- Oh.. Witaj Sasza, nie wiedziałam, ze tu jesteś - witam się z nią kłamiąc jak z nut. Uśmiecha się do mnie z wyższością. Dzielą nas jakieś trzy metry, ale nikt nie odważy się wejść pomiędzy nas. Atmosfera jest zbyt gęsta od naszej wspólnej nienawiści. Każda osoba w tym pomieszczeniu instynktownie wie, ze lepiej się do nas nie zbliżać.
- Oczywiście - zgadza się ze mną, ale obie dobrze wiemy, że wiedziałam od samego początku, ze tu jest. - Wszystko w porządku? - pyta zmartwiona. A to co? Jakaś nowa taktyka? Marszczę brwi.
- Nie. Dlaczego? - pytam ostrożnie, czując jakąś pułapkę.
- Widziałam jak kłóciłaś się z przyjaciółką - mówi. Matko co udajesz i tak nikt ci nie uwierzy jaka z ciebie dobra dziewczynka. Musiała widzieć jak na nią warknęłam. A miałam nadzieje, że uniknę rozmowy z nią. Widocznie specjalnie mi się przyglądała i czekała na dobry moment by uderzyć.
- Nie wszystko w porządku - mówię. Szczęka boli mnie już od tego uśmiechu.
- Mam nadzieje, że to nie przeze mnie i Ashtona - mówi z niby poczuciem winy. Boże jakaż ona jest bezczelna.
- Cieszę się waszym szczęściem - syczę, przez zaciśnięte usta. Powinnam zachowywać się profesjonalnie i udawać obojętną ale jakoś mi to nie wychodzi. Poznaje to po jej zadowolonym uśmieszku, doskonale wie że działa mi na nerwy. W okół nas zebrała się już kilkuosobowa grupka i przygląda nam się z niemałym zainteresowaniem. Zwracamy na siebie za dużą uwagę.
- Myślę, że powinnaś pogodzić się ze stratą, to było oczywiste, że wybierze tą lepszą - stwierdza. Prycham. No uduszę kurwa, uduszę! Lepiej by było dla niej gdyby odeszła, nie ręczę za siebie. Wdech, wydech, wdech, wydech... Spokojnie Rose.
- Musiał znaleźć jakąś zabawę po tym jak go zostawiłam - ripostuje. Przez jej oczy przechodzi blask złości. Ha ja też potrafię ugryźć małpo. Zbija mnie z tropu gdy lekko się śmieje,
- Rose, Rose, Rose... - Prawie wyśpiewuje moje imię. Po co je powtarzasz szmato. - Myślisz, że nie wiem dlaczego z nim zerwałaś? Byłaś żałosna więc szukał na uboczu czegoś lepszego, a najwidoczniej przykro mu było zerwać z tobą pierwszemu. - Wpatruje się w nią szeroko otwartymi oczami. W jej spojrzeniu widzę, że zaraz zada cios ostateczny, wie coś czym mnie zniszczy. Zaczynam się bać, na rękach zrobiła mi się gęsia skórka. Przełykam ślinę. - Wiem, że przeszłaś dużo, ale nie powinien się tak nad tobą rozczulać, to nic wielkiego mieć brata geja, który zginął w wypadku. To prawda, że uprawiał seks ze starszymi mężczyznami... - Nie słyszę co mówi dalej, jedyny dźwięk jaki udaje mi się zarejestrować to szum przepływającej szybko krwi w moich żyłach. Ufałam mu, a on jej powiedział. To jest dużo większa zdrada niż to, że bzykał inne dziewczyny. Wyznał mojemu wrogowi moje sekrety i czułe punkty. Oczy zachodzą mi mgłą, nie jestem nawet w stanie powiedzieć jakim cudem znalazłam się tuż przed nią, oraz jakim cudem moja pięść zetknęła się z jej twarzą. Nie kontroluje żadnego swojego ruchu, nie mogę nad tym zapanować.
