnych sprzeciwów przytula mnie.
- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. Daj mi wszystko wyjaśnić. Proszę cię... - Nie wiem czy chcę go słuchać, czy chcę wiedzieć cokolwiek.
Odsuwam się od niego.
- Nie to ja przepraszam, nie powinnam przychodzić, coś mi odbiło, lepiej już pójdę - mamroczę i wypalam oczami dziurę w ścianie. Zaczynam zgarniać rzeczy z podłogi, no tak sukienka została w salonie.
- Zakochałem się w tobie - wyznaje. Zamurowało mnie. Powoli odkręcam się w jego stronę.
- Nie możesz czegoś takiego mówić, po tym jak nazwałeś mnie dziwką - mój głos jest dziwnie piskliwy. Oczy mam szeroko otwarte, jestem naprawdę zszokowana.
- Nie chciałem cię tak nazwać ja... po prostu przestraszyłem się. - O mało nie wybucham śmiechem. Przestraszył się?! Niby czego? On naprawdę jest pojebany.
- Przestraszyłeś się! - podchodzę do niego i dźgam palcem w jego klatkę piersiową. - Po tym wszystkim co mi powiedziałeś? Nie masz prawa się we mnie zakochiwać. - Teraz dźganie palcem mi nie wystarcza i uderzam go rękoma na oślep. Łzy cisną mi się w oczy. - Jesteś nienormalny, nienawidzę cię... -
- Cholera to... - warczy. Łapie mnie za nadgarstki i przyciąga do siebie jestem taka tym wyczerpana, że się nie szarpię i po prostu zaczynam płakać.
 Po chwili ciągnie mnie w stronę łóżka, siłą nakazuje mi usiąść. Chłopak klęka między moimi nogami, tak że teraz nasze twarze są na jednej wysokości. Za blisko, o wiele za blisko.
- Kiedy wtedy zobaczyłem cię z tym typem, byłem tak cholernie zazdrosny, a kiedy sobie to uświadomiłem w pierwszej chwili przestraszyłem się , patrzyłem jak idziesz w moją stronę i pomyślałem jak bardzo jesteś mi potrzebna, że z każdym dniem się w tobie zakochuje, nie mogę powiedzieć, że kocham, ale naprawdę mocno zakochuje, bałem się ze to wszystko tylko sen, a ty znikniesz, wtedy przyszła złość, podeszłaś a ja się na tobie wyżyłem, wykrzyczałem ci w oczy to czego najbardziej się boje, że odejdziesz do kogoś kto będzie ciebie wart, a nie mnie jakiegoś popierdoleńca, ale wierz mi żałuje tego jak jasna cholera i błagam cię wybacz mi to. - kończy swoje małe przemówienie.
- Ja... oh nie wiem czy mogę być z kimś, kto widzi we mnie dziwkę - szepczę nie patrząc mu w oczu.
- Cholera, nie jesteś nią, dla mnie jesteś jak święta. Ja po prostu taki jestem, dupkiem w czystej postaci, gdy coś mnie boli wolę ranić wszystkich dookoła niż to okazać, właśnie dlatego jestem sam, widzisz? Nie mam nikogo, oprócz ciebie, proszę Rose. - Ściska mi serce, gdy mówi mi takie rzeczy.
- Więc dlaczego nawet nie zadzwoniłeś, czekałam, każdego dnia czekałam. -
- Myślałem, ze nie chcesz.... że lepiej dla ciebie jak nie zadzwonię, chciałem więc w końcu rzuciłem telefonem o ścianę. Ostatkami silnej woli broniłem się, żeby do ciebie nie pójść, żeby więcej cię nie ranić, miałem nadzieje że o mnie zapomnisz, tak było by lepiej, jednak jak  przyszłaś, już dłużej nie mogę udawać mam zamiar cię błagać, jestem egoistą, ale nie dam rady dać ci odejść tak po prostu. - Patrzę mu w oczy, emocje w nich zawarte, przytłaczają mnie. Co ja mam mu niby powiedzieć? Wierze w to co mówi, chyba wierzę... Ale nie wiem co mam mu na to odpowiedzieć. Może ma racje, że lepiej było by zapomnieć i dać sobie z tym spokój, może szczęście nie jest dla nas. Cisza się troszkę przedłuża. Niall nie wytrzymuje i zaczyna mnie dotykać opuszkami palców po policzku. Zamykam oczy, dlaczego to aż tak boli?
- Chciałabym cię nienawidzić - szepczę. Naprawdę wolałabym się nigdy w nim nie zakochiwać.
- Spójrz na mnie dziecinko - mówi. Nie chcę, daj mi spokój. - Rose - ponagla mnie. Otwieram oczy i kilka razy muszę mrugnąć, żeby mgiełka powstała z łez zniknęła, spoglądam w jego oczy pełne nadziei.
Powoli się nachyla i delikatnie mnie całuje, przesyłając przez ten pocałunek wszystkie swoje uczucia.
Delikatnie i z miłością.  Gdy się odsuwa, nie potrafię być na niego zła, wybaczam mu wszystko.