- Chuj cie on obchodzi? - Moje krzyki docierają do mnie jakby z daleka. W okół panuje chaos, ale nikt nie stara się nas rozdzielić. Chyba nawet nie byli by wstanie. Wpadłam w szał. Jednak mało mnie obchodzi otoczenie jedyne co się liczy to ta flądra przede mną.
Nikt mnie nie powstrzyma zabiję ją gołymi rękoma. Wplatam palce w jej blond włosy i mocno szarpię. Ucieszył mnie jej głośny pisk bólu. Nie wiem skąd nagle we mnie taka siła, pewnie to sprawka adrenaliny, ale najmocniej jak mogę walę jej twarzą o plastikowy stolik. Mam już po raz drugi obić jej mordę o stolik, ale ktoś mnie łapię w pasie i ciągnie do tyłu. Nie trzymam już jej czupryny, ale czuje ze garść włosów została mi między palcami.
- Zostawcie mnie, zabije ją - krzyczę.
- Uspokój się - warczy mi ktoś do ucha, ale ani mi się śni przestać. Szarpię się jak opętana, jednak moja siła nie ma się nic do siły osoby która trzyma mnie w pasie i ciągnie w tył. Nawet nie wiem kto to i mało mnie to interesuje. Chcę wrócić na pole walki. Nikt nas nie zatrzymuje, ale każdy wpatruje się we mnie, jak daje upust szalonej złości. W oczach czuje łzy.
- Spokojnie, słyszysz? - Znajomy głos ciągle mnie uspokaja, po co to robi? Mój duch nigdy nie zazna spokoju. Gdy wychodzimy z willi, nie stop gdy mnie wynoszą z willi, jestem już trochę spokojniejsza, a to dlatego, ze szybko opadam z sił, adrenalina powoli ulatnia się z mojego organizmu. Oczy mam pełne łez, ale staram się by a ni jedna nie wypłynęła. W końcu przystajemy, a chłopak który mnie wyniósł, postawił mnie na ziemi i odwrócił w swoją stronę i przed sobą spostrzegam Nialla.
- Dlaczego to zrobiłeś? - krzyczę i zaczynam walić pięściami w jego tors.
- Rose, uspokój się - mówi i łapię mnie za nadgarstki. Przestaje się rzucać. W gardle czuje gule, która utrudnia mi oddychanie. Moje mięśnie wiotczeją i drżą. Teraz ledwo trzymam się na nogach, a przed chwila byłam gotowa zabić. Z oczu zaczynają płynąć mi łzy, zaczynam szlochać.
- Csi nie płacz - mówi cicho Niall i przyciąga mnie do siebie. Obejmuje go i szlocham w jego pierś. Czeka aż się uspokoję i dopiero wtedy lekko mnie od siebie odsuwa i głęboko wpatruje mi się w oczy.
- Wszystko w porządku? - pyta. Kciukami wyciera moje policzki z łez.
- Tak, przepraszam - Szepczę drżącym głosem. Lekko ochrypłam, a w gardle całkowicie mi wyschło.
- Co cię napadło dziewczyno? - Pyta ostrym głosem. Jego troska zniknęła gdzieś w jednej sekundzie. Wytrzeszczam oczy.
- Jesteś zły. - Nie jestem pewna czy stwierdzam czy pytam. Chłopak wzdycha cicho.
- Chodź - mówi i ciągnie mnie lekko, aczkolwiek stanowczo za rękę. Otwiera mi drzwi do swojego samochodu od strony pasażera i czeka, aż się wgramolę, po czym siada na swoim miejscu. Rusza z piskiem opon. Przez następne kilka minut jedziemy w ciszy, co mi akurat odpowiada, mam czas na strawienie tego co się przed chwilą wydarzyło. Jak mogłam pozwolić, żeby do tego doszło? Powinnam lepiej kontrolować swoje emocje. Nie mam mentalnie siły na żadne rozmowy, jestem wyczerpana fizycznie i psychicznie, ale chłopak uważa inaczej bo zjeżdża na pobocze i zawiesza wzrok na mnie. Wzdycham to było jasne, że nie nacieszę się ciszą. Rozglądam się w około, jesteśmy na jakimś odludziu bo widzę jedynie las. Pięknie nawet mu nie ucieknę. Powoli przenoszę wzrok na niego.