- Ja też się w tobie zakochuje - mówię. Twarz Nialla rozświetla wielki uśmiech, oh za ten uśmiech warto wybaczyć wszystko. Nie jestem pewna czy dobrze robię, pewnie nie. Ale życie jest jedno zaryzykuje, najwyżej będę cierpieć później.
 Całuje mnie jeszcze raz, po czym mocno przytula i nie puszcza przez następne kilka godzin.
***
- Czy teraz możesz mi powiedzieć dlaczego przyszłaś naćpana? - przerywa ciszę.
- Niall, proszę cię... - wzdycham. Nie chcę o tym rozmawiać, to nigdy nie powinno mieć miejsca. Choć z drugiej strony, jakby to się nie stało nigdy nie przyszłabym do Nialla.
- Powiedz - naciska.
- Oj nie wiem... Byłam z Clary na imprezie.... Kurwa mać, no właśnie Clary. - Szybko zrywam się z łóżka oraz z jego objęć i biegnę po torebkę, w której mam telefon. Wygrzebuję ją i oczywiście mam miliony nieodebranych połączeń i wiadomości.
Wszystko to samo, gdzie jestem, czy żyje, czy wszystko ok i takie tam, a no i ze mnie zabije, jeśli żyje.
Odpisuje jej, że wszystko ok i że jestem u Nialla.  Od razu wyłączam telefon, żeby nie musieć słuchać jej żalów na temat mojego powrotu do Nialla. Schejtowała by mnie.
- No więc byłaś na imprezie i... - Powtarza chłopak. No oczywiście przyszedł za mną.
- Nie bawiłam się zbyt dobrze, prawdopodobnie przez ciebie... Ktoś to zauważył i zapytał czy nie chciałabym poczuć się lepiej, chciałam więc wzięłam, tyle.. - kończę.
- Ostatni raz - mówi. Przewracam oczami. Znowu mi rozkazuje. Dobra nie komentuje już, bo zaraz zacznie się kłótnia, a i tak przecież nigdy więcej nie mam zamiaru tego brać.
Cholera jest już późno w nocy, ale spaliśmy do wieczora, jak mamy teraz zasnąć. Znaczy ja spałam do wieczora, on to nie wiem co robił przez ten czas. A w sumie z tymi worami pod oczami nie wygląda zbyt dobrze.
- Wyglądasz okropnie - komentuję.
- Hmm dzięki - ironizuje. Wzruszam ramionami, no co taka prawda. - Ty nie lepiej - dodaje. Szczerzę zęby, nie ważne i tak się we mnie zakochał.
- Jesteś pewien, że nie wyglądam dobrze? - pytam ściągając jego koszulkę ze swojego ciała.
- Tęskniłem za tobą dziecinko. - Patrzy na mnie wygłodniałym wzrokiem. Ja za tobą też dupku, oh uwielbiam go. Zakładam koszulkę z powrotem, a on robi obrażona minę.
- To co robimy? - pytam.
- Głodna? -
- Masakrycznie głodna - śmieje się i wchodzę do kuchni.
- To dobrze. Bo wydaję mi się, że schudłaś trochę. Nie chcę żeby coś ci się stało. -  Chłopak otwiera lodówkę i zamyśla się.
- Teraz jestem szczuplejsza, to źle? - pytam.
- Dla mnie zawsze jesteś piękna. - Boże jak ja uwielbiam kiedy mówi coś takiego i wcale nie jest świadomy tego tak takie słowa mnie rajcują.
- Dzięki - mruczę. 
- Masz ochotę na spleśniały ser, czy zepsutą parówkę - pyta całkiem poważnie. Zaczynam chichotać.
- Co ty w ogóle jesz? - Nie odpowiada mi na to pytanie.
- Niedaleko jest całodobowy sklep. Możemy do niego skoczyć. - Kiwam głową.
Zgarniam sukienkę i idziemy do jego sypialni.
- Nie musisz zakładać sukienki, moja szafa pęka w szwach przez twoje ciuchy. - No cóż musi to przeżyć. Zakłam spodnie i bluzę. Na luzaka i jest git.
- Gotowy? - Patrzę na niego, nawet w zwykłych jeansach i bluzie jest mega przystojny.
- Tak, możemy iść. - Idąc przez korytarzyk rzuca mi się w oczy wielka dziura w ścianie, jakim cudem jej wcześniej nie zauważyłam?
- Byłem wkurzony - mówi jakby zawstydzony. - Chodź. - Popycha mnie lekko w stronę drzwi. Co za człowiek, tak po prostu walnął w ścianę.
Wychodzimy z mieszkania i wolnym spacerkiem idziemy w stronę sklepu. Obejmuje mnie ramieniem.
Idealnie, po prostu sobie idziemy i niczym nie musimy się przejmować. Jesteśmy tylko my i nic więcej.

2 komentarze:

  1. OMGOMGOMGOMG!!!! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Moje błaganie zostało wysłuchane. C U D O W N Y!!! Czekałam, czekałam i czekałam, ale się doczekałam. Warto było, bo rozdział mega ^ ^ Serio, jak zobaczyłam, że jest to prawie z krzesła spadłam. Swoją drogą moje zachowanie musiało wyglądać komicznie. W każdym razie jeszcze raz rozdział MEGA, tylko proszę nie każ nam twoim czytelnikom czekać tak długo. CUDO!

    OdpowiedzUsuń