- Powiedz co się stało - dyktuje mi, a ja cicho wzdycham.
- Zasłużyła sobie szmata, dawno powinna dostać - mruczę. Ani trochę nie żałuje, ze jej przywaliłam.
- Nie rozumiesz do cholery, ze ona tego tak nie zostawi - krzyczy, wzdrygam się.
- Co cię to obchodzi - warczę nie pozostając mu dłużna, nie ma prawa się na mnie wyżywać. Przewraca oczami i przeczesuje palcami grzywkę. Wkurzył się. Ale ja też nie jestem szczęśliwa więc nie będę się tym przejmować.
- Dużo - mówi. A po chwili wzdycha. Spoglądam na niego i zamiast złości widzę łagodne spojrzenie. - Proszę powiedz o co poszło - błaga. Dlaczego do cholery tak go to interesuje? Nie mam ochoty mu o tym mówić, z resztą to nie jego sprawa. Otwieram usta, żeby oznajmić mu, żeby jechał dalej, ale gdy napotykam jego intensywne spojrzenie, nie jestem w stanie mu odmówić. To tak jakby jakimś magicznym sposobem ciągnął mnie za język.
- Straciłam panowanie, nie lubimy się. Przyszła dziś z moim byłym i postanowiła się tym pochwalić oraz trochę mnie upokorzyć. - wyjaśniam szybko.
- Więc to z zazdrości? - pyta niepewnie. Przygryza wargę i widzę jak tłumi w sobie jakieś uczucia. Nawet nie mam zamiaru pytać o co mu chodzi.
- Sama nie wiem - odpowiadam szczerzę i spuszczam wzrok na swoje uda. Przez chwilę nikt nic nie mówi, ale nie trwa to długo.
- Nadal go kochasz? - Z moich ust wyrywa się krótki śmiech żałości. Kręcę głową.
- Nie - odpowiadam krótko, ale prawdziwie.
- Więc to nie z jego powodu dostała? - dopytuje. Przenoszę wzrok na jego twarz. Jakim cudem potrafi mnie tak prześwietlić. Wzdycham cicho.
- Nie, nie wytrzymałam gdy zaczęła obrażać mojego brata. Tego było zbyt wiele, nią ma prawa wyrażać się o nim źle, był najlepszą osobą na świecie... - urywałam za nim głos mi się załamie i znowu zacznę płakać. Przygryzam wnętrze policzka, żeby stłumić jakoś napierające na mnie emocje. Nie chcę się rozpłakać, już wystarczy łez.
- Jaki on jest? - pyta próbując mi jakoś poprawić humor, ale jeszcze bardziej mnie tym przygnębia.
- Nie żyje - streszczam cicho.
- Przykro mi - wygląda na zaskoczonego, W jego oczach widzę, że naprawdę mu przykro. Przez moją twarz przebiegł cień uśmiechu.
- To było dawno temu - mówię. - Możemy już jechać? - Oby zrozumiał moją niemą prośbę, żebyśmy dłużej o tym nie rozmawiali. Zgodził się i ruszył w dalszą drogę. Drogę na szczęście spędzamy w ciszy, słychać jedynie cichą muzykę, która koi moje nerwy i wręcz mnie usypia.
- Jedziemy do ciebie? - pytam. Jestem jeszcze na tyle świadoma, żeby zauważyć, że to nie jest droga do mnie do domu.
- Tak - odpowiada. Jestem za bardzo wyczerpana, żeby się teraz o to spierać. powoli odpływam.
Przez sen czuje jak Niall zanosi mnie w swoich ramionach do mieszkania.
- Dam radę iść - mamroczę sennie.
- Jasne. - Parska śmiechem. Dość szybko sadza mnie na miękkim łóżku. Nie mam siły nawet otworzyć oczu.
- Rose, jesteś pewna, że chcesz iść spać w mokrym kostiumie? - pyta mnie.
- Hmmm - mruczę, nie za bardzo dociera do mnie sens jego słów. Unoszę lekko powieki i widzę jego roześmianą twarz.
- Zaczekaj - mówi i na chwilę ode mnie odchodzi by wrócić ze swoją koszulką. Pomaga mi się pozbyć sukienki, potem założyć koszulkę.
- Ładnie pachnie - komentuję wąchając, za co zbieram kolejny boski uśmiech.
- Zdejmę ci teraz stanik - informuje mnie. Kiwam głową. Robi to pod koszulką, więc nie muszę obawiać się, że coś zobaczy, ale i tak przechodzi mnie dreszcz. - Teraz ta gorsza część - mówi i przygryza wargę. - Musisz zmienić majtki - mówi i podaje mi swoje bokserki. Palcem pokazuje mu, że ma się odwrócić. Wypycha dolną wargę, ale grzecznie się mnie słucha i odwraca. Nie jestem aż tak zmęczona i pijana by pokazać mu swoje kroczę. Szybko zmieniam mokry dół od bikini i zakładam jego bokserki. Niall także się rozbiera, zostawia jedynie bokserki. Po czym pomaga mi się wsunąć pod ciepłą kołdrę. Kładę się do niego plecami, a on przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej, nasze nogi plączą się razem. Czuje jak przesuwa palcami po moim ramieniu, drżę leciutko. Robi się za gorąco.
- Niall? - szepczę tak cicho, ze nie jestem w stanie stwierdzić czy usłyszał. Ale po chwili odpowiada.
- Tak?
- Pocałujesz mnie? - pytam. Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam. Chłopak zastyga i zastanawiam się czy czymś go uraziłam. Ale po chwili w mgnieniu oka znajduje się tuż nade mną. Wyłożył się na mnie całą długością swojego ciała, ale nie jest mi ciężko bo przytrzymuje cały swój ciężar na jednej ręce, drugą natomiast muska kciukiem moją wargę. Szybko się rozbudzam. Przełknęłam ślinę i powoli wypuściłam powietrze z ust. Wpatrujemy się sobie głęboko w oczy. W takich oczach każdy mógłby się zakochać, są piękne. Pochyla się i nasze usta dzieli teraz tylko kilka milimetrów. Jeszcze trochę i w końcu poczuje jego usta. Przygryzam wargę i nareszcie dzieje się to czego tak bardzo pragnęłam.
Całujemy się.
_______________________________________________________________________
Mam smuteczka bo pod ostatnim rozdziałem są tylko 4 komy :( Komentujcie trochę, proszę :)
Jeśli macie jakie pytania do zapraszam do zakładki "pytania do bohaterów" ;)
Rozdział super. Czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńNext ♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńWOW! Super :D next
OdpowiedzUsuńCudowne *.*
OdpowiedzUsuńSwietny rozdział *.* czekam na następny
OdpowiedzUsuńUGH! PISZĘ TEN KOM JUŻ CZWARTY RAZ!!!
OdpowiedzUsuńCiągle mi się internet odłącza i nie mogę go opublikować.
IRYTUJĄCE -_-
W skrócie:
ROZDZIAŁ CUDOWNY I ZAJEBISTY ZRESZTĄ JAK ZAWSZE ;**
RIALL NARESZCIE RAZEM *_*
Przepraszam, że komentarz tak późno, ale jestem chora i ciągle śpię xdd
Całuję,
Alicja ♥
O MY GY !!!!
OdpowiedzUsuńCUDOWNE PISZ WIĘCEJ :D
CZEKAM NA NEXTA *.